Jakub Chojnowski: Cały czas wyciągamy wnioski
Mimo sukcesu w Penrith, na pewno na następne starty trzeba być przygotowanym jeszcze lepiej. Nikt niczego nam nie da za darmo tylko dlatego, że Klaudia jest podwójną złotą medalistką mistrzostw świata – mówi „Forum Trenera” Jakub Chojnowski, trener Klaudii Zwolińskiej, trzykrotnej medalistki mistrzostw świata w kajakarskim slalomie.

„Forum Trenera”: Czy pan i pana koledzy w sztabie spodziewali się, aż tak dobrego występu w Penrith – trzech medali mistrzostw świata, w tym dwóch złotych.
Jakub Chojnowski: Dla nas to nie była wielka niespodzianka. Pierwszą część sezonu Klaudia miała nieudaną. W maju we Francji dopadły nas nieoczekiwane problemy zdrowotne. Odbiło się to na starcie, nie zdobyła tam medalu. Pracowaliśmy wytrwale dalej, małymi kroczkami budowaliśmy formę. Robiliśmy wszystko, żeby najwyższa przyszła na imprezę główną – mistrzostwa świata.
Na igrzyskach w Paryżu Klaudia popłynęła po srebro w K-1. Mogła czuć się nasycona sukcesem i zmęczona czteroleciem przygotowań. Mamy rok poolimpijski, przez wielu sportowców traktowany ulgowo. Czy nie myśleliście o tym, żeby odpuścić, co najwyżej poeksperymentować?
Klaudia lubi pływać w Australii, doskonale zna tor w Penrith, dlatego też bardzo chciała tam odnieść sukces. Liczyła na ten start. My natomiast, w ostatnim okresie przygotowań do mistrzostw świata wiedzieliśmy, że zawodniczka może liczyć na dobry wynik. Wszystkie treningi i testy na to wskazywały. Byliśmy bogatsi o doświadczenie z mistrzostw Europy i wyciągnęliśmy wnioski. Chcieliśmy iść za ciosem.
Co dokładnie zmieniliście w porównaniu z igrzyskami olimpijskimi w Paryżu?
Trochę inaczej podeszliśmy do przygotowań. Sztab zachował swój kręgosłup, zostaliśmy w składzie, który pracował w Paryżu. Jestem ja, jest Rafał Polaczyk, ale wprowadziliśmy trochę zmian. Nawiązaliśmy współpracę z fizjologiem Amitem Batrą i nowym trenerem przygotowania motorycznego Karolem Kruczkiem. Obaj bardzo nam pomogli w czasie przygotowań. Cały czas przy zawodniczce był lekarz Jan Paradowski, z którym byliśmy w stałym kontakcie. Dokładnie analizował zajęcia, obciążenia oraz wyniki analiz. Poszliśmy więc bardziej w stronę naukowego podejścia. Wprowadziliśmy więcej badań, dzięki czemu – takie odnoszę wrażenie – uzyskaliśmy większą kontrolę nad procesem treningowym. Pojawiło się dużo nowości, dużo wiedzy. Teraz będziemy chcieli wykorzystywać ją w kolejnych latach.
Jako trenerzy ja i Rafał Polaczyk musimy odpowiednio kierować treningiem i czasem, ale nie mamy żadnych zastrzeżeń do sposobu, w jaki Klaudia podchodzi do zajęć i organizuje sobie życie. Jesteśmy o nią całkowicie spokojni. To profesjonalistka.
Dokonaliście zmian w sprzęcie?
Testowaliśmy inne kajaki, ale summa summarum najlepszym rozwiązaniem okazał się sprzęt, którego Klaudia używała w ubiegłym roku. Są to kajaki czeskiej firmy Galasport i słowackie kanadyjki Vajda. Klaudia dobrze je zna i czuje się w nich dobrze. Doszło do drobnych, lecz nie rewolucyjnych korekt. Co będzie dalej? Zobaczymy. Mamy szeroki wachlarz możliwości, ale to w końcowym rozrachunku Klaudia sama podejmuje decyzję.
Czy technika wiosłowania i inne elementy techniczne wymagały zmian?
To jest sfera, którą się stale dopracowuje. Wszystkie elementy techniczne są stale korygowane podczas treningu. To są dni, miesiące powtarzania stałych elementów, tak aby weszły w nawyk. Końcowy efekt widzimy potem na starcie. Znakomicie w tej pracy radzi sobie Rafał (Polaczyk – przyp. red.). On jest odpowiedzialny za sferę techniczną. W Australii Klaudia osiągnęła maksymalną wydolność, miała świetną mentalność i była doskonale przygotowana technicznie. Wszystko to zagrało podczas najważniejszego startu w sezonie, czego skutkiem były trzy medale.
