Partyka, Lepiato i Oleksy inspirują ludzi do sportu

Autor: Rozmawiał Dariusz Wołowski
Artykuł opublikowany: 17 grudnia 2023

„Sport ma uczyć samodzielności ludzi z niepełnosprawnościami. To jego podstawowa funkcja, poza szansą na rywalizację o paralimpijskie medale”, mówi Łukasz Szeliga, prezes Polskiego Komitetu Paralimpijskiego, który istnieje już 25 lat.

Łukasz Szeliga

Dariusz Wołowski: Trudno się przyzwyczaić do nowej nazwy „paralimpijski”. Zawsze używaliśmy stwierdzenia „sport paraolimpijski” i bardzo się z nim żyliśmy.

Łukasz Szeliga: Mam to samo. Próbowaliśmy bronić nazwy „paraolimpijski”, pisaliśmy listy, tłumaczyliśmy, że zmiana będzie źle odebrana, ale niczego to nie przyniosło. Tak naprawdę MKOl nigdy nie pozwolił sportowi niepełnosprawnych używać swoich symboli. I choć od 1988 roku, czyli od Seulu, igrzyska paraolimpijskie zaczynają się zaraz po igrzyskach olimpijskich, na tych samych obiektach, wykorzystując tę samą wioskę olimpijską, MKOl nie zmienił postanowienia. Pięć kół i nazwa „olimpijski” zarezerwowane są dla sportu pełnosprawnych. Igrzyska paralimpijskie organizuje Międzynarodowy Komitet Paralimpijski. Jeśli ktoś z paralimpijczyków ma strój, lub nawet tatuaż z pięcioma kołami olimpijskimi, musi go zasłonić podczas igrzysk. Pod groźbą wydalenia. No cóż. Czy nam się to podoba, czy nie musimy się dostosować. Po angielsku zawsze był Paralimpic Committee. Paraolimpijski przetrwał w języku polskim, ale nie tylko, także w słoweńskim na przykład.

Musieliście zmienić logo PKPar?

– Tak, cały logotyp. Już po raz czwarty. Nie chcę z tym dyskutować, bo sprawa wynika z sytuacji międzynarodowej, czyli relacji między MKOl i International Paralympic Committee (IPC), na którą nie mam wpływu. Konsekwencje są też w słowniku. Kiedy wpisze pan w jakimkolwiek edytor tekstu słowo „paralimpijski”, podkreśli to na czerwono jako błąd. Tymczasem „paraolimpijski” traktowane jest w Polsce jako słowo poprawne. Wszystko wynika z nieporozumienia ciągnącego się przez lata. Dziś musimy to zmienić.

Za pół roku igrzyska paralimpijskie w Paryżu. Jak duża będzie reprezentacja Polski? Ilu polskich sportowców z niepełnosprawnościami już zdobyło kwalifikacje?

– Ponad 40 osób z Polski już zakwalifikowało się do igrzysk paralimpijskich we Francji. Dokładnie chyba 47. Myślę, że do Paryża pojedzie około 90 – tyle samo co do Tokio w 2021 roku. I zaraz pewnie pan mnie spyta, ile medali zdobędą. Uprzedzając pytanie powiem, że więcej niż w stolicy Japonii trzy lata temu. Wtedy wywalczyliśmy 24.

Uruchomiliśmy projekt sekcji sportowych i obozów sportowych. Chcemy zbliżyć się do ludzi, którzy mogliby wejść do sportu paralimpijskiego. Chcemy wprowadzić dwa poziomy certyfikatów dla instruktorów, którzy mogliby prowadzić lub pomagać przy prowadzeniu zajęć sportowych dla osób z niepełnosprawnościami.

W jaki sposób się to oblicza?

– Na podstawie liczby medali zdobytej przez naszych sportowców w ostatnich mistrzostwach świata w lekkoatletyce, pływaniu, szermierce na wózkach czy kolarstwie. Wywalczyliśmy ich w sumie 33. Przy czym nie odbyły się mistrzostwa w tenisie stołowym, w którym też liczymy w Paryżu na miejsca na podium. Ta metoda liczenia się zazwyczaj sprawdza.

