Aleksandra Mirosław i Mateusz Mirosław. Droga do mistrzostwa
Zapis prezentacji Aleksandry Mirosław i Mateusza Mirosława przedstawionej podczas Konferencji Trenerów Szkolenia Olimpijskiego i Paraolimpijskiego Paryż 2024 w Spale.
Etap I: 2014 – 06.2017
Wspinaczka sportem nieolimpijskim
Mateusz Mirosław: Do 2014 roku Ola miała jednego trenera, odpowiedzialnego za trening dyscypliny. Wielu rzeczy brakowało. Nastąpiła stagnacja, oddalenie od czołówki światowej. Kiedy rozpocząłem współpracę z Olą, głównym moim celem było wprowadzenie treningu uzupełniającego. Rozpoczęliśmy naukę podstawowych wzorców i to zajęło nam miesiące, lata. Zaczęliśmy od podstaw. Ola nie miała trenera odpowiedzialnego za odżywianie. Nie odżywiała się źle, ale należało wprowadzić u niej podstawowe zasady diety sportowca wyczynowego – timing posiłków, dokładne menu. Ważne było również zrozumienie jak bardzo dieta wpływa na regenerację. Kolejny aspekt to trening uzupełniający. W wieku juniorskim miała duże sukcesy, zanotowała ogromny progres, była najlepsza. Takie wyniki wiązały się z konsekwencjami dla organizmu. Organizm był przeciążony, nastąpiły w nim zmiany strukturalne. Skontaktowałem się z osteopatą. Zaczęliśmy wspólnie pracować nad tym, by przywrócić właściwy balans, wytrenować mięśnie, które nie są wspierane w sporcie. Większość sportów, w tym wspinaczka, mocno angażuje przednią taśmę mięśni. Przy dużej dawce treningu specjalistycznego następuje progres wynikowy, ale istnieje obawa, że on się zatrzyma, bo organizm nie rozwija się równomiernie. Pracowaliśmy nad tym. To trwało wiele lat. Zaczęło przynosić rezultaty.
Moim osobistym problemem był brak badań i literatury specjalistycznej dotyczącej naszej konkurencji. Jeżeli chciałbym zostać ekspertem od sprintu, to mam nieograniczony dostęp do fachowej literatury. Zamawiam 30 książek na Amazonie i się kształcę. Nie zdobędę doświadczenia dzięki prowadzeniu zawodnika, ale przynajmniej mam wiedzę. We wspinaczce muszę prowadzić własne poszukiwania, zdobywać wiedzę na własną rękę. Podchodziłem do tego w różny sposób. Analizowałem filmy, jeździłem na różne szkolenia, kursy. Pytałem różnych trenerów, z różnych sportów, głównie trenerów sprintu. Przez te osiem lat wielu trenerów mi pomogło. Udzieliło cennych wskazówek, z których nadal korzystam.
Aleksandra Mirosław: Głównym moim problemem było łączenie studiów i pracy z treningami. Nie miałam sponsorów, nie było wyników, to nie było stypendiów. Z powodu nadmiaru innych zajęć musieliśmy przesuwać treningi. Byłam przemęczona, miałam za dużo bodźców. Zamiast radości pojawiała się złość i frustracja. Takie podejście sprawiało, że nie było efektu.
Etap II: 07.2017 – 08.2019
Wspinaczka sportowa staje się sportem olimpijskim
Aleksandra Mirosław: Na tym etapie zmieniłam swoje podejście do sportu i przygotowań. MKOl podjęło decyzję, że wspinaczka znajdzie się w programie igrzysk olimpijskich w Tokio. Rozpoczęłam poszukiwania elastycznej pracy, która byłaby dopasowana do treningów, a nie na odwrót. W 2017 roku skończyłam studia. Treningi nie były już przesuwane. Usystematyzowałam swoją pracę. W Lublinie Polski Związek Alpinizmu wybudował 15-metrową ścianę. Wcześniej trenowałam w Lubinie na dwóch obiektach, na jednym była jedna droga, na drugim druga, jeździłam też na treningi do Tarnowa.
Zmiany zaczęły przynosić efekty. Był widoczny progres. W 2018 roku wygrałam mistrzostwa świata. Zrezygnowałam z pracy. W 100 procentach skupiłam się na sporcie. To był game changer, a myślałam, że to będzie ostatni rok mojej kariery. Ale to Mateusz natchnął mnie, żeby jeszcze spróbować. Cały czas wierzył we mnie. Ten rok okazał się pierwszym w mojej zawodowej karierze. Bo stałam się zawodowym sportowcem. Na 2019 rok zaplanowałam walkę o obronę tytułu.
Mateusz Mirosław: Dla mnie to był czas poświęcony na rozwój. Wyjeżdżałem na szkolenia, czasami po to, aby usłyszeć jedno albo dwa zdania, które dawały mi wiele do myślenia. Na obecnej konferencji w Spale też zastanawiałem się po prelekcji trenera kajakarstwa, czy to, że Ola miała tyle dni „bez ściany”, to dużo czy mało. Skoro oni odpoczywają od wioseł osiem tygodni, czy ja też tak powinienem robić? Ale mam nadzieję, że niczego nie zepsułem. Rozmawiałem na ten temat z Tomaszem Grzywaczem z Instytutu Sportu. Powiedział, że skoro to co robię przynosi efekt i to działa, to nie ma co tego zmieniać. Taka rada kierowała mną aż do igrzysk olimpijskich w Tokio. Bardzo liczę się z opinią ludzi z doświadczeniem. To mnie uspokaja i ukierunkowuje cały system szkolenia. Od 2018 roku poprawa wyników była znacząca.
Etap III: 09.2019 – 2021
Przygotowania do debiutu w igrzyskach olimpijskich. Start w Tokio
Mateusz Mirosław: MKOl postanowił, że we wspinaczce przyzna w konkurencji kobiet jeden komplet medali. Stworzyli więc trójbój wspinaczkowy na który składa się bouldering, prowadzenie i wspinaczka na czas. Musieliśmy obrać pewien kierunek: czy ćwiczyć wszystkie konkurencje, czy tylko jedną, w której Ola jest specjalistką. Ciężko było znaleźć optymalną ścieżkę. Wspinaczka na czas trwa siedem sekund, a prowadzenie – 6 minut. Objętość treningowa jest zupełnie inna, bodźce treningowe zupełnie inne, ruchy treningowe zupełnie inne. Zdecydowaliśmy, że pozostałe konkurencje będziemy tylko trenować, a skupimy się na wspinaczce na czas. Skoro Ola zdobyła mistrzostwo świata w 2018 roku, to chcieliśmy, żeby powtórzyła to osiągniecie rok później. Nie widziałem potrzeby dodatkowych treningów, bo w innych konkurencjach treningi są długie. Nasz trwa 60-75 minut, a w prowadzeniu 5 godzin. Nie da się racjonalnie połączyć tych konkurencji. Skoncentrowaliśmy się na wspinaczce na czas i przyniosło to taki rezultat, że zakwalifikowaliśmy się do igrzysk w Tokio.
Aleksandra Mirosław: To był dobry ruch.Wiedziałam, że przez rok nie jestem w stanie podciągnąć się w innych dyscyplinach na tyle, żeby miało to realny wpływ na to, żeby zmieniło to moją sytuację w kwestii kwalifikacji. Nasza strategia okazała się skuteczna, bo mieliśmy kwalifikację.
Mateusz Mirosław: Mistrzostwo świata z 2019 roku i kwalifikacja otworzyło nam wiele dróg. Znaleźliśmy się w światowej czołówce, inne reprezentacje zaczęły nas doceniać. Wcześniej byliśmy nieznani, byliśmy nikim w tym sporcie. A po tych sukcesach otrzymywaliśmy zaproszenia do Japonii, Austrii. Następował dalszy rozwój. To etap, w którym zaczęliśmy budować sztab szkoleniowy. Wprowadziliśmy dwóch trenerów od pozostałych konkurencji, ponieważ kiedy już zakwalifikowaliśmy się, postanowiłem, że będziemy walczyć o jak najlepszy wynik. Nie podjąłem się jednak próby trenowania Oli w pozostałych konkurencjach. Miałem za małą wiedzę. Konsultowaliśmy się ze specjalistami z Polski. W sztabie pojawił się również dietetyk, z którym współpracujemy do dziś. Nie chodziło o sam proces utrzymania wagi startowej, ale całą gospodarkę hormonalną. Cały czas pracowaliśmy i pracujemy z osteopatą. Mamy takie hasło: „Wszystko ma znaczenie”. Dziś myślimy już o przyszłorocznych mistrzostwach świata w Bernie, które będą kwalifikacją olimpijską do Paryża. I podchodzę do tych zawodów tak, że muszę wykorzystać maksymalnie każdy dzień w ramach przygotowań. Oczywiście, jest też czas na odpoczynek. Wiem, że trzeba nauczyć się właściwie odpoczywać.
