Thomas Thurnbichler o pierwszym roku pracy w Polsce
– Jestem trochę marzycielem. Kiedy przyjechałem do Polski, chciałem stworzyć coś, co po mnie zostanie. Jeżeli wyjadę z Polski, to liczę na to, że wiedza i metody pracy, które udało mi się przekazać, to będzie mój spadek. Na razie cieszę się z dobrego sezonu. On był bardzo długi i trudny, ale bardzo dobry – mówił Thomas Thurnbichler, austriacki trener kadry Polski w skokach narciarskich podczas wykładu w Spale.
Obszerne fragmenty wykładu Thomasa Thurnbichlera podczas Konferencji Szkolenia Olimpijskiego i Paraolimpijskiego Mediolan – Cortina d’Ampezzo 2026.
Opracowanie Olgierd Kwiatkowski
Struktura zespołu trenerskiego
Wszystko zaczęło się rok temu. Na zawodach przyszedł do mnie Adam Małysz. Zaproponował funkcję trenera głównego polskich skoczków. Oczywiście musiałem to przemyśleć. Zastanawiałem się. Uznałem w końcu, że praca z zespołem polskich skoczków będzie czymś wyjątkowym. Zdawałem sobie sprawę, czym są skoki narciarskie w Polsce, że cieszą się ogromnym zainteresowaniem mediów. Lubię takie wyzwania. Kiedy dostałem ofertę, natychmiast zacząłem się bliżej przyglądać skokom Polaków. To było już w Vikersund, a ja byłem jeszcze członkiem zespołu austriackiego. Zastanawiałem się, jakie mogą być problemy w tej kadrze. Pewne rzeczy uświadomił mi Adam Małysz. Powiedział, że kadra jest duża, ale z ograniczoną liczbą osób współpracujących. W sprawach szkoleniowych polscy skoczkowie skupiali się na treningu fizycznym. Dlatego też, tak ważny był dla mnie właściwy dobór zespołu trenerskiego.
Zacząłem pracę nad tworzeniem sztabu szkoleniowego. Zamierzałem dobrać współpracowników podążających w tym samym kierunku, wyznających te same wartości i których dobrze znałem. Skontaktowałem się z ludźmi, z którymi pracowałem w austriackiej kadrze młodzików. Rozmawiałem z osobą mającą 15-letnie doświadczenie w obsłudze sprzętu. Doszliśmy do porozumienia. Uznaliśmy wszyscy, że w tym zespole możemy działać i odnosić sukcesy.
Od samego początku było dla mnie jasne, że muszę włączyć do sztabu psychologa sportowego. Z psychologiem pracowałem w Austrii. Wsparcie takiej osoby to istotny element w skokach narciarskich. Najpierw spotkaliśmy się z profesorem Janem Blecharzem. Podczas drugiej rozmowy polecił mi Daniela Krokosza. Od samego początku zaczęliśmy się doskonale dogadywać.
Zaczęliśmy od spotkania z trenerami w Wiedniu. Zajęliśmy się planowaniem, ustalaniami. Mówiliśmy o problemach jakie występowały w przeszłości. Sugerowaliśmy ich rozwiązanie. Poza tym dobrze się bawiliśmy. Od początku w naszym środowisku zapanowała bardzo dobra atmosfera.
Pierwsza istotna zmiana polegała na zmniejszeniu zespołów. Podzieliliśmy seniorów na dwie grupy i każda z nich miała swojego głównego trenera. Uznałem, że podniesie to jakość pracy. Nowością było skierowanie do pracy w bazach szkoleniowych skoczków – Zakopanem i Szczyrku – dedykowanych trenerów. Mieliśmy tam młodych zmotywowanych trenerów, którzy zajmowali się na co dzień trenowaniem tych skoczków. Starałem się w tych bazach być jak najczęściej, ale nie mogłem przebywać w wielu miejscach naraz. Zawodnicy oddawali już skoki na igielicie, a przecież aby zautomatyzować technikę, trzeba wykonać setki skoków. Bardzo ważne było, aby ten proces był nadzorowany przez trenera.
