Joanna Badacz: Najpierw fundamenty, potem wyniki
Prezeska Polskiego Związku Biathlonu Joanna Badacz w rozmowie z „Forum Trenera” mówi m.in. o nadziejach związanych ze startem polskiej reprezentacji na igrzyskach olimpijskich w 2026 roku, skuteczności działania programów wprowadzonych przez federację, nowych pomysłach na szkolenie.

„Forum Trenera”: W przyszłym roku minie 20 lat od zdobycia – jedynego w historii polskiego biathlonu – medalu olimpijskiego. Pamięta pani rywalizację Tomasza Sikory z Michaelem Greisem i Ole Einarem Bjoerndalenem zakończoną drugim miejscem na igrzyskach w Turynie?
Joanna Badacz, prezeska Polskiego Związku Biathlonu: Znam osobiście Tomka Sikorę. Jesteśmy prawie rówieśnikami. Często razem trenowaliśmy na zgrupowaniach kadry narodowej Polski. Widywaliśmy się na różnych zawodach. Kiedy zdobywał medal olimpijski, nie byłam już czynną zawodniczką, ale pracowałam jako trenerka w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Szklarskiej Porębie. Byłam też młodą mamą. Bieg Tomka oglądałam w telewizji z małymi dziećmi. Do dziś przechodzą mnie dreszcze, dzieci nie wiedziały, patrząc na mnie, co się dzieje, tak żywiołowo reagowałam przed telewizorem. One też dopingowały, choć nie wiedziały wtedy, co robią.
Czy polski biathlon czerpie dziś inspirację z sukcesu olimpijskiego Tomasza Sikory i z innych osiągnięć tego zawodnika?
Tomek nie był bożyszczem tłumów, taką gwiazdą jak wówczas Adam Małysz, to skromna osoba, chłopak z Wodzisławia. Dla nas wszystkich, jego rówieśników, był zawsze sympatycznym kolegą. I takim pozostał. Każdy z nas brał z niego przykład. Jak jest dziś? Dziś młodzi zawodnicy mają swoich idoli, ale to również moje zadanie – jako prezeski – dbać o przyszłość Polskiego Związku Biathlonu z poszanowaniem naszej historii, której jednym z symboli jest właśnie Tomasz Sikora.
Czy nasz jedyny biathlonowy medalista olimpijski został wciągnięty w system polskiego biathlonu?
Były rozmowy na ten temat, kiedy zostawałam prezeską. Tomasz nie wyrażał wtedy chęci pracy w związku, a ja nie wróciłam do negocjacji. Może to był błąd, bo uważam, że to jest osoba, która powinna działać w naszych strukturach. Jego obecność byłaby bardzo cenna.
W jakim miejscu jest polski biathlon przed igrzyskami w Mediolanie i Cortinie d’Ampezzo?
Wykonujemy ogrom pracy, by jak najlepiej przygotować naszą reprezentację do udziału w igrzyskach. Stworzyliśmy naszym reprezentantom godne warunki do treningu, zabezpieczając cały proces szkoleniowy. Było to możliwe głównie dzięki wsparciu Ministerstwa Sportu i Turystyki (MSiT). Mam poczucie, że zrobiliśmy prawie wszystko. Mówię prawie, bo zawsze coś umyka, coś co może mieć wpływ na końcowy wynik igrzysk.
Często zarzuca się nam zbyt dużą eksploatację młodych organizmów w wieku juniorskim. Zatrudniając trenera Adamsona, otrzymaliśmy niemal od razu informację zwrotną, że powinniśmy zwiększyć liczbę godzin zajęć zawodnikom. Nie chodzi o dodatkowe obciążenia, ale o liczbę jednostek treningowych.
Z jakimi nadziejami pani, zarząd i pion sportowy PZBiath patrzy na igrzyska?
Wierzę w naszych zawodników. Musimy patrzeć realnie. Myślę, że sztafety kobiet i mieszana są w stanie powalczyć o pierwszą szóstkę, przy dobrym układzie męska drużyna może zameldować się w Top 10. Takie wyniki uważałabym za solidne. Indywidualnie sądzę, że nasze zawodniczki są w stanie osiągnąć miejsce w pierwszej dziesiątce.
Ile zawodniczek i zawodników będzie reprezentować Polskę na biathlonowej arenie w Antholz-Anterselvie?
