Jota Gonzalez: Reprezentacja Polski musi być elastyczna

Autor: Rozmawiał Kamil Kołsut
Artykuł opublikowany: 30 czerwca 2025

Studia matematyczne ustrukturyzowały mój umysł. Zawsze pasjonowały mnie dziedziny, które wymagają poszukiwania rozwiązań. Teraz takie same wyzwania stawia przede mną piłka ręczna – mówi Jota Gonzalez, nowy trener reprezentacji Polski w piłce ręcznej mężczyzn.

Jota Gonzalez. Fot. Związek Piłki Ręcznej w Polsce

„Forum Trenera”: Jak będzie grała reprezentacja Polski Joty Gonzaleza?

Jota Gonzalez, nowy selekcjoner kadry narodowej Polski w piłce ręcznej mężczyzn: Kluczowe są detale. Będę je implementował do gry zespołu krok po kroku. Chcę obrony postępującej mądrze. Takiej, która, szukając przechwytów, wywiera presję na przeciwniku, i umie przewidywać jego ruchy. Ważne jest również tempo ataku oraz płynne budowanie akcji. Chcę ograniczyć liczbę zmian między obroną a atakiem. Wiadomo, że na początku będę musiał to uprościć, bo inaczej zawodnicy po prostu oszaleją, próbując moje pomysły zrozumieć. Postępy będą widoczne z czasem. Ta drużyna może grać naprawdę dobrze, choć znam jej ograniczenia. Brakuje chociażby prawych rozgrywających, bo ci aspirujący do gry w kadrze są dość młodzi. Będziemy ich powoli wprowadzać.

Tałant Dujszebajew, zaczynając w 2016 roku pracę z reprezentacją policzył, ilu potrzebuje treningów, żeby drużyna zaczęła grać tak, jak sobie życzy…

Wiele zależy od samych graczy i tego, jak szybko będą w stanie wszystko przyswoić. Uważam, że w ciągu dwóch tygodni jestem w stanie przekazać to, czego oczekuję i jak wygląda mój pomysł na piłkę ręczną. Chcę w obronie stosować różne ustawienia. Wiadomo, że nie da się zneutralizować każdego ruchu rywala, ale chodzi o to, aby uniemożliwić przeciwnikom wykorzystania ich najlepszych opcji. Atak musi być z kolei dostosowany do umiejętności zawodników. Inaczej buduje się akcje, gdy są na boisku gracze z dobrym rzutem, a inaczej, gdy tacy, którzy są skuteczni w pojedynkach. Mam więc pewne generalne pomysły, ale muszę je zaadaptować do możliwości drużyny.

W zależności od momentu roku będę się koncentrował na klubie bądź kadrze. Uważam, że mogę to robić dobrze.

Dyskusja o taktyce w Polsce często ogranicza się do haseł obrony „hiszpańskiej” i „niemieckiej”. Taki uproszczony podział ma w ogóle sens?

Sam czerpię z różnych szkół, patrząc zarówno na wzorce określane jako „niemieckie”, jak i „hiszpańskie”. Gra w obronie wymaga siły, kojarzonej stereotypowo z tą pierwszą, ale również inteligencji, przypisywanej tej drugiej. Czasami dobrze jest się zderzyć z przeciwnikiem, a innym razem lepszym rozwiązaniem jest szukanie przechwytu. Wszystko zależy od sytuacji oraz zawodników. Przygotowuję więc moje drużyny na każdą ewentualność. Wyjaśniam, że z tym środkowym należy postępować w pewien sposób, ale już do bronienia tamtego musimy podejść inaczej. Musimy być elastyczni. Ważne, żeby każdy znał swoją rolę w drużynie.

Co przekonało pana do podpisania kontraktu ze Związkiem Piłki Ręcznej w Polsce?

Lubię wyzwania. Jestem dumny z mojej dotychczasowej kariery, bo wszędzie, gdzie pracowałem, oferowano mi przedłużenie kontraktu. Reprezentacja Polski ma duży potencjał, zwłaszcza gdy spojrzymy na młodszych zawodników. Uważam, że wyniki mogą być lepsze, choć do wszystkiego musimy iść krok po kroku, wykonując po prostu każdego dnia swoją pracę.

Ilu zawodników pan znał, zanim podpisał kontrakt?

Tych najważniejszych. Oglądałem mecze waszej reprezentacji, a po podpisaniu kontraktu zacząłem śledzić spotkania Orlen Superligi. Wiadomo, że nie znam wszystkich kandydatów do kadry, więc na początku oparłem się na tych, którzy w drużynie narodowej grali już wcześniej. Znają się, pracowali razem i uznałem, że w takiej grupie będzie łatwiej o dobre wyniki w pierwszych meczach. Ta ograniczona wiedza sprawiła, że chciałem mieć w sztabie polskiego asystenta.

Dlaczego asystentami więc zostali Julen Aguinagalde oraz Zygmunt Kamys, a trenerem bramkarzy Marcin Wichary?

Po podpisaniu kontraktu zwróciłem się do ZPRP, aby moim asystentem został właśnie Aguinagalde. Zna mój warsztat i sposób myślenia oraz mówi po polsku i hiszpańsku. Wiedziałem ponadto, że był w waszym kraju znaczącym graczem (występował przez siedem lat w Vive Kielce, z którym w 2016 roku wygrał Ligę Mistrzów – przyp. red.), więc pomoże w relacjach z zawodnikami. W przypadku Kamysa chciałem asystenta, który mieszka w Polsce i ma większą wiedzę o zawodnikach. Wiadomo, że z czasem będę ich poznawał. Na razie kojarzę czołowych i nie wiem wystarczająco dużo o pozostałych. Mogę więc popełnić jakieś błędy. Zyga ma zaś dużą wiedzę, zwłaszcza o młodych. Chciałem asystenta, który dobrze zna polską piłkę ręczną. Wichary z kolei pracował z kadrą od dawna i bramkarze byli z niego zadowoleni. Nie chcę robić zbyt wielu zmian, wierzę w polski sztab szkoleniowy.

Czy reprezentacja Polski osiągała ostatnio wyniki poniżej możliwości?

To nigdy nie jest łatwe do oceny, bo zależy od wielu czynników – także przeciwników, na których trafi się w fazie grupowej wielkiego turnieju. Nie chcę więc odnosić się do pracy mojego poprzednika. Wiem, że zarówno selekcjoner, jak i zawodnicy robili wszystko, aby osiągać jak najlepsze wyniki.

Jak długo będzie pan łączył pracę w reprezentacji Polski i Benfice Lizbona?

Mój kontrakt z Benfiką obowiązuje do końca czerwca 2026 roku. Wiem, że przede mną dużo pracy, ale przynajmniej na początku łączenie tych ról nie powinno być zbyt trudne. W zależności od momentu roku będę się koncentrował na klubie bądź kadrze. Uważam, że mogę to robić dobrze. Nie wiem jeszcze, co wydarzy się za rok, kiedy kończy się moja umowa w Lizbonie. Chcę poznać zawodników, związek. Jeśli poczuję się komfortowo i zyskam przekonanie, że możemy zrealizować wspólnie ciekawy projekt, być może przeprowadzę się na stałe. To jednak przyszłość. Na razie musimy sprawdzić, jak się dotrzemy i czy zawodnicy oraz przełożeni będą zadowoleni z mojej pracy.

Ile czasu planuje pan spędzić w naszym kraju?

Chcę zobaczyć tak dużo meczów Superligi, jak to tylko możliwe. Zależy mi też na dobrych relacjach z trenerami ligowymi. Chciałbym rozmawiać i poznawać ich punkt widzenia na temat zawodników, którzy mogliby grać w kadrze. Planuję ponadto dodatkową wizytę w Polsce latem, aby lepiej poznać niektórych graczy. Będę w kontakcie ze sztabem, który ma monitorować potencjalnych kadrowiczów.

Planuje pan spotkanie z trenerami klubów Superligi?

Chciałbym mieć kontakt z każdym, i także dlatego tak ważny jest dla mnie Julen. O ile bowiem ja mogę swobodnie porozmawiać z Tałantem Dujszebajewem czy Xavierem Sabate, to on pomoże z innymi. To ważne. Ci trenerzy pracują przecież z kadrowiczami na co dzień.

Jota Gonzalez i Sławomir Szmal, prezez Związku Piłki Ręcznej w Polsce. Fot. Związek Piłki Ręcznej w Polsce

Czy będzie miał pan wpływ na to, jak pracują reprezentacje młodzieżowe?

Na pewno nie na początku, ale w przyszłości możemy o tym porozmawiać. Jeśli którykolwiek z trenerów reprezentacji młodzieżowych zwróci się do mnie, chętnie podzielę się z nim pomysłami oraz spojrzeniem na piłkę ręczną. Byłoby świetnie, gdyby oni sami oraz ich zawodnicy robili podobne rzeczy, jak kadra seniorów. Myślę, że krok po kroku, budując wzajemne zaufanie, spróbujemy nad tym popracować.

Co dalej z Kamilem Syprzakiem, który pod koniec ostatnich mistrzostw świata opuścił zgrupowanie reprezentacji bez zgody selekcjonera?

Wiem, że był problem. Chcę porozmawiać o tym z zawodnikami, związkiem, samym Kamilem. Na razie wyjaśniłem mu, że choć najlepszym wyjściem będzie brak powołania na dwa pierwsze mecze, to wciąż na niego liczę. Mamy dobrą relację, znamy się z czasów, gdy byłem asystentem w Paris Saint-Germain. Zrozumiał to. Po czerwcowych meczu będziemy mieli więcej czasu na rozmowy.

Zarządzenie tą sytuacją będzie kluczowe dla budowy pana relacji z grupą…

Właśnie dlatego uznałem, że chciałbym, aby najpierw zawodnicy mnie poznali. Powtarzam: liczę na wszystkich, także na Kamila. To przecież jeden z najlepszych obrotowych świata. Najpierw wszyscy muszą mi jednak zaufać. Jeśli uwierzą w mój pomysł na piłkę ręczną oraz to, że wiem, w jaki sposób zarządzać konkretnymi sytuacjami, będzie łatwiej.

Podobno ma pan obsesję na punkcie piłki ręcznej. Ile godzin dziennie poświęca pan na pracę i myślenie o niej?

Czasami faktycznie podchodzę do piłki ręcznej obsesyjnie. Ciągle o niej myślę. Nie inaczej było po podpisaniu kontraktu z ZPRP, gdy godzinami myślałem o pierwszych meczach. Analizowałem grę Izraelczyków i Rumunów, oglądałem mecze Orlen Superligi… Nie jestem żonaty, nie mam dzieci, więc mam na to wszystko nieco więcej czasu niż inni. Moje życie skupia się na piłce ręcznej.

Jak w pracy trenera pomaga wykształcenie matematyczne?

Studia matematyczne ustrukturyzowały mój umysł. Niektórzy uważają, że studiując taką dziedzinę człowiek uczy się rzeczy, które nie mają później przełożenia na rzeczywistość, i później już nigdy więcej nie użyje ich w życiu codziennym. Nie chodzi tu jednak o praktykę, lecz sposób, w jaki matematyka modeluje sposób myślenia. Uważam, że łatwiej mi dzięki temu analizować grę, pracuję też w sposób bardziej zorganizowany. Matematyka naprawdę mi w życiu pomogła. Dziś brakuje mi na nią czasu, ale mam przyjaciół, których dzieci się uczą i czasami proszą o pomoc. To dobre także dla mnie, bo jeśli czegoś nie praktykujesz, to nabyta wiedza oraz umiejętności zanikają.

Ma pan inne pasje?

Kiedyś grałem na gitarze, ale minęło sporo czasu, odkąd ostatni raz miałem ją w rękach. Grywałem też w szachy. Akurat z moją dyscypliną sporo je łączy, obie to gry strategiczne. Od czasów studiów pasjonowały mnie dziedziny, które wymagały poszukiwania rozwiązań. Teraz takie same wyzwania stawia przede mną piłka ręczna.

Jota Gonzalez ze swoimi współpracownikami z reprezentacji Julenem Aguinagalde i Zygmuntem Kamysem. Fot. Związek Piłki Ręcznej w Polsce