Kolejnym etapem było rozpoczęcie współpracy z Adamem Widomskim, odpowiedzialnym za kontakty z mediami. To jest dość istotne zwłaszcza w Polsce, biorąc pod uwagę zainteresowanie skokami. Warto było zadbać o to, by trener miał trochę więcej czasu na skupienie się na swojej pracy przy zachowaniu szacunku dla mediów. To był istotny krok. Z Adamem współpracowało się nam bardzo dobrze i myślę, że media też były zadowolone. Wszyscy otrzymali wystarczająco dużo wywiadów, zdjęć, nagrań video, a my też mieliśmy trochę większy wpływ na to, co dziennikarze piszą i mówią.
Tak więc wyglądała struktura naszego zespołu.
Zmiany w treningu. Pozbycie się starych nawyków
Od początku zwróciłem baczną uwagę na treningi. Patrzyłem na skoczków i od razu zauważyłem, że mają duże problemy z podstawowymi umiejętnościami. Co prawda, kiedy mówimy o Dawidzie (Kubackim) czy Kamilu (Stochu), to trudno powiedzieć, że brak im umiejętności podstawowych. Niemniej tak właśnie było. Mieli duże problemy z najazdem. Pracowaliśmy nad mobilnością, utrzymaniem równowagi dynamicznej. Ponieważ pracowaliśmy z bardzo doświadczonymi zawodnikami, wiedzieliśmy, że o swoim sporcie wiedzą bardzo dużo, tak więc trzeba było bardzo kreatywnie podejść do treningów.
Jeśli chodzi o skoki mieliśmy świadomość, że ważne będzie przełamanie dawnych nawyków. Wyobraźmy sobie, że przechodzimy do przygotowań do kolejnego sezonu i powtarzamy to samo, co już było robione, na tym samy sprzęcie. Wtedy przecież zawodnicy zaczynają powtarzać te same błędy. Dlatego na przykład w Szczyrku postanowiliśmy skrócić narty o 15 cm tak, żeby przełamać powtarzalność odczuć podczas treningu. Chodziło również o pokazanie zawodnikom, że w krótkim czasie jest możliwa duża zmiana. Stosowaliśmy różne style przy skokach. Prosiliśmy także, by zawodnicy wykonywali różne ruchy rękami. Staraliśmy się określić, jakim typem zawodnika jest każdy z nich. Podczas skoków wykonywaliśmy dużo obliczeń. Obciążaliśmy skoczków wymagającymi zadaniami jak obciążenia kognitywne. Najwięcej takich zadań był w stanie przyjąć Dawid, a Kamil i Piotr (Żyła) radzili sobie z nimi nie najlepiej.
Trening mózgu
Potem zainicjowaliśmy zajęcia oparte na treningu mózgu. My trenerzy podchodzimy głównie do kwestii technicznych, oceniamy sprawność ruchową zawodnika, bo to widzimy. Pod tym względem oczywiście staramy się coś zmienić. Należy się jednak zastanowić, czy jeżeli wyniki fizyczne nie są dobre, czy problem dotyczy tylko umiejętności motorycznych, a może wpływ ma to, co dociera do mięśni z mózgu? Może cały proces przetwarzania informacji, które zachodzą w mózgu nie jest wystarczająco dobry? Może na początek powinniśmy zapewnić lepszą jakość odbieranych bodźców? I może wtedy osiągane wyniki będą lepsze?
Staramy się w naszej pracy, żeby mózg lepiej odbierał bodźce płynące z poszczególnych części ciała. Wymyślamy różne ciekawe gry, starając się jednocześnie budować ducha drużyny przed zawodami, bo to daje zawodnikom pozytywną dawkę energii.
Wartości i cele
W sztabie i z zawodnikami dużo mówimy o wartościach i celach. Wartości z nami pozostają, cele się zmieniają. Ustalanie celów to proces bardzo dynamiczny. Istnieje duża różnica między profesjonalnym a amatorskim ustalaniem celów. Każdy może powiedzieć po amatorsku – chcę być mistrzem świata. To cel motywacyjny, ale tak naprawdę trzeba tworzyć cele w sposób profesjonalny, konkretny. Właściwe ustalone cele doprowadzą do tego, że zawodnik będzie się na celu skupiał i wytrwale dążył do jego realizacji.
W jaki sposób to robimy? Jest cel cząstkowy, czyli dobry trening, właściwa regeneracja itp. I potem cel ogólny, wynikowy. Zawodnik ma wygrać zawody Pucharu Świata, Turniej Czterech Skoczni, mistrzostwo świata. To ważne cele, tworzą motywację do treningu i pozwalają na podejmowanie właściwych decyzji. Mamy również cele procesowe, czyli takie, które zakładają skupienie się na kwestiach technicznych, fizycznych, na sprzęcie i sposobie myślenia.