Aleksandra Mirosław: Już start w Tokio potraktowaliśmy poważnie. Wyszliśmy z założenia, że nic nie ma prawa nas zaskoczyć. To przynosiło rezultaty. Dowiedziałam się wcześniej, że nie można korzystać w strefie zawodniczej ze słuchawek z bluetoothem, to specjalnie wcześniej miałam przygotowane mp3. Takie szczegóły mają znaczenie. Musieliśmy również dokonać zmian w stroju. Kiedy przystępowałam do biegu, nic nie było w stanie mnie zdziwić ani zaskoczyć, byłam pewna siebie. To pokazywał wynik w mojej konkurencji – pobiłam rekord świata. Byłam właściwie przygotowana.
Mateusz Mirosław: Wiedzieliśmy, jakie warunki będą panować w Tokio – wysoka temperatura i wysoka wilgotność. Widziałem, jak zawodnicy korzystali z kamizelek chłodzących i się przegrzewali. Ola nie miała żadnego z tym problemu. Trzy tygodnie wcześniej przeprowadziliśmy treningi w sali treningowej, w której trenowali strażacy. Tam panowały okrutne warunki, ale takie jak później w Tokio. Testowaliśmy różne aspekty odnowy biologicznej, bez konkretnego protokołu, ale tak, by dopasować do potrzeb Oli. Czasami robiliśmy tylko jedną rzecz, ale taką, na którą Ola miała ochotę, tak, aby czuła, że odpoczywa. Bardzo ważna była dla nas własna siłownia. Proces treningowy stał się bardziej efektywny. Mieliśmy 60-75 minut tylko dla siebie, nie musiałem czekać, przynosić jakiś zestawów. Dużo na tym zyskaliśmy.
Aleksandra Mirosław: Na tym etapie mieliśmy pewne problemy. Najgorsza była niepewność związana z pandemią. W 2020 roku nie odbyły się mistrzostwa Europy. W tym samym roku doznałam poważnej kontuzji – troczka w palcu ręki. Taki uraz często kończy karierę wspinaczy. Niewielu fizjoterapeutów jest w stanie właściwie zdiagnozować taką kontuzję. Pierwszy raz w karierze nie mogłam mieć treningu na ścianie, a trening siłowy musiał zostać zaadaptowany. Nie mogłam nic trzymać w ręce, nie mogłam normalnie trenować. Z drugiej strony to był dobry moment. Dla mnie było to duże wyzwanie psychiczne, przemyślałam pewne rzeczy. Uświadomiłam sobie, że nic w sporcie ani w życiu nie można brać za pewnik. Do połowy marca nie było pewności, czy mogę wystartować na igrzyskach. Ale skończyło się rekordem świata. Duży wpływ na to miała ta kontuzja i cofnięcie się do podstaw treningu.
Mateusz Mirosław: Tę kontuzję wykorzystaliśmy nawet w social mediach. Na igrzyskach Ola musiała w swojej koronnej konkurencji pokonać trzy rekordzistki świata, jedną aktualną i trzy byłe. Wcześniej na Pucharze Świata miała wyniki 7,03. Inne reprezentacje przekreślały nasze szanse. A my jeszcze specjalnie wrzucaliśmy filmy pokazujące, że Ola ma słabe czasy i ćwiczy tylko palce. Trzymaliśmy wszystko za kurtyną. Na Pucharze Polski pobiegła w czasie gorszym o 0,01 sekundy od rekordu świata. Ale poprosiłem związek i wszystkich, żeby tej informacji nie upubliczniać, aby nikt na nią nie zwracał uwagi. W Tokio mieliśmy to szczęście, że Ola pobiegła tuż przed aktualną rekordzistką świata, Rosjanką. Kiedy rywalka zobaczyła ten wynik to od razu się usztywniła. Wykorzystaliśmy sytuację z kontuzją, na tyle na ile mogliśmy na naszą korzyść.
