Lacrosse w olimpijskiej odsłonie
Na ostatniej sesji w Mumbaju MKOl podjął decyzję o włączeniu lacrosse do programu igrzysk w 2028 roku. Turnieje lacrosse rozgrywano już w 1904 i 1908 roku, a także trzykrotnie później jako sport pokazowy. Będzie to więc powrót lacrosse na arenę olimpijską, ale w znacznie zmienionej formule.
O specyfice olimpijskiej odmiany tego sportu oraz możliwym wpływie tej decyzji na rozwój lacrosse w naszym kraju rozmawialiśmy z Jędrzejem Madejem, wiceprezesem Polskiej Federacji Lacrosse oraz głównym trenerem męskiej reprezentacji młodzieżowej i członkiem sztabu szkoleniowego męskiej kadry seniorów.
„Forum Trenera”: Czy decyzja o włączeniu lacrosse do programu igrzysk w Los Angeles była dla środowiska zaskoczeniem, czy może była powszechnie spodziewana?
– Jeszcze tydzień przed sesją MKOl w Indiach było sporo niepewności. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że mamy dużą szansę, ale nie był to pewniak. Dopiero po decyzji komitetu organizacyjnego LA 2028 oznajmiającej, że lacrosse znalazł się wśród pięciu sportów oficjalnie zaproponowanych do zatwierdzenia, stało się jasne, że mamy 99 procent szans. Mimo wszystko, było to zaskoczenie, ale oczywiście bardzo pozytywne.
Odmiana lacrosse, która pojawi się w Los Angeles to Sixes Lacrosse. Rywalizują w niej dwa zespoły po sześciu zawodników lub zawodniczek przebywających na placu gry, a mecz trwa cztery kwarty po osiem minut. Co Pana zdaniem zdecydowało, że właśnie ta wersja została zaakceptowana?
– Sam pomysł światowej federacji World Lacrosse, żeby dyscyplina znalazła się w programie igrzysk ma za sobą długą historię. Nie chcę przekłamać, ale to było dobre 10 lat. Przez ten czas tworzyliśmy fundamenty pod to, żeby MKOl uznał nas za wiarygodnego partnera. Format igrzysk od pewnego czasu ulega zmianie – forma ma być bardziej kompaktowa, duży nacisk położony jest na równy udział obu płci. W związku z tym, że w podstawowej wersji lacrosse (Field Lacrosse – przyp. red.) przepisy gry dla kobiet i mężczyzn znacznie się różnią, federacja stworzyła nową odmianę, by maksymalnie ujednolicić zasady gry dla obu płci.
Są w ogóle jakieś różnice w przepisach?
– Tak, ale niewielkie. Mężczyźni, podobnie jak w klasycznej odmianie, mają kaski, rękawice, ochraniacze łokci i klatki piersiowej. Kobiety tych zabezpieczeń nie mają. Jedynie ochraniacz na zęby i gogle. Z tej racji kontakt u kobiet jest jeszcze bardziej ograniczony niż u mężczyzn. To wynika z kwestii bezpieczeństwa i chęci zapobiegania urazom. Wszystkie pozostałe elementy są takie same dla obu płci.
Czy można powiedzieć, że potrzeba podobnych przepisów dla kobiet i mężczyzn stała się w tym wypadku matką tego wynalazku jakim jest format szóstek?
– Tak, zdecydowanie. Ważny był również fakt, że Field Lacrosse to odmiana 10-osobowa, a kadry liczą sobie 23 zawodniczek lub zawodników. Z racji „odchudzania” liczby uczestników igrzysk, to też nie dawało dużych szans klasycznej wersji. Odmiana, w której rywalizują szóstki została wymyślona, by zwiększyć szansę na udział w igrzyskach.
Można tu zauważyć podobieństwa do innych dyscyplin, które znalazły się wśród pięciu zaproszonych na igrzyska w 2028?
– Tak, między innymi do futbolu flagowego. Jednak mamy już „funkcjonujący” przykład – rugby, w której zmniejszono liczbę zawodników w stosunku do podstawowej wersji.
W odmianie olimpijskiej drużyna występująca na boisku składa się z sześciu zawodniczek lub zawodników, kadra meczowa liczy 12 osób. To podstawowa różnica w porównaniu z wersją field, ale nie jedyna. Czy mógłby Pan w skrócie zarysować pozostałe?