Najsilniejsze punkty naszej drużyny?

– Stałe. Naturalnie Natalia Partyka, na którą zawsze możemy liczyć. Co prawda nie zdobyła w Tokio złotego medalu indywidualnie, ale wierzymy, że w Paryżu Natalia może się odegrać. Pływak Kamil Otowski przeszedł reklasyfikację i przyznano mu niższą klasę startową, czyli jest teraz mocniejszy. To zawodnik z pogranicza grupy S2 i S1 – czyli tych najniższych w pływaniu. Był w S2, co było dla niego krzywdzące, bo musiał rywalizować z zawodnikami sprawniejszymi ruchowo od siebie. Odkąd przeszedł do klasy S1, jest bardzo mocnym punktem pływackiej drużyny.

Mógłby pan wytłumaczyć, na czym polega podział na grupy w pływaniu i innych dyscyplinach paralimpijskich?

– Sport pływacki podzielony jest na dziesięć klas startowych dla osób z niepełnosprawnością ruchową. Pięć najniższych jest dla ludzi poruszających się na wózkach: S1, S2, S3, S4, S5. Ale wśród poruszających się na wózku są ludzie w różnym stopniu poszkodowani. Ci najbardziej są w klasie S1, czyli tam gdzie Kamil. To są tetraplegicy z czterokończynowym porażeniem, dużymi ograniczeniami ruchowymi, funkcjonalnymi. Kiedy pierwszy raz patrzy się na zawody w grupie S1, można odnieść wrażenie, że ci ludzie słabo pływają. Czasy mają znacznie gorsze niż w zawodach dla w pełni sprawnych. Natomiast ich wysiłek jest przeogromny. To jest coś, czego nie da się wyrazić słowami. Płyną tak zwanym gleichem – na plecach, zarzucając ręce do tyłu. Następne grupy czyli S6 do S10 są dla coraz bardziej sprawnych. Są jeszcze trzy klasy dla pływaków niewidomych. SB1 dla całkowicie niewidomych, SB2 i SB3 dla trochę widzących. Na to wszystko są bardzo precyzyjne przepisy, określające kogo do jakiej grupy przydzielić. Służy to wyrównaniu szans i sprawiedliwej rywalizacji. Człowiek z tetraplegią nie jest w stanie rywalizować z kimś, kto nie ma ręki lub nogi. To jest inny wymiar niepełnosprawności. Można to porównać do podziału na kategorie wagowe w boksie, czy podnoszeniu ciężarów, żeby nie rywalizowali ze sobą zawodnik, który waży 60 kg z takim, który waży 120.

Rozumiem, choćby po przypadku Kamila Otowskiego, że przydział do grup bywa kontrowersyjny.

– Tak. Bywa też, że trenerzy i zawodnicy próbują oszukiwać. Zdarza się, że na klasyfikacji medycznej pojawia się zawodnik z Chin, potem startuje w igrzyskach i znika. To budzi podejrzenia. System klasyfikacji nie jest doskonały, to pierwsza rzecz, którą należy poprawiać w świecie sportu paralimpijskiego.

Kolejna gwiazda naszej kadry to…

 – Maciej Lepiato – wybitny skoczek wzwyż. Pięciokrotny mistrz świata, trzykrotny medalista paralimpijski. Zaczął w Londynie, potem w Rio, do Tokio pojechał po ciężkiej kontuzji zerwania ścięgna Achillesa, co pozwoliło mu stanąć na najniższym stopniu podium. W ostatnich mistrzostwa świata znów był jednak na pierwszym miejscu i mam nadzieję, że powtórzy to w Paryżu.

Maciej Lepiato. Fot. Adam Nurkiewicz

Spektakularne debiuty?

