Joanna Fiodorow: Kobiety trenerki są bardziej konsekwentne

Autor: Rozmawiał Dariusz Wołowski
Artykuł opublikowany: 23 lipca 2024

– Wojciech Nowicki już niczego nie musi, on tylko może. Jeśli nie zdobędzie medalu na igrzyskach w Paryżu, jego świat się nie zawali – mówi Joanna Fiodorow, trenerka mistrza olimpijskiego z Tokio w rzucie młotem.

Joanna Fiodorow jako zawodniczka podczas mistrzostw świata w Zurychu. Fot. Adam Nurkiewicz

„Forum Trenera”: Czy da się zaplanować szczyt formy zawodnika na konkretny dzień? Mam na myśli 4 sierpnia 2024 roku, kiedy w finale rzutu młotem w Paryżu Wojciech Nowicki będzie bronił olimpijskiego złota z Pekinu.

Joanna Fiodorow (od 2021 roku trenerka Wojciecha Nowickiego): Nie da się zaplanować, zbyt wiele czynników na to wpływa. Można zbudować szczyt formy fizycznej na konkretny okres. Przez lata pracy, błędów, które popełnialiśmy po drodze, nauczyliśmy się tego. To wynika wprost z teorii treningu. Ale zawodnik to nie jest maszyna, to człowiek. I jak każdy miewa lepsze i gorsze dni. Sportowiec ma swoje przeczