Nasi strzelcy pojadą do Paryża po medale

Autor: Rozmawiał Dariusz Wołowski
Artykuł opublikowany: 15 grudnia 2023

Od chwili napaści Rosji na Ukrainę trzy razy więcej Polaków chce się nauczyć obsługiwać broń – mówi Andrzej Kijowski, były trener Renaty Mauer, dziś prezes Polskiego Związku Strzelectwa Sportowego.

Klaudia Breś. Fot. Polski Związek Strzelectwa Sportowego

„Forum Trenera”: Igrzyska w Rio de Janeiro i w Tokio polscy strzelcy zakończyli bez medalu. Jak będzie w Paryżu?

Andrzej Kijowski: W Japonii nasz mikst karabinowy wszedł do finału na drugim miejscu. Ale potem skończyło się na ósmej pozycji. Rio to były dla naszych strzelców najgorsze igrzyska.

Zespół Metodyczny przy Instytucie Sportu-PIB wytypował dla naszych strzelców trzy szanse medalowe na Paryż.

– W tej chwili mamy cztery kwalifikacje olimpijskie: trzy w karabinie i jedną w pistolecie. W pistolecie to Klaudia Breś z Zawiszy Bydgoszcz, która jest mistrzynią Europy, zdobywała medale w Pucharach Świata, wygrała w tym roku igrzyska europejskie. W ostatnim finale Pucharu Świata była piąta. Jest to zawodniczka utytułowana, sprawdzona i na pewno powalczy o podium w Paryżu. W karabinie w trzech postawach Tomek Bartnik z Legii Warszawa sięgnął po złoto w poprzednich mistrzostwach świata i po srebro w ostatnich. Jego również traktujemy jako naturalnego kandydata do medalu olimpijskiego.

Igrzyska w Tokio Bartnikowi się nie udały. Sądzi pan, że wykorzysta doświadczenie z Japonii, by w Paryżu lepiej poradzić sobie z presją?

– Jestem pewien. Tak samo było z Renatą Mauer, która była znakomicie przygotowana już do igrzysk w Barcelonie w 1992 roku, ale nie zdołała wejść do czołowej dziesiątki. I dopiero od kolejnego startu olimpijskiego w Atlancie zdobywała medale. W Tokio Bartnik znakomicie strzelał w eliminacjach miksta z Anetą Stankiewicz, ale w finale już coś poszło nie tak.

Trzecią polską nadzieją medalową na Paryż jest…

– Julia Piotrowska. Młoda zawodniczka ze Śląska Wrocław. Ma 22 lata. Zdobywała medale w zawodach juniorów, a w ostatnich mistrzostwach świata była czwarta, co dało jej awans na igrzyska w Paryżu. Ma też bardzo duże osiągnięcia w drużynie, zdobywała medale mistrzostw Europy, na igrzyskach europejskich w Krakowie były na trzeciej pozycji. Czwartą szansą jest Natalia Kochańska z Gwardii Zielona Góra, która kwalifikację olimpijską zdobyła srebrnym medalem na igrzyskach europejskich. Jako jedyna zawodniczka z Polski na ostatnich mistrzostwach świata w Baku była w finale.

To prawda, że 30 czołowych zawodniczek i zawodników ma rekordy życiowe na tym samym poziomie. Wyniki są abstrakcyjne, bo dziesiątka na tarczy w konkurencji strzelania z 10 metrów z karabinu pneumatycznego ma 0,5 mm i jest podzielona na 10 części, czyli maksymalnie można uzyskać wynik 10,9. Czyli zawodnik trafia w środek tarczy, ale wcale nie wiadomo, czy to był dobry strzał, bo trzeba sprawdzić, ile otrzymał dziesiętnych punktu. To jest poza percepcją człowieka.

Szansa medalowa to jedno, ale wywalczenie medalu to jednak coś innego, prawda?