Mamy kwotę startową i to jest pewne, że na igrzyskach wystartuje czwórka kobiet i czwórka mężczyzn z Polski. Na razie wytypowaliśmy troje zawodników, którzy – jeżeli zachowają wysoki poziom sportowy i dyspozycję zdrowotną – pojadą na igrzyska. Są to: Natalia Sidorowicz, Konrad Badacz i Jan Guńka. Pozostali zawodnicy zostaną powołani na igrzyska po wewnętrznych kwalifikacjach na podstawie wyników w Pucharze Świata i Pucharze IBU. Ostateczny skład podamy do 18 stycznia.
Lepsze wyniki w ostatnim czasie odnotowywały biathlonistki. Czy w związku z tym pozytywnie ocenia pani pracę trenera kadry kobiet Tobiasa Torgersena?
Tobias pracuje z nami od 2022 roku, choć miał już wcześniej epizod z żeńską kadrą. Teraz zupełnie przebudował reprezentację, pojawiły się w niej nowe twarze. Kadra kobiet moim zdaniem bardzo się rozwinęła, świadczą o tym między innymi dobre wyniki Natalii Sidorowicz w poprzednim sezonie. Praca Tobiasa przynosi wymierne efekty. Jesteśmy zadowoleni.
Z kolei w kadrze mężczyzn doszło do zmiany trenera. Słoweniec Uroš Velepec zastąpił Rafała Lepela. Czy zarząd związku nie bał się podjąć takiej decyzji w nietypowym terminie, bo na rok przed igrzyskami?
Zmiana szkoleniowca to była trudna decyzja i jedyne co nas powstrzymywało, to właśnie moment i zbliżający się termin Igrzysk Olimpijskich. Chodziło jednak o poprawę sfery mentalnej naszych zawodników. Morale w męskiej reprezentacji bardzo osłabło, a słabsze wyniki na Mistrzostwach Świata nie sprzyjały. Zawodnicy powinni wierzyć, że ich trening zmierza we właściwym kierunku. Nie szukam winnych, trener Rafał Lepel wykonał solidną pracę, która przynosi efekty do dziś. Niestety nastąpiło „zmęczenie materiału” Liczymy na to, że zmiana trenera wpłynie pozytywnie na rozwój naszych zawodników. Wiedzieliśmy, że jeśli czegoś nie zrobimy, możemy stracić zawodników na dłuższy czas.
Czy, patrząc na wszystkie wyniki w biathlonie, nie odnosi pani wrażenia, że istnieje ogromna rozbieżność między osiągnięciami w kategoriach juniorów, w których stać naszych zawodników nawet na złote medale mistrzostw świata, a tym, co się później dzieje z nimi wśród seniorów?
Od dawna niepokoiła nas ta tendencja. Podjęliśmy odpowiednie działania. Trenerem kadry młodzieżowej został Szwed Adam Adamson. Otrzymał zadanie, aby zidentyfikować błędy, jakie popełnialiśmy i popełniamy na etapie szkolenia juniorów. Ten temat cały czas badamy. Z nadzieją patrzymy na to, że rozpoczęty proces przebudowy naszego systemu szkolenia przyniesie dalsze efekty.
Jakie błędy w szkoleniu juniorów udało się już zdiangozować?
Często zarzuca się nam zbyt dużą eksploatację młodych organizmów w wieku juniorskim. Zatrudniając trenera Adamsona, otrzymaliśmy niemal od razu informację zwrotną, że powinniśmy zwiększyć liczbę godzin zajęć zawodnikom. Nie chodzi o dodatkowe obciążenia, ale o liczbę jednostek treningowych. Akcenty muszą zostać racjonalnie rozłożone. Ważna jest praca w terenie, na strzelnicy, na sali gimnastycznej podczas zajęć ogólnorozwojowych, praca nad sferą mentalną zawodników. Od kwietnia w kadrze młodzieżowej zastosowaliśmy wiele zaleceń Adama Adamsona. Przyglądamy się, jak to zadziała. Uważam, że pod względem szkoleniowym musimy dopasować się do świata, bo przecież chcemy dorównać najlepszym.
Kiedy w 2022 roku startowała pani w wyborach na prezesa PZBiath zapowiedziała w programie realizację trzech punktów: wzmocnienie kadry narodowej, stworzenie solidnych fundamentów tego sportu w Polsce, pozyskanie nowych sponsorów. Co z tych obietnic udało się pani zrealizować?