– Po zmianie klasy Kamil Otowski pobił o 20 sekund rekord świata na 200 m. Jest też dwóch innych pływaków z szansami medalowymi. Gdyby zdobyli we Francji cztery medale, byłoby fantastycznie. W Tokio był jeden i to był najgorszy paralimpijski start naszych pływaków w historii. Najmocniejsi jesteśmy w lekkoatletyce i tenisie stołowym. Kolarze wystartują z małymi szansami medalowymi. Może jeden szczęśliwy się przytrafi. W strzelectwie sportowym jesteśmy ostatnio dość mocni. Z mistrzostw świata i mistrzostw Europy drużyna strzelców wracała z największym dorobkiem medalowym. W podnoszeni ciężarów poziom Azjatów jest dla Europy nieosiągalny.

Nie będzie polskich drużyny w Paryżu. Jesteśmy słabsi w sportach zespołowych?

– Najbliżej kwalifikacji był nasz zespół goalballu, czyli grze stworzonej w 1946 roku dla rehabilitacji niewidomych weteranów II wojny światowej. Nie udało się zdobyć prawa startu w Paryżu, ale to sport przyszłości, bo nasza kadra do lat 19 zdobyła mistrzostwo świata. Na igrzyskach paralimpijskich w Paryżu będzie też blind ball, ale nasi sportowcy też nie wywalczyli kwalifikacji. Warunkiem sukcesów w sportach zespołowych jest bardzo silna krajowa liga. Musi być wielu zawodników, wymaga to dobrej organizacji, kosztuje, bo w kadrze może być zawodnik z Zakopanego i z Wybrzeża – trzeba im stworzyć warunki do wspólnego treningu. Czyli jest to trudne logistycznie. Poza tym na przykład w siatkówce na siedząco wystartuje w Paryżu tylko osiem najlepszych drużyn. Gdyby było chociaż 12, mielibyśmy szansę.

Jakie dyscypliny zespołowe są w programie igrzyska w Paryżu?

– Koszykówka na wózkach, siatkówka na siedząco, goalball, blind ball i rugby na wózkach. Ostatnią drużynę mieliśmy w 2012 roku w Londynie w koszykówce na wózkach, ale nie zrobiła oszałamiającego wyniku.

Największy problem sportu paralimpijskiego w Polsce?

– Znajdowanie młodych ludzi chętnych do uprawiania sportu. To bolączka nasza, ale też całego świata i nie tylko w sporcie niepełnosprawnych. Młodzież pochłania świat wirtualny, on jest dla niej bardziej atrakcyjny, coraz rzadziej młodzi decydują się na aktywność sportową. I coraz trudniej namówić ich do jakiejkolwiek formy ruchu. To jest poważny, globalny problem.

Jak próbujecie go rozwiązać?

– Uruchomiliśmy projekt sekcji sportowych i obozów sportowych. Chcemy zbliżyć się do ludzi, którzy mogliby wejść do sportu paralimpijskiego. Chcemy wprowadzić dwa poziomy certyfikatów dla instruktorów, którzy mogliby prowadzić lub pomagać przy prowadzeniu zajęć sportowych dla osób z niepełnosprawnościami. Pierwszy to asystent instruktora, animator, który wie jak przenieść kogoś z wózka do basenu, czyli zrobić proste rzeczy umożliwiające zawodnikowi trening lub start w zawodach. Drugi to instruktor sportu niepełnosprawnych, dla każdej dyscypliny paralimpijskiej. Zaczynamy od pływania i lekkoatletyki, czyli dwóch największych dyscyplin. Ta nasza certyfikacja ma się stać standardem dla studentów studiujących na uczelniach wychowania fizycznego. Projekt ten przygotowywaliśmy z AWF-ami. Bez tych instruktorów nie ruszymy z miejsca. Tymczasem zmiana mentalności kadry pedagogicznej może nam bardzo pomóc. W Polsce jest zbyt mała liczba trenerów i instruktorów, którzy wiedzą jak prowadzić zajęcia dla osób z niepełnosprawnościami. To jest ograniczenie, które chcemy pokonać.

Zachęcanie do ruchu jest niemal tak samo ważne dla zdrowych jak niepełnosprawnych, dla niepełnosprawnych może jeszcze ważniejsze, bo zbliża ich do samodzielności. Samodzielność jest głównym celem rehabilitacji.

Jak z tym jest w innych krajach?