– Zacznę od podobieństw: takie same bramki, takie same kije, ochraniacze i piłki. Przede wszystkim mniejsze jest boisko (70 metrów długości i 36 szerokości; w Field Lacrosse około 100 na 50 m – przyp. red.). W odmianie sixes mamy natomiast zegar odmierzający czas na akcję. Od momentu wejścia w posiadanie piłki drużyna ma 30 sekund na oddanie strzału. Jest to również wersja mniej kontaktowa. Kwestia kontaktu jest chyba najbardziej porównywalna do koszykówki. Obrońca może przeszkadzać rywalowi z adekwatną siłą do tego, w jaki sposób porusza się atakujący. Z bardziej szczegółowych zasad – w klasycznej wersji, gdy piłka opuści plac gry, wznowienie należy do drużyny, która była bliżej miejsca wyjścia na aut. W odmianie sixes przepisy są zbliżone do znanych nam z piłki nożnej lub koszykówki. Po prostu posiadanie przyznawane jest drużynie przeciwnej do tej, której zagranie spowodowało opuszczenie przez piłkę placu gry.
Czy w ten sposób może być to bardziej czytelne dla kibiców innych dyscyplin?
– Ta odmiana jest widowiskowa i z pewnością bardziej zrozumiała. Dla osoby, która pierwszy raz ogląda nasz sport, pewne specyficzne reguły tego sportu widoczne w Field Lacrosse mogą być niezrozumiałe. Odmiana olimpijska będzie pod tym względem zdecydowanie łatwiejsza w odbiorze.
Oglądałem lacrosse w rywalizacji szóstek podczas The World Games 2022 w Birmingham w stanie Alabama i muszę przyznać, że to uproszczenie jest odczuwalne i pomaga w oglądaniu. W jaki sposób, Pana zdaniem, różnice w przepisach mogą się przekładać na odmienne podejście szkoleniowe w stosunku do wersji olimpijskiej?
– W klasycznej odmianie lacrosse duże znaczenie ma podział na pozycje na boisku – jest bramkarz, są obrońcy, są atakujący, są pomocnicy. Obrońcy podczas treningu nie są zmuszani do ćwiczeń w ataku, do rozwijania swoich umiejętności strzeleckich. Z kolei atakujący nie muszą szlifować rzemiosła defensywnego. W wersji olimpijskiej także jest bramkarz, ale poza tym wszyscy bronią i wszyscy atakują. Przewagę mają więc te drużyny, które mają bardziej uniwersalnych zawodników.
Lacrosse w odmianie sixes wymusza większą wymienność pozycji?
– Z pewnością. Najlepszy przykładem były właśnie The World Games w Birmingham. Występowała tam reprezentacja Irokezów, dla których lacrosse jest swego rodzaju religią. Jedna z najlepszych drużyn na świecie, najlepiej wyszkolona technicznie, z racji rozpoczynania treningów w bardzo młodym wieku. Jednak w rywalizacji szóstek nie byli w stanie się odnaleźć. Mieli zbyt wielu zawodników specjalizujących się w ataku, którzy nie odnajdywali się w obronie. Z kolei na przeciwnym biegunie byli Japończycy, którzy zdobyli brązowy medal.
Po bardzo zaciętym meczu po dogrywce, pokonując Wielką Brytanię, która jest potęgą w europejskim lacrosse…
– Właśnie Japonia miała najbardziej wszechstronną reprezentację, zawodników moim zdaniem najbardziej wybieganych. Potrafili dokonać idealnej selekcji graczy do nowej formuły rywalizacji. To pokazuje, że nawet świetni zawodnicy z klasycznej odmiany, ale zbyt wyspecjalizowani, mogą nie sprawdzić się w szóstkach. Moim zdaniem najlepiej z „dużego boiska” (Field Lacrosse – przyp. red.) powinni w nowej wersji funkcjonować pomocnicy, właśnie z racji ich wszechstronności.
Czy zauważa Pan duże różnice pomiędzy wersją klasyczną a olimpijską w sposobie prowadzenia drużyny już podczas samego meczu?