Większość moich obietnic zostało zrealizowanych, choć to bardzo powolny proces.
W roku 2022 nie mieliśmy sponsora strategicznego. W 2023 roku zawarliśmy umowę z Polskim Cukrem, który został naszym Sponsorem głównym na rok. Od lipca tego roku naszym sponsorem głównym jest PKO BP.
Dodatkowo mamy wielu partnerów technicznych. Wspomagają nasze przygotowania najczęściej w formie barterowej. Umów partnerskich jest więcej w porównaniu z czasem, kiedy obejmowałam funkcję prezesa. Chciałabym teraz pozyskać sponsora strategicznego. Dałoby to jeszcze większe możliwości rozwoju, zwłaszcza w obszarze wsparcia klubów i rozwoju sportu dzieci i młodzieży
Kolejna moja obietnica dotyczyła stworzenia solidnych fundamentów. Uważam, że w tym aspekcie też wiele osiągnęliśmy. Znacząco zwiększyła się liczba zawodników z licencjami Polskiego Związku Biathlonu. Wynosi dziś 549. Mamy 120 trenerów z licencją, 638 sędziów, 41 klubów. Pojawiły się nowe kluby, w nowych regionach. Na ten oddolny wzrost zainteresowania biathlonem w kraju pracuje cały zespół PZBiath. Te wymierne sukcesy tylko motywują nas do dalszych wysiłków.

Czy liczby, które pani podaje, obrazują efekty działania programów wprowadzonych przez waszą federację?
Robimy bardzo dużo jeśli chodzi o promocję naszego sportu. Dzięki środkom z MSiT kontynuujemy programy: „Biathlon dla Każdego”, „I Ty możesz zostać Biathlonistą”, „Celuj w Igrzyska”. Poprzez te projekty docieramy do nowych środowisk, namawiamy ludzi z pasją do otwierania nowych sekcji biathlonowych.
Biathlon dla Każdego ma charakter popularyzatorski. W tym roku w ramach realizacji programu odbyły się imprezy w 13 miastach, w tym – na zakończenie – w Warszawie, w Wilanowie. Zawodnicy nie strzelali z broni palnej, ale laserowej, co dzieciom dało wiele frajdy. „Celuj w Igrzyska” to program o większej charakterystyce biathlonowej, pojawia się w nim już broń palna, bo to już przygotowanie do wyczynu. Szukamy w nim kandydatów do kadr narodowych. Stworzyliśmy przez te programy drabinkę, w której każdy szczebel ma prowadzić najlepszych do reprezentacji Polski. Chcemy, aby to funkcjonowało właśnie w ten sposób.
Jakie nowe regiony zyskał polski biathlon dzięki własnym akcjom?
Pojawił się klub w Elblągu, sekcja w Ptaszkowej, Ludwikowicach Kłodzkich, Kudowie i Sokołowsku. Liczę na to, że zawodników z tych klubów zobaczymy w roku 2026 na zawodach Celuj w Igrzyska.
Była pani przez wiele lat trenerką w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Szklarskiej Porębie. Jakie największe problemy widziała pani, pracując w tej roli?
Największym wyzwaniem był dostęp do infrastruktury biathlonowej. Wiele się w ostatnim czasie zmieniło w tym temacie i dzięki programom Ministerstwa Sportu i Turystyki obiekty się modernizują. W Polsce mamy jeden ośrodek z licencją B Międzynarodowej Federacji Biathlonu, który wciąż wymaga uzupełnienia infrastruktury. Niestety, by rywalizować na światowym poziomie, ciągle musimy wyjeżdżać za granicę, by w pełni zrealizować proces szkoleniowy. Dla naszych klubów, ośrodków i szkół idealnym rozwiązaniem byłby małe areny biathlonowe, znajdujące się w bliskiej odległości.
Poza tym borykamy się z codziennymi problemami jak wszystkie dyscypliny, z zachęceniem do uprawiania sportu. Trudno namówić dzieci, żeby podjęły wysiłek. Prowadzę swój klub i zajęcia ogólnorozwojowe dla najmłodszych i wyraźnie widzę, że dzieci nie są tak sprawne jak kilka lat temu. To o czym mówi MSiT trzeba jak najszybciej realizować – przywrócić lekcje WF w klasach 1–3 ze specjalistami, ograniczyć zwolnienia lekarskie z zajęć WF. Musimy zadbać o sprawność ruchową naszych dzieci już na najwcześniejszym etapie edukacji.