Cele muszą być celami konkretnymi, trafnie zdefiniowanymi. Muszą być wymagającymi, ale jednocześnie realistycznymi, żeby nie prowadziły do frustracji, bo w ogóle nie da się ich osiągnąć. Należy ustalać cele krótko- jak i długoterminowe. Często ustala się cele na okres czterech lat, czyli na cały cykl olimpijski, ale nie należy zapominać o tych krótkoterminowych. W skokach narciarskich w tym kontekście ważny jest aspekt techniczny. Aby udoskonalać technikę, postępuje się krok po kroku. Nie da się skupić jednocześnie na czterech różnych umiejętnościach. Trzeba się nimi zająć stopniowo.
Wykorzystanie drugiego zespołu, zmiana systemu w szkoleniu kobiet i juniorów
W tym roku jednym z głównych problemów była komunikacja między grupami. Nie pracowaliśmy ze sobą aż tak blisko, jak powinniśmy. Trudniej było przesuwać zawodników między jedną grupą a drugą. To jest coś, co musimy jeszcze poprawić. Dużo problemów zastałem w kadrze kobiet. W skokach mieszanych trudno było stworzyć skuteczne zespoły. Analizowaliśmy to wszystko, dla mnie to był pierwszy sezon, uczyłem się polskiego systemu, dużo się dowiedziałem, w kolejnym sezonie będziemy podejmować nowe kroki.
W nowej strukturze nadal będą istniały dwie grupy seniorów, ale w większym stopniu chcemy wykorzystywać drugi zespół. Będziemy pracować w nieco większych grupach. Okazuje się, że jak grupa jest większa, to tworzy dobrą atmosferę, a poza tym jeżeli jest więcej osób, można się wymieniać naszą filozofią, lepiej się komunikować. Jeżeli chodzi o drużynę żeńską też nastąpią zmiany. Skoki narciarskie kobiet to będzie sektor, który na pewno będzie się rozwijał. Chcemy objąć naszym systemem kobiety. Ażeby pokazać, że zależy nam na nich, będą korzystać z tych samych baz treningowych.
Kolejna sprawa – juniorzy. To co zauważyłem, choć nie wszystko jeszcze wiem, podobnie jak w innych dyscyplinach sportu, następuje zbyt wczesna specjalizacja poszczególnych zawodników. Zbyt wcześnie zaczyna się prowadzenie specjalistycznych treningów. Trenerzy wiedzą co się wtedy dzieje. Szybko osiąga się te najwyższe dostępne dla danego zawodnika wyniki, ale później nie ma rozwoju.
Jeśli chodzi o skoki to mamy problem społeczny. To dotyczy innych dyscyplin sportowych i nie tylko Polski. Dzieci niechętnie garną się do sportu.
Ale tymi młodymi ludźmi, których mamy w sporcie, których mamy w skokach, trzeba się właściwie zaopiekować. Na pewno chciałbym mieć koordynatora do spraw szkolenia juniorów. W wieku 14–20 lat młody sportowiec znajduje się w najważniejszym, wręcz kluczowym okresie. Do tej pory było tak, że młodzi skoczkowie byli zwalniani ze szkoły i trenowali z seniorami, ja wolałbym zatrudnić trenerów w szkołach. Jeżeli trenerzy zostaną w szkołach, zawodnicy będą ich widzieli na co dzień, trenerzy będą mogli być dla nich wzorem. To będzie proces, wymagający zmiany mentalności. Musimy przygotować właściwe ramy szkolenia, a potem wprowadzić je w życie.
Wykorzystanie badań naukowych w skokach narciarskich
Jesteśmy młodym zespołem, który ma silną motywację i jest bardzo otwarty. Chcemy wykorzystywać nowoczesne metody treningu i naukę. Skoki narciarskie mają ten problem, że nie stoi za nimi rynek. Znacząco różnią się od piłki nożnej. Korki do gry w piłkę można sprzedać w ogromnych ilościach. Na butach do skoków nie da się zrobić biznesu. Dlatego sami musimy szukać i sugerować pewne rozwiązania.