– Oczywiście. Ocenia się, że jeśli połowa szans medalowych zamieni się w miejsca na podium to jest dobrze. Nasi strzelcy wciąż walczą o kolejne kwalifikacje na Paryż. Niedawno w Dausze odbyły się zawody finału Pucharu Świata, które wygrała Aneta Stankiewicz z Zawiszy Bydgoszcz. To jest rywalizacja jak w tenisowym WTA Finals – tam rywalizuje ósemka najlepszych, w strzelectwie ósemka najlepszych plus zwycięzca poprzedniej edycji i medaliści mistrzostw świata. Jestem pewien, że Aneta pojedzie do Paryża i tam powalczy o bardzo wysokie miejsce.

I pewnie aspiracje olimpijskie naszych strzelców na tym się nie kończą?

– Mamy młodego i bardzo zdolnego Macieja Kowalewskiego, który w karabinie strzela razem z Bartnikiem. Był szósty na mistrzostwach świata, ale nie mógł zdobyć kwalifikacji olimpijskiej, bo tylko jeden zawodnik z każdego kraju miał do tego prawo. Gdyby zdobył srebro, a Bartnik złoto, i tak tylko Bartnik dostałby się na igrzyska w stolicy Francji. Ale Kowalewski wciąż o Paryż walczy. Myślę, że mu się uda pojechać, a co dalej, zobaczymy na miejscu. Czyli w karabinie będziemy reprezentowani praktycznie w każdej konkurencji. W pistolecie jest jeszcze Oskar Miliwek z Zawiszy Bydgoszcz. On też walczy o start olimpijski.

Ale już bez aspiracji medalowych?

– Doświadczenie uczy, że w strzelectwie przekreślanie szans na sukces jest wyjątkowo ryzykowne. Pamiętam jak do Sydney zawodnik ze Szwajcarii przyjechał jako rezerwowy, ściągnięty w trybie pilnym, a wyjeżdżał ze złotem i tytułem mistrzowskim.

W programie igrzysk jest jeszcze strzelanie do rzutków.

– W tej konkurencji Sandra Bernal ze Śląska Wrocław świetnie sobie radzi w Pucharze Świata, ma spore szanse na start olimpijski. Młody Kacper Baksalary z BOCK Rawicz, dopiero zaczął starty wśród seniorów, a już bije rekordy Polski. Też powinien do Paryża pojechać. W sumie uważam, że jeśli w igrzyskach wystartuje sześciu lub siedmiu zawodników z Polski, to będziemy mogli powiedzieć, że jesteśmy usatysfakcjonowani.

Zawody olimpijskie w strzelectwie odbędą się w Chateauroux, 300 km od Paryża. Czy nie będziecie się czuli odizolowani, pozbawieni atmosfery igrzysk?

– Myślę, że to będzie strata emocjonalna dla tych, którzy pojadą na igrzyska pierwszy raz. Nie będą mieszkać w wiosce olimpijskiej, nie zetkną się z atmosferą wielkiego, sportowego święta. Ale nasza trójka Bartnik, Bernal i Stankiewicz debiut olimpijski ma za sobą. Nowi? No cóż. Trzeba patrzeć na dobre strony tej sytuacji. Będzie mniej hałasu, więcej spokoju, mniej zakłóceń na strzelnicy. Będą sami strzelcy, mniej dziennikarzy. Zawody będą kameralne, spokojne, dla debiutantów to ze sportowego punktu widzenia lepiej.

Czy nasza kadra zna już obiekty w Chateauroux?

– Nie. Ale wiosną zaplanowane jest tam zgrupowanie. Kwalifikacje olimpijskie kończą się dopiero w czerwcu, ale wiadomo kto będzie je miał, a kto będzie bliski ich uzyskania. Cała ta grupa wybierze się do Francji.

Jak bardzo strzelectwo pod względem szkoleniowym zmieniło się od czasów Reanaty Mauer-Różańskiej? Był pan trenerem mistrzyni olimpijskiej z Atlanty i Sydney.