– Nawet w sportowo zintegrowanej Holandii jest za mało trenerów i instruktorów przygotowanych do pracy z niepełnosprawnymi. To nie jest wyłącznie problem polski.

Coś jeszcze?

– Chcemy wykonać mapę Polski z zaznaczeniem szkół zintegrowanych, które nie mają barier architektonicznych dla niepełnosprawnych, i w których odbywają się lekcje wuefu dla dzieci z niepełnosprawnościami. Zaznaczymy też na niej obiekty zintegrowane, zaczniemy od pływalni, gdzie nie ma barier architektonicznych i kompetencyjnych. Chodzi o trenerów przygotowanych do prowadzenia zajęć dla ludzi z niepełnosprawnościami.

Współpraca ze spotem zdrowych, czyli słynna integracja. Jak ona przebiega w Polsce?

– To proces długotrwały. W Holandii zajął 25 lat. U nas może trwać równie długo. Dopiero startujemy. Pierwsze certyfikaty niższego poziomu, czyli dla asystentów wydamy w pierwszym kwartale 2024 roku, wyższego – dla instruktorów w połowie roku. Wtedy będzie można uznać, że proces integracji w Polsce się zaczął. Wiele rzeczy jest jeszcze do przygotowania.

Fundamentem ruchu paralimpijskiego jest integracja ludzi z niepełnosprawnościami i ich rehabilitacja przez sport. Nie za dużo mówimy przy okazji o medalach, rywalizacji, sukcesach?

– Nie widzę sprzeczności. Nasi medaliści paralimpijscy to są ikony, które przyciągają do sportu innych. Służą jako wzór, inspirują. W praktyce pokazują, że można. Na człowieka z niepełnosprawnościami nic nie działa lepiej niż przykład Natalii Partyki czy Macieja Lepiato. Albo kogoś z taką samą niepełnosprawnością, kto startuje i osiąga sukcesy w sporcie. Od lat jeżdżę na nartach na jednej nodze i przeprowadziłem setki rozmów również ze zdrowymi. Czasem ludzie, którym nic nie przeszkadza, nie chcą, lub uważają, że nie są w stanie czegoś zrobić. Przykład kogoś, kto pokonuje większe problemy, motywuje.

Czyli trzeba edukować ludzi i zachęcać do ruchu?

– Im szerzej idziemy z edukacją, tym lepiej. Bo jeśli instruktor nie ma pojęcia o sporcie niepełnosprawnych, będzie wyważał otwarte drzwi. Tymczasem to nie są rzeczy skomplikowane, łatwo się ich nauczyć. Jeśli nauczyciele, instruktorzy, trenerzy poznają specyfikę pracy z ludźmi z niepełnosprawnościami, będą mogli im otworzyć drzwi do uprawiania sportu.

Widziałem kiedyś jak niewidomy zawodnik z przewodnikiem jechał na jednej narcie z prędkością, której ja nigdy nie odważyłbym się rozwinąć. Gdzie są granice możliwości człowieka?

– Ja z kolei w USA zobaczyłem niewidomego jadącego na monoski na siedząco. Zrozumiałem wtedy, że możliwe jest wszystko. W sporcie paralimpijskim mamy znacznie większą różnorodność niż w sporcie olimpijskim. Możemy zobaczyć kolarstwo ręczne, koszykówkę na wózkach, siatkówkę na siedząco, niewidomych, którzy skaczą w dal. W każdej z tych dyscyplin ludzie pokonują własne ograniczenia. To może dać osobom w pełni sprawnym nowe spojrzenie na sport, bo oni sami często narzekają, że czegoś nie mogą, lub nie potrafią. Że ciężko im, bo mają kręcone włosy lub krzywy nos. Profesjonalizm paralimpijczyków może być na to lekarstwem.

Czy sport paralimpijski to dla Polaków już widowisko, czy ciągle tylko dziwoląg?