– W odmianie olimpijskiej wszystkiej dzieje się szybciej. Rywalizacja szóstek pod tym względem bardziej przypomina koszykówkę. Time-out (dwie przerwy na żądanie w 1. i 2. oraz dwie w 3. i 4. kwarcie – przyp. red.) można wykorzystać raczej do zaplanowania następnej zagrywki niż do jakiegoś ogólnego analizowania sytuacji na boisku.
Nie wspomnieliśmy jeszcze o jednej wersji sportu, czyli Box Lacrosse.
– Box lacrosse nieco bardziej przypomina odmianę olimpijską. Rywalizują również szóstki, ale mecze rozgrywane są na boisku do hokeja na lodzie. Oczywiście zamiast lodu zainstalowana jest sztuczna nawierzchnia. Są rzecz jasna bandy, a kontakt pomiędzy grającymi może być znacznie bardziej intensywny w stosunku do wersji field.
Czy możemy powiedzieć, że Box Lacrosse to najbardziej kontaktowa odmiana, Field Lacrosse jest pośrodku, a szóstki, czyli wersja olimpijska, najmniej?
– W odmianie box też jest 30 sekund na oddanie strzału, ale wspomniane bandy powodują, że gra jest inna, zawodnicy mogą sobie pozwolić na większy kontakt. Strefa zmian jest tam umiejscowiona w taki sposób, że są możliwe płynne zmiany formacji z atakującej na broniącą.
Inaczej niż w wersji olimpijskiej?
– Inaczej. W sixes nie ma możliwości, żeby w trakcie przechodzenia z obrony do ataku zmieniać całe formacje, gdyż strefa zmian jest na tyle oddalona, że narażamy się w ten sposób na kontry lub posiadanie w danym momencie mniejszej liczby zawodniczek lub zawodników na boisku od rywala.
Czy osoby uprawiające do tej pory inne dyscypliny sportu mają szansę odnaleźć się w nowej wersji lacrosse?
– W odmianie olimpijskiej na pierwszy plan wysuwają się szybkość i wytrzymałość interwałowa. Widzę podobieństwa do koszykówki i piłki ręcznej. Gra się od bramki do bramki, czy od kosza do kosza. Trzeba szybko przechodzić z obrony do ataku, potem na chwilę zwolnić i wybrać dobre rozwiązanie taktyczne. Wszyscy zawodnicy muszą umieć bronić jak i atakować. Ważna w naszym sporcie jest również koordynacja oko-ręka, gdyż mamy narzędzie w postaci kija. Zawodnikom wcześniej trenującym piłkę ręczną czy koszykówkę łatwiej przychodzi nauczenie się operowania kijem, z racji tego, że wcześniej rzucali. Także praca nóg, zwody, to również podobieństwa.
Czy jest jeszcze coś, co mogłoby zachęcić do przyjścia na rekrutację do drużyny lacrosse?
– Nie mamy wymagań pod względem wzrostu, co może stanowić pewną barierę, choćby przy treningu koszykarskim. W lacrosse wzrost schodzi na dalszy plan.
Włączenie do grupy sportów olimpijskich ma duże znaczenie nie tylko ze względu kwestie finansowania, ale również powoduje naturalne zwiększone zainteresowanie dyscypliną. Czy będzie to miało Pana zdaniem duży wpływ na rozwój lacrosse w Polsce?
– Mam nadzieję, że tak. Na razie trudno o ocenę, bo upłynęło zbyt mało czasu od decyzji MKOl. Obserwujemy zwiększone zainteresowanie mediów, co powinno z czasem przełożyć się na większą frekwencję na trybunach i przy rekrutacjach. Mamy nadzieję, że zwiększy się też zainteresowanie ze strony sponsorów prywatnych. W Polsce niestety finansowanie prywatne wygląda inaczej niż w Niemczech czy w Czechach. Tam patrzy się nieco mniej na to, co od razu można zyskać, a bardziej jak można wpłynąć na rozwój danego sportu. To się oczywiście u nas zmienia, ale powoli.
Na razie nie mamy ani żeńskiej ani męskiej reprezentacji Polski w odmianie olimpijskiej. Są natomiast zespoły w wersji klasycznej. Jak plasują się one w rywalizacji międzynarodowej?