– Niewiele się zmieniło, ale wyniki bardzo poszły w górę. Do rywalizacji o najwyższe cele dołączyło kilka państw, które miały pieniądze, zatrudniły trenerów z Rosji, czy innych państw, gdzie strzelectwo było rozwinięte i dziś biją się ze światową czołówką. Jest mało białych plam na strzeleckiej mapie. Kiedyś Hindusi, czy Chińczycy się nie liczyli, dziś na zawody przysyłają ekipy dwa, lub nawet trzy razy liczniejsze od nas. Europa to wciąż jakieś 50 procent siły strzelectwa, ale to się zmienia. Azja mocno naciska. Sprzęt nie zmienił się tak bardzo, ale Azjaci zaczęli naprawdę profesjonalnie trenować. Są zawodowcami, mają większe możliwości i to pozwoliło im dołączyć do najlepszych.

Andrzej Kijowski (pierwszy z prawej). Na najwyższym stopniu podium Klaudia Breś. Fot. IE

Na czym polegał fenomen Renaty Mauer?

– Renata późno zaczęła strzelać, bo dopiero w szkole średniej. Nauczyciel ją wyłowił, ale na początku nie była zainteresowana strzelectwem. Nauczyciel naciskał i w końcu ją przekonał. W juniorach nie osiągała sukcesów, ale to się zmieniło później. Renata chciała być mistrzynią, wiedziała co trzeba zrobić, żeby nią zostać i wykonywała to wszystko. Większość zawodników spełnia dwa pierwsze warunki, ale przy realizacji traci konsekwencję. Renata była pracowita i niesamowicie mocna psychicznie. Lepiej strzelała na zawodach niż na treningach.

Czyli pracowitość, profesjonalizm i odporność psychiczna to przepis na medale igrzysk?

– Tak. Bardzo łatwo się mówi, ale tylko nieliczni są zdolni zamieniać to w czyn. Mimo wszystko wśród naszych obecnych zawodników widzę kilku takich, którzy postępują podobnie jak Renata. Czyli są gotowi do wyrzeczeń na rzecz sportu.

Alkohol był kiedyś na liście środków zakazanych w strzelectwie. Niewielka ilość pomagała rozluźnić się na strzelnicy.

– Dawne czasy, dziś to się zmieniło. Nikt z tego już nie korzysta. Spadek koncentracji po wypiciu alkoholu jest zbyt duży. Dopingiem w strzelectwie są dziś beta-blokery, czyli środki zwalniające pracę serca. Po zażyciu ich łatwiej jest strzelać. Ale zawodnicy światowej czołówki są regularnie badani, wciąż mają kontrole antydopingowe. Testy są niezapowiedziane, najlepsi muszą meldować gdzie są, zawsze gotowi do kontroli. Sprawdza się czołówkę na każdych zawodach. Nikt nie zaryzykuje. Rzadko się zdarza, żeby w strzelectwie ktoś wpadał na dopingu.

Jest takie urządzenie SCAT, rosyjskiej produkcji, które mocuje się na lufie, i które rejestruje wszystkie ruchy karabinu. Czujnik laserowy widzi tarczę i zapisuje odchylenia lufy przed strzałem. Szczególnie w ostatniej sekundzie przed naciśnięciem spustu. Trenerzy wyciągają z tego wnioski o stanie przygotowania zawodnika, napięciach w mięśniach, korygują jego postawę itd. Kiedyś każda grupa miała jedno, lub dwa takie urządzenia, dziś każdy strzelec z topu ma swoje. Jest ono najczęściej używane przy strzelaniu statycznym.

O zwycięstwie w strzelectwie decydują dziesiętne części punktu. Konkurencja jest wyrównana, a margines błędu minimalny. Jak szukać przewag nad rywalami?

– To prawda, że 30 czołowych zawodniczek i zawodników ma rekordy życiowe na tym samym poziomie. Wyniki są abstrakcyjne, bo dziesiątka na tarczy w konkurencji strzelania z 10 metrów z karabinu pneumatycznego ma 0,5 mm i jest podzielona na 10 części, czyli maksymalnie można uzyskać wynik 10,9. Czyli zawodnik trafia w środek tarczy, ale wcale nie wiadomo, czy to był dobry strzał, bo trzeba sprawdzić, ile otrzymał dziesiętnych punktu. To jest poza percepcją człowieka. Szuka się więc odpowiedniej broni, przestrzeliwuje się lufy w firmach produkujących karabiny. Serie nabojów pasują do odpowiedniej lufy do innej nie, więc to zwiększa możliwości osiągnięcia odpowiedniego wyniku. Kiedyś większość zawodników zajmowała się tylko treningiem specjalistycznym. Dziś najlepsi stosują trening ogólnorozwojowy, łącznie z treningiem siłowym, czyli dźwiganiem ciężarów. Pracuje się z psychologami, przestrzega diety. Wiele aspektów sprawia, żeby dołożyć do wyniku te przysłowiowe 1,5 procenta, które dzielą sukces od porażki na strzelnicy.