Kolejne trudne zagadnienie to problemy finansowe małych klubów. Związki sportowe pomagają, ale nie są w stanie zapewnić bezpośredniego finansowania. Trenerzy, którzy pracują w klubach, to są osoby które zajmują się promocją, działalnością statutową, działają jako prezesi, księgowi, piszą projekty, są kierowcami i na końcu szkolą młodzież. To fanatycy, w tym dobrym sensie, ale często brakuje im siły i motywacji, bo nie dostają godnego wynagrodzenia. Programy Ministerialne – Program Klub i program Klub Pro są wielkim wsparciem dla klubów.
Największym wyzwaniem był dostęp do infrastruktury biathlonowej. Wiele się w ostatnim czasie zmieniło w tym temacie i dzięki programom Ministerstwa Sportu i Turystyki obiekty się modernizują. Niestety, by rywalizować na światowym poziomie, ciągle musimy wyjeżdżać za granicę, by w pełni zrealizować proces szkoleniowy.
Obiekt w Dusznikach Zdroju znacząco poprawił infrastrukturę biathlonową w Polsce?
W Polsce mamy cztery obiekty z 30-stanowiskową strzelnicą. Znajdują się w Szklarskiej Porębie-Jakuszycach, w Dusznikach Zdroju, Kościelisku i w Wiśle- Kubalonce. Obiekty te są dla nas strategiczne, najbliższe ideału, dające obecnie możliwość treningu i latem, i zimą, są Duszniki Zdrój. W tym roku ekipa techniczna z Dusznik Zdroju rozpoczęła naśnieżanie w październiku, stwarzając naszym kadrom młodzieżowym i klubom możliwość rozpoczęcia treningu specjalistycznego na nartach już w listopadzie. Pokrywa śnieżna jest tam duża i nawet kiedy przyszło ocieplenie, ośrodek utrzymuje trasy. Wielką zaletą tego obiektu jest bezpieczeństwo. Trasy są ogrodzone, nie wchodzą na nie osoby postronne, które często gdzie indziej – mimo oznaczeń – poruszają się w przeciwnym kierunku. Niestety, ale wiele razy w wypadkach ucierpieli nasi zawodnicy, również ci trenujący w kadrach narodowych.
Jest pani jedną z nielicznych prezesek stojących na czele polskiego związku sportowego. Czuje pani z tego powodu dumę czy obciążenie, a może negatywną ocenę środowiska?
Jestem dumna z tego, gdzie się znajduję. Będąc na tym stanowisku, trudno nie czuć obciążenia. Jest to bardzo duża odpowiedzialności. Na swojej drodze spotykam osoby z różnym nastawieniem i poglądami, ale nie spotkałam się ze złym traktowaniem czy dyskryminacją. Szanuję wszystkich nawet tych z innym podejściem do życia. Z mężczyznami pracuje mi się dobrze. Oni są zadaniowi, mają chłodne głowy, więc pomagamy sobie nawzajem. Zdaję sobie sprawę, że mam szczęście. Bardzo wspiera mnie mąż, zapewnia mi bezpieczeństwo i poczucie, że mogę spełniać się w tej trudnej roli nie zaniedbując obowiązków domowych. To jest kluczowe.
Od kobiet oczekuje się więcej – gdy pojawiają się dzieci – wiemy, że musimy być przy nich i to powoduje, że często wahamy się, czy objąć eksponowane stanowisko. Mamy wiele obaw i ważymy priorytety. Dlatego tak ważne jest wsparcie. Nie wiem, czy gdybym była młodsza, zdecydowałabym się na start w wyborach. Wyjazdy, spotkania, rozmowy z potencjalnymi sponsorami – pracy jest mnóstwo i to bardzo angażującej.
W polskim sporcie mamy problem z reprezentacją kobiet. Dzięki polityce Ministerstwa Sportu i Turystyki zauważalna jest poprawa tej sytuacji. Wszystko wymaga czasu. Niedawno uczestniczyłam w spotkaniu Centralnego Wojskowego Zespołu Sportowego, byłam tam chyba jedyną przedstawicielką związku sportowego. Mocno się tym zdziwiłam.

/ForumTrenera