Na ubiegłorocznej konferencji trenerów szkolenia olimpijskiego w Spale, podczas dyskusji podsumowującej występ w Paryżu, mówił pan, że zaskakująca dla was wszystkich była skala popularności, jaką zyskała Klaudia po srebrze olimpijskim. Żywił pan obawy, że może to zaszkodzić zawodniczce?
Cieszymy się, że dzięki wynikowi z Paryża i teraz po sukcesie w Australii nasz sport stał się coraz bardziej medialny i rozpoznawalny. Kontakty z mediami i sponsorami należy wziąć pod uwagę w naszej pracy. Klaudia wcale nie potrzebuje tego, aby ją temperować. Jest świadomą zawodniczką, wie, czego chce, i jakie środki oraz zachowania prowadzą do celu. Jako trenerzy ja i Rafał Polaczyk musimy odpowiednio kierować treningiem i czasem, ale nie mamy żadnych zastrzeżeń do sposobu, w jaki Klaudia podchodzi do zajęć i organizuje sobie życie. Jesteśmy o nią całkowicie spokojni. To profesjonalistka.
Na mistrzostwach świata najbardziej zaskakującym wynikiem było złoto w pierwszej konkurencji – C-1. Kanadyjka to nie jest ulubiona łódka wicemistrzyni olimpijskiej…
Dla nas ten wynik nazwałbym kontrolowanym zaskoczeniem. Klaudia długo trenuje pływanie na kanadyjce, doskonale też poznała już cross. W naszych wewnętrznych rozmowach podkreślała, że chciałaby się włączyć do rywalizacji podczas obu startów. Czuła się zmotywowana. Miała dobre wyniki w przeszłości – w C-1 srebro na Igrzyskach Europejskich w Krakowie dwa lata temu. Nie zmienia to faktu, że K-1 jest dla niej preferowaną konkurencją. Ale o ile sam złoty medal nas nie zaskoczył, to styl jakim go zdobyła, jak najbardziej. Miała niesamowity przejazd. Drugą w klasyfikacji, Alsu Minazovą, wyprzedziła aż o cztery sekundy.
Podsumowując mistrzostwa w Penrith użył pan sformułowania, że Klaudia „płynęła jak po sznurku”. To rzeczywiście były perfekcyjne przejazdy?
Przejazdy były na najwyższym światowym poziomie. Świadczą o tym uzyskane czasy i przewaga, z jaką wygrywała z rywalkami. Przewaga czterech sekund, o której przed chwilą wspominałem, w finale mistrzostw świata w kanadyjce wiele o tym mówi. To niespotykane zjawisko. W kajaku ta przewaga wynosiła 1,77 sekundy. Żadna z zawodniczek nie mogła z Klaudią nawiązać wyrównanej walki. Tak, mogę powiedzieć, że można oba finałowe występy zaliczyć do bliskich ideału, choć sami zawsze mówimy, że nie ma takich przejazdów. Trenerzy zawsze znajdą pewne wady, zwłaszcza podczas późniejszej analizy.

A brązowy medal w crossie na zakończenie mistrzostw? Jak pan ocenia ten wyczyn?
Wiedzieliśmy, że Klaudia jest mocna także w tej konkurencji i stanie do walki. Ale cross bywa bardziej nieprzewidywalny. Na torze odbywa się walka bark w bark, w tym momencie jest to sport kontaktowy i różne rzeczy mogą się dziać. Biegi były pełne napięcia. W ćwierćfinale musiała stoczyć zaciętą walkę z mistrzynią olimpijską, Noemie Fox. Obie zawodniczki ścigały się o awans do ostatnich metrów. Klaudia straciła mnóstwo energii, ale karta była po jej stronie. Myślę, że ogromną rolę w tym starcie odegrały sukcesy z ostatnich dni. Uważam ten brązowy medal także za niezwykle cenny.
Czy podczas ostatniej konkurencji mistrzostw dużą rolę odegrała silna mentalność wicemistrzyni olimpijskiej? Pomaga w tym pomoc psychologa sportowego?
Klaudię napędzają każde kolejne sukcesy – medal olimpijski, w Australii perfekcyjny przejazd w kanadyjce, potem złoto w kajaku. Ona coraz bardziej wierzy w swoje możliwości, a wyniki ją napędzają. Stres, który u każdego pojawia się na starcie, Klaudia potrafi przekuć w swój atut. Jest zawodniczką o ogromnej sile mentalnej. Jako że bardzo dbamy o każdy szczegół przygotowań, mamy przy sztabie psychologa Grzegorza Więcława.
Z takiej imprezy jak igrzyska zawsze wyciąga się najwięcej wniosków. Nawet ten szum medialny, który pojawił się wokół Klaudii po zdobyciu medalu w Paryżu, dał nam wiele do myślenia. Wiemy, jak sobie radzić w takich sytuacjach.
Jak pan ocenia występ pozostałych reprezentantów Polski na MŚ w Penrith?