Psychologowie pełnią w zawodowym sporcie coraz większą rolę. Jak wyćwiczyć w strzelectwie metody lepszej koncentracji?

– U nas pracuje dwóch lub trzech psychologów z każdą grupą zawodników. Koncentrację, czas reakcji ćwiczy się z wykorzystaniem różnych programów komputerowych. Są programy pomagające wytrenować oddech, bo w strzelectwie najważniejsza jest kontrola oddechu i kontrola stanu napięcia poszczególnych partii mięśni. Wszystko po to, by ruch broni przy strzelaniu statycznym był zminimalizowany.

A przy strzelaniu do rzutków?

– To jest strzelanie dynamiczne. Tu liczy się czas reakcji, przewidywanie jak ten rzutek poleci. Przecież czasami popycha go wiatr. Koordynacja ruchowa strzelca musi być w tym wypadku nienaganna.

Ile godzin w tygodniu trenuje strzelec z najwyższej półki?

– Wydolnościowo wymagania nie są ekstremalne. Zdarza się na zawodach zawodnik chudy lub gruby. Ktoś, kto przygotowuje się do startu w mistrzostwach świata ćwiczy 5–6 razy w tygodniu. U karabiniarzy każdy trening trwa kilka godzin, trzeba wystrzelić 200 nabojów, a każdy kosztuje koło 1,5 złotych. Nie jest to więc tani sport.

Rola komputerów w strzelectwie?

– Sama tarcza jest komputerem. To nie jest przestrzelona kartka papieru. Strzał widzi się na monitorze, z wszystkimi parametrami, które można analizować. I wyciągać wnioski, czy zawodnik strzela prawidłowo. Jest takie urządzenie SCAT, rosyjskiej produkcji, które mocuje się na lufie, i które rejestruje wszystkie ruchy karabinu. Czujnik laserowy widzi tarczę i zapisuje odchylenia lufy przed strzałem. Szczególnie w ostatniej sekundzie przed naciśnięciem spustu. Trenerzy wyciągają z tego wnioski o stanie przygotowania zawodnika, napięciach w mięśniach, korygują jego postawę itd. Kiedyś każda grupa miała jedno, lub dwa takie urządzenia, dziś każdy strzelec z topu ma swoje. Jest ono najczęściej używane przy strzelaniu statycznym.

Wydaje się to wszystko dość skomplikowane.

– Bo chyba takie jest. Zwłaszcza dla laika.

Kiedyś zmiany regulaminu w strzelectwie były bardzo częste? Czy to się uspokoiło?

– Nie. Teraz się nasiliło. Zmiany są jeszcze częstsze. Światowa federacja pozbyła się Rosjanina po agresji Rosji na Ukrainę, jego następca ma inną wizję. Europejska federacja strzelecka rywalizuje ze światową, więc każdy ma własne koncepcje.

Doby zawodnik, taki jak Renata Mauer, radzi sobie z każdym regulaminem?

– Dobry zawodnik skupia się na zadaniu – poprawnym wykonaniu wszystkich elementów technicznych. My też, tak jak nasi skoczkowie narciarscy, pracowaliśmy z Janem Blecharzem. Trzeba dobrze strzelać i podczas strzału nie myśleć o regulaminach.

Jak zorganizowane jest strzelectwo w Polsce?