W ubiegłym roku pracowaliśmy w tunelu aerodynamicznym w Sztokholmie. Słoweńcy korzystali z niego od pięciu, sześciu lat i teraz wiadomo dlaczego są tak dobrzy w skokach narciarskich. W skokach bardzo ważne jest uzyskanie siły nośnej. Do tego potrzebna jest właściwa pozycja ciała. Jeżeli samolot leci prosto, powietrze przepływa z taką samą prędkością po obu stronach. Jeżeli leci pod pewnym kątem, zaczyna działać siła nośna. W czasie letnich przygotowań zawodnik oddaje około 400 skoków. Wypracowanie właściwej pozycji w czasie takich treningów jest trudne. Lepiej to się robi w kontrolowanym i bezpiecznym otoczeniu – w tunelu.
Tunel w Sztokholmie jest przystosowany do skoków narciarskich. Zawodnik musi się jednak przyzwyczaić do pracy w takich warunkach. Jeżeli będzie zbyt sztywny, powietrze będzie go za bardzo podnosiło. Najpierw celem jest wypracowanie właściwej postawy ciała. Eksperymentujemy w różny sposób, dokonując różnych ruchów, na przykład ruchu ramion, odwrócenia ręki do wewnątrz, wykonania ruchu pleców tak, aby stworzyć optymalny łuk. Potem zawodnik ćwiczy z nartami, aby ta właściwa pozycja była utrzymana na nartach. Kontrolę właściwego kąta nart skoczek reguluje ruchem kostki. Jeżeli to wszystko dobrze sobie ułoży w tunelu, przenosi to potem na skocznię. Można w ten sposób przećwiczyć wiele możliwości. Współpraca z placówką w Sztokholmie bardzo nam pomogła. Gospodarze zaprosili nas na kolejne sesje.
Kolejne usprawnienie, które pragniemy wprowadzić, to kontrola toru lotu przez samego zawodnika, czyli, jak oko zawodnika widzi skok, punkt w którym ma wylądować. Takie badania wśród żołnierzy prowadzą m.in. siły specjalne Stanów Zjednoczonych. Naszym celem jest, aby skoczek ustalił miejsce, w którym ma wylądować. Jeżeli zawodnik patrzy w odpowiedni punkt i patrzy spokojnie, to łatwiej zrealizuje ten cel niż wtedy, kiedy ma rozbiegany wzrok. Musi skoncentrować swój wzrok na odpowiednim miejscu. Pracujemy nad tym, używając odpowiedniego sprzętu. (wypowiedź Daniela Krokosza).
W ośrodku w Zurychu prowadzimy badania dotyczącego odpowiedniego kąta nart. Czy to kąt otwarty, węższy, szerszy, to myślę, że w skokach wszystko było oceniane do tej pory okiem trenera, natomiast nie było zbyt wielu urządzeń które pomagały trenerowi w ocenie. Uniwersytet w Zurychu podjął się takiego badania. Mają specjalistę od mikroczujników, które są naprawdę bardzo małe i są umieszczane w butach zawodników. Sygnał dociera do mnie, czyli do trenera i widzę kiedy kąt nachylenia nart jest dobry. To usprawnienie pozwala zawodnikowi i trenerowi uczyć się oceniać lot zawodnika i ustawienie nart. W ubiegłym roku wprowadziliśmy jeszcze jeden rodzaj pomiarów. Za pomocą chipów umieszczonych na kasku możemy ocenić przebyty dystans podczas skoku.
Centrum badawczo-rozwojowe dla sportów narciarskich?
Jak widać wokół naszej dyscypliny sportu powstaje niemal nowa gałąź przemysłu. Możliwe, że będzie się dalej rozwijała, aby skoczkowie skakali jak najlepiej. Na niedawnym seminarium spotkałem trenera narciarstwa alpejskiego w PZN, chce on uruchomić centrum badawczo-rozwojowe. Tak dzieje się we wszystkich alpejskich krajach liczących się w sportach narciarskich. Musimy zainwestować w takie centrum, które zajmie się wszystkimi sportami narciarskimi, nie tylko skokami.
Jestem trochę marzycielem. Kiedy przyjechałem do Polski, chciałem stworzyć coś, co po mnie zostanie. Jeżeli wyjadę z Polski, to liczę na to, że wiedza i metody pracy, które udały mi się przekazać, to będzie mój spadek. Na razie cieszę się z dobrego sezonu. Był długi i trudny, ale bardzo dobry.