– Męska reprezentacja wystąpiła w tym roku na mistrzostwach świata w San Diego. Zajęliśmy tam 20. miejsce. Były to o tyle wyjątkowe zawody, że wymagały przejścia kwalifikacji i to się udało. Przeszliśmy eliminacje europejskie, żeby móc wystąpić w Kalifornii. Aspiracje co do lokaty były może nieco większe, ale trudno mówić o zawodzie. Nasze miejsce w światowej hierarchii to pozycje pomiędzy 16. a 22.
A reprezentacja kobieca?
– Tu trudniej o ocenę. Kobieca kadra jeszcze nigdy w historii nie wystąpiła na turnieju międzynarodowym rangi mistrzowskiej. Dopiero w przyszłym roku wystąpimy w mistrzostwach Europy w portugalskiej Bradze. Będą to jednocześnie kwalifikacje na kolejne mistrzostwa świata. Miejsce gwarantujące taki awans będzie naszym celem.
Kiedy możemy się spodziewać powołania kadr w odmianie olimpijskiej?
– Jesteśmy na etapie ich kreowania, tworzenia sztabów szkoleniowych. Potem nastąpi sformułowanie kalendarza, tak aby jak najwięcej rywalizować z innymi krajami. Po decyzji MKOl nastąpił prawdziwy boom. Wszystkie federacje chcą grać, organizować i jeździć na turnieje. W 2024 roku nie będzie to jeszcze z naszej strony działanie pod kątem ścisłej selekcji na igrzyska, ale chcemy, poprzez mecze z innymi, uczyć się tej odmiany, jak większość reprezentacji w Europie. Uczyć się i zdobywać niezbędne doświadczenie, które przyda się w przyszłych imprezach rangi mistrzowskiej czy kwalifikacjach olimpijskich. Nie jesteśmy faworytami, ale nikt nam nie zabroni marzyć. Będziemy walczyć o awans na igrzyska.
Rozmawiamy podczas warszawskiego turnieju o Puchar Polski mężczyzn. W bieżącym sezonie właśnie te rozgrywki toczą się w formule szóstek. To ma być swoisty poligon doświadczalny?
– Tak. Rozgrywamy Puchar Polski kobiet i mężczyzn w wersji olimpijskiej właśnie po to, żeby zawodnicy i trenerzy zdobywali doświadczenie. To jest wciąż lacrosse, ale taktyka i zachowywanie się oraz poruszanie na mniejszym boisku jest zupełnie inne. To trochę metoda prób i błędów, ale właśnie tylko poprzez liczne występy na boisku będziemy w stanie dojść do pewnych wniosków.
Jakie są plany związku dotyczące rozgrywek krajowych na następny sezon?
– Wiosnę 2024 roku poświęcimy na rozgrywanie meczów w formule field. Jesienią, podobnie jak w tym roku, będziemy rozgrywać Puchar Polski w wersji olimpijskiej.
Czyli na razie trudno mówić o większej specjalizacji z racji stosunkowo niewielkiej liczby zawodniczek i zawodników uprawiających lacrosse?
– Na świecie siłę reprezentacji w Sixes Lacrosse stanowią wciąż zawodniczki lub zawodnicy z klasycznej odmiany lub z wersji box. O specjalizacji na tym etapie nie ma mowy. Stąd ten generalny podział, o którym wspomniałem. Pierwsze pół roku mamy dla odmiany klasycznej, gdyż w wakacje rozegrane zostaną imprezy mistrzowskie w Field Lacrosse. Jesień znów poświęcimy dla odmiany sixes. Podejrzewam, że na wiosnę przyszłego roku podejmiemy pierwsze próby, by zorganizować jakiś turniej w rywalizacji szóstek, lub też wziąć udział w jakiejś rywalizacji poza granicami. Ze szczegółami musimy jednak nieco poczekać.
Kiedy więc możemy się spodziewać konkretnych informacji na temat sformowania sztabów szkoleniowych reprezentacji w lacrosse w wersji olimpijskiej?
– Myślę, że powinno to nastąpić na przełomie roku. Mimo wszystko priorytetem dla nas w 2024 roku są imprezy w odmianie klasycznej – młodzieżowe mistrzostwa Europy we Wrocławiu oraz mistrzostwa Europy kobiet w Bradze. Jeśli chodzi o wersję olimpijską podchodzimy do tego z rozsądkiem i systematycznie.
Rozmawiał Witold Cebulewski