– Mamy koło 70 tysięcy licencji. Większość to jednak licencje amatorskie, dla ludzi, którzy chcą kupić broń. Muszą odbyć szkolenie, uzyskują patent. Nasze kluby są teraz bardzo biedne. Z 300 tylko 70 prowadzi szkolenie dzieci i młodzieży. Ponieważ kluby cienko przędą, trenerzy są z reguły starymi pasjonatami, którzy sami dokładają do tego, co robią. Natomiast Polski Związek Strzelectwa Sportowego nie może narzekać, bo finansowo zabezpiecza go Ministerstwo Sportu i Turystyki. Dotacje na sprzęt, wyjazdy kadry i jej szkolenie – na to wszystko nas stać. Poza tym 21 zawodników kadry jest żołnierzami. Są zatrudnieni w wojsku, ale zajmują się przede wszystkim, lub wyłącznie, treningiem strzeleckim. Nikt im nie zakłóca treningu. Bez tego połowa naszych zawodników musiałaby szukać innych sposobów utrzymania rodziny, zamiast trenować profesjonalnie.

Ile kosztuje karabin lub pistolet dla zawodnika ze światowej czołówki?

– Karabin kulowy to jakieś 20–30 tysięcy złotych. Natomiast broń pneumatyczna to trzy tysiące euro, pistolet dwa tysiące. Dodatkowo strój karabiniarza kosztuje dwa tysiące złotych, jest sporo dodatkowego osprzętu.

Mówi pan, że Polacy garną się do strzelectwa, ale panu i PZSS zależy raczej na młodych, którzy mogliby uprawiać ten sport profesjonalnie.

– Ministerstwo uruchomiło strzeleckie programy szkolenia dla dzieci i młodzieży szkolnej. Renata Mauer i ja byliśmy jeszcze z tego pokolenia, w którym w każdej szkole była broń, i każdy uczeń strzelał w ramach zajęć Przysposobienia Obronnego. Dziś tego nie ma. My w Śląsku Wrocław mamy mistrzostwa dla szkół, w których co roku startuje wielu uczniów. Obserwujemy ich i namawiamy do podjęcia treningów.

Jak rozpoznać kogoś o dobrych predyspozycjach do strzelania sportowego?

– Pierwsze wyniki na poziomie światowym przychodzą po dekadzie treningów. Średnia wieku najlepszych strzelców to 30 lat i wyżej. Strzelectwo i jeździectwo ma najstarszych zawodników na igrzyskach, bo są tacy, którzy medale zdobywają po czterdziestce. A co do młodych, to pierwsze treningi pokazują ich predyspozycje: na przykład spokój. Jeden z broni podpartej strzela po całej tarczy, a drugi w jedno miejsce. Szukamy tego drugiego.

U nas pracuje dwóch lub trzech psychologów z każdą grupą zawodników. Koncentrację, czas reakcji ćwiczy się z wykorzystaniem różnych programów komputerowych. Są programy pomagające wytrenować oddech, bo w strzelectwie najważniejsza jest kontrola oddechu i kontrola stanu napięcia poszczególnych partii mięśni.

Czy popularność paintballa wpływa na popularność strzelectwa?

– Niespecjalnie. To jest jakaś popularyzacja strzelectwa, ale do sportu strzeleckiego lepiej zacząć od strzelania z wiatrówki. Czyli karabinu pneumatycznego.

KBKS kiedyś był bardzo popularny.

– Uczniowie strzelali z niego w szkołach. Ale to jest broń kulowa. Potem od tego odeszliśmy. Młodzież strzela z broni pneumatycznej, gdzie nie ma huku, strzela się pod dachem, a nie w otwartym terenie. Tak najlepiej zacząć przygodę ze strzelectwem. A jak się osiągnie pewien poziom techniczny, dopiero można przejść na broń kulową.

Na ile agresja Rosji na Ukrainę zwiększyła zainteresowanie Polaków strzelectwem?

– Bardzo. Ludzie chcą umieć posługiwać się bronią. Przyrost zainteresowanych strzelaniem w ostatnich dwóch latach był niesamowity. W Śląsku Wrocław co miesiąc po 80–100 osób robi licencję. Wcześniej robiło 30. Czyli wzrost jest dwu, lub nawet trzykrotny, co oczywiście w jakiś sposób przekłada się na zainteresowanie strzelectwem sportowym.

Rozmawiał Dariusz Wołowski

Natalia Kochańska (w środku). Fot. Paweł Skraba/AZS