Aleksandra Mirosław: Do czwartego miejsca w Tokio nie doszliśmy tylko we dwójkę. Wiele osób przyczyniło się do sukcesu. Wszystko, co robiliśmy w Tokio było zaplanowane, wytrenowane i przepracowane. Od początku wiedzieliśmy, po co jedziemy. Mówiłam, że jadę po idealny bieg w eliminacjach. I to był nasz główny cel. Do niego się przygotowaliśmy i wiedziałam co musieliśmy zrobić, żeby do niego dojść. Miałam komfortowe warunki – doskonałych trenerów, pomoc z Polskiego Związku Alpinizmu, Instytutu Sportu, Ministerstwa Sportu i Turystyki. Trening był zindywidualizowany i zaprocentował świetnym wynikiem.
Etap IV: 09.2021 – 2022
Wspinaczka pełnoprawnym sportem olimpijskim
Mateusz Mirosław: W Tokio podjęliśmy decyzję, że nie będziemy zmieniać sposobu przejścia drogi. Zastosowaliśmy takie same chwyty. Ten sposób przejścia zmieniliśmy po igrzyskach. To nie tylko kwestia zmiany przejścia drogi, ale nałożenie obciążeń. Ola raz pobiegła nową drogę, potem na zawodach. Eksperymentowaliśmy. Czasami jechaliśmy na zawody nie po zwycięstwo, ale żeby idealnie zrobić bieg. Na tym etapie wprowadziliśmy zasadę monitorowania procesów regeneracyjnych – wykonywania pomiarów tętna spoczynkowego, snu, analizowania pod tym kątem planu treningowego.
Aleksandra Mirosław: Dla mnie mijający sezon był bardzo ważny. Musiałam radzić sobie z presją. Na zawodach Pucharu Świata biłam rekordy świata. Byłam tak nastawiona na kolejny rekord, że na mistrzostwa Europy do Monachium pojechałam po to, aby go pobić. To Mateusz uświadomił mi, że rekord może być skutkiem ubocznym. Liczy się zwycięstwo. Potrzebowałam ośmiu miesięcy, żeby coś przestawiło mi się w głowie i z takim nastawieniem podejść do startów. Ale mam przy sobie Mateusza, który bardzo mi pomaga i właściwie stawia cele. Zadania, które mam do wykonania nie przerastają mnie.
Etap V: 2023
Droga do Paryża
Aleksandra Mirosław: W przyszłym roku chcę zakwalifikować się do igrzysk w Paryżu. Kwalifikacje mogą być trudniejsze niż same igrzyska. Z mistrzostw świata kwalifikują się tylko dwie pierwsze zawodniczki. Muszę mieć cztery idealne biegi. Żyje już tym zadaniem. Często budzę się, myśląc jak pobiegnę bieg w finałowej czwórce. To będzie bieg do Paryża. Ale ja tak zachowywałam się przed Tokio. I wiedziałam wtedy, jak pobiec.
Mateusz Mirosław: Przygotowujemy się od dawna do kwalifikacji do Paryża. Jeżeli jakiś problem nagle nas przytłacza, to przechodzimy do kolejnego i po jakimś czasie wracamy do tego cięższego. Analizujemy wszystko, chociażby rytm dnia. Na przykład kiedy i gdzie w dniu zawodów wyjść na spacer. Chcemy przygotować się fizycznie i emocjonalnie. Analizujemy oczywiście rywalki. Podczas kwalifikacji trudnymi przeciwnikami będą zawodniczki ze Stanów Zjednoczonych i Chin. W tym roku Chinka miała czas 6,55, o 0,02 gorszy od Oli. Najważniejsza jest dla nas właściwa organizacja szkolenia. Ten zindywidualizowany proces sprawdził się przed Tokio. Wierzymy, że sprawdzi się teraz.
Nieco żartując, relację z tą zawodniczką można określić jako specyficzną. Ale okazuje się to bardzo ciekawym zadaniem. Kiedy Ola czuje moje wsparcie, wskaźniki treningowe i wyniki na zawodach mocno się poprawiają. Zauważyłem, że trener, który ma bezpośredni kontakt, a czasami wystarczy nam bezpośrednie spojrzenie prosto w oczy, jest bardziej skuteczny niż ten, który siedzi w telefonie i analizuje bieg. Takie niemierzalne rzeczy mogą mieć w sporcie ogromne znaczenie. Nam bardzo pomagają.