– 25 lat temu poszedłem to telewizji, przy okazji promocji zimowych igrzysk w Zakopanem, które miały odbyć się w 2006 roku. Jeden z bardzo znanych dziennikarzy powiedział mi: „nie będziemy pokazywać sportu niepełnosprawnych, bo to jest nieestetyczne”. Zrobiłem duże oczy, odpowiedziałem, że estetyka to kwestia gustu, a tu chodzi o rywalizację sportową. Od tamtego czasu na szczęście w Polsce bardzo dużo się zmieniło. W 2016 roku mieliśmy pierwsze transmisje z igrzysk paralimpijskich w Rio. I było ich dużo. Przez ćwierć wieku działalności Polskiego Komitetu Paralimpijskiego udało się zmienić dużo w świadomości Polaków. Mamy coraz więcej kibiców. Rzadko się zdarza, żeby ktoś reagował negatywnie na to, co robimy. Zachęcanie do ruchu jest niemal tak samo ważne dla zdrowych jak niepełnosprawnych, dla niepełnosprawnych może jeszcze ważniejsze, bo zbliża ich do samodzielności. Samodzielność jest głównym celem rehabilitacji. Każdy w sporcie paralimpijskim musi sobie radzić, my to wymuszamy na naszych zawodnikach.

Natalia Partyka. Fot. Adam Nurkiewicz

Nie wspomina pan o pieniądzach. Czy jest ich w Polsce dość na sport paralimpijski?

– Pieniędzy nigdy nie jest za dużo, ale my się koncentrujemy na jakości wydawania tych, które mamy. W ostatnich latach Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych i Ministerstwo Sportu i Turystyki zwiększyło znacznie wydatki na sport paralimpijski. Są sponsorzy, partnerzy, dzięki którym realizujemy coraz więcej projektów. Ludzi z niepełnosprawnościami jest w społeczeństwie około 15 procent. Wciąż potrzeby są duże. Wykorzystywanie sportu nie tylko przy rehabilitacji, ale w profilaktyce ma głęboki sens. Tak się urodził sport paraolimpijski. W 1944 roku Ludwigowi Guttmannowi niemieckiemu lekarzowi żydowskiego pochodzenia powierzono zadanie stworzenia oddziału rehabilitacji dla paraplegików – inwalidów, którzy na wojnie stracili nogi. Leżąc, szybko umierali. Guttmann wymyślił dla nich gry i zabawy. Zaobserwował, że to daje znakomity efekt. Tak rodził się ruch paralimpijski. Dziś sport paralimpijski się sprofesjonalizował. Zupełnie jak sport olimpijski. Sztaby ludzi: biomechaników, psychologów, dietetyków pracują na sukces zawodnika. Czyli jak w sporcie pełnosprawnych.

Dlaczego amp futbol nie należy do sportów paralimpijskich? Jest bardzo popularny z Polsce.

 – Bardzo żałuję, że Międzynarodowy Komitet Paralimpijski nie widzi amp futbolu w programie igrzysk. My byśmy chcieli, i nasi ampfutboliści także. Mamy tak mocną ekipę w naszym kraju! W Paryżu na igrzyskach amp futbolu nie będzie, w Los Angeles też nie. Może w Bisbane w 2032 roku? Trzeba czekać, aż zmienią się władze. Obecne uzasadniają, że póki co amp futbol nie jest popularny we wszystkich krajach świata, ale mnie to tłumaczenie nie przekonuje, bo taki sam zarzut można postawić innym dyscyplinom, które w programie igrzysk paralimpijskich są. Też nie wszędzie na świecie są tak samo popularne.

Grał pan kiedyś w piłkę nożną.

– Przed wypadkiem byłem w reprezentacji Makroregionu Śląskiego. Piłka nożna to wspaniały i popularny sport. Generuje największe zasięgi, z piłką jeszcze nikt nie wygrał. Powinna być w programie igrzysk paralimpijskich. Ja będę to zawsze gorąco popierał.

Co pan czuł, gdy amp futbolista Marcin Oleksy otrzymywał od FIFA nagrodę za bramkę roku 2022?

– Wspaniała sprawa. Nasz człowiek, rodak, wielkie wyróżnienie. To był niezapomniany moment oddania szacunku człowiekowi, który robi coś pięknego. Bodziec dla innych ludzi z niepełnosprawnościami, by go naśladować.

Rozmawiał Dariusz Wołowski