Trochę prześladował nas sportowy pech, w niektórych konkurencjach było naprawdę blisko. Michał Wierciuch, Kuba Brzeziński, Dominika Brzeska zajmowali miejsca tuż poza półfinałem. Michał Polaczyk był 0,04 sekundy od finału. Szóste miejsce Kacpra Sztuby uważam za duży sukces. Wcześniej bardzo dobrze spisywał się w zawodach Pucharu Świata i podczas mistrzostw Europy. Za plecami Klaudii mamy zawodników, którzy mogą w przyszłości zaistnieć, a może nawet nawiązać do jej wyników. Chcemy, żeby z roku na rok rosła liczba zawodników z Polski meldujących się w finałach.
Na ile pan zmienił coś w swoim warsztacie trenerskim po igrzyskach w Paryżu?
Jesteśmy mądrzejsi o niektóre rzeczy związane z organizacją i podejściem do zawodów. Z takiej imprezy jak igrzyska zawsze wyciąga się najwięcej wniosków. Nawet ten szum medialny, który pojawił się wokół Klaudii po zdobyciu medalu w Paryżu, dał nam wiele do myślenia. Wiemy, jak sobie radzić w takich sytuacjach. W Penrith, po złocie w C-1, nie popadliśmy w hurraoptymizm, tylko myśleliśmy, jaką pracę mamy do wykonania w następnych dniach. Klaudia dopłynęła więc po kolejne medale. Chcemy trzymać się takich wypracowanych zasad w kolejnych latach.
Czy więcej panu dała kariera zawodnicza, czy może doświadczenie trenerskie z ostatnich lat jako szkoleniowca kadry narodowej?
Większość trenerów, z którymi współpracuję, wywodzi się z kajaków i miało ciekawe kariery zawodnicze. Ja też dzięki temu, że startowałem, dużo rzeczy wiem i rozumiem. Ale praca trenera pozwoliła mi na szybki rozwój, inne spojrzenie oraz inne podejście do treningu. Każdy start, każda impreza główna uczy czegoś nowego. Na wiele rzeczy potrafię spojrzeć z dystansem. Jeżeli pojawiają się błędy, to szybko je poprawiamy.
Kto w sztabie trenerskim odpowiada za – niezwykle ważną w tym sporcie – logistykę?
Ja, jako trener główny, nad wszystkim czuwam, wszystko sprawdzam. Kiedy wylatujemy? Jakim lotem? Jaki sprzęt trzeba zabrać? Jak go transportujemy? Gdzie rezerwujemy hotele? Gdzie trenujemy? Całość organizacyjną biorę na siebie. Ten wyjazd do Australii był piekielnie trudny pod tym względem, bo musimy dostarczyć na miejsce zawodów ponadwymiarowy bagaż, czyli kajaki. One mają 3,5 metra długości, tylko kajaki do crossu są trochę krótsze. Niesamowitą pomoc otrzymuję od pracowników Polskiego Związku Kajakowego – Agaty Szewczak, Pawła Baszty oraz Macieja Zawadzkiego. Mamy też zgrany team i czuję, że nie istnieją problemy, których nie da się rozwiązać.
W tym kontekście organizacja wyjazdu do Australii była wymagająca, ale tak też będzie z wyjazdem na igrzyska do Los Angeles. Czy na trzy lata przed tą imprezą ma pan już wstępny plan organizacyjno-logistyczny?
Badamy teren. Konkurencje slalomu kajakowego odbędą się w Oklahomie. Tor jest w trakcie budowy. Nie mieliśmy możliwości treningu, spojrzenia na profil, konfigurację, ani wygląd toru. W przyszłym roku jedziemy do Oklahomy, gdzie w lipcu odbędą się mistrzostwa świata. Mamy czas na testy. Pierwsze kroki logistyczne i organizacyjne już zacząłem, ale czekam na mistrzostwa świata, które dadzą mi odpowiedź na wiele pytań, nie tylko na temat formy naszych zawodników. Przyszły rok da nam bardzo wiele odpowiedzi na nasze pytania.
Jak na wyczyn Klaudii zareagowały rywalki, ich trenerki? Podkreślał pan, że trzy medale na mistrzostwach świata jednej zawodniczki to wyczyn unikalny nie tylko w skali polskiej, ale niebywały w historii kajakarskiego slalomu, prawda?
Każdy był pod wrażeniem. To się dało odczuć. Zewsząd odbieraliśmy gratulacje. Ale ten wyczyn i dwa złote medale w dwóch pierwszych konkurencjach podziałały na inne zawodniczki wyjątkowo mobilizująco. Nie chciały dopuścić do trzeciego zwycięstwa Klaudii. To dla nas sygnał, że sport nie znosi próżni – rywalki czuwają. Dlatego, mimo sukcesu w Penrith, na następne starty trzeba być przygotowanym jeszcze lepiej. Nikt niczego nam nie da za darmo tylko dlatego, że Klaudia jest podwójną złotą medalistką mistrzostw świata.

/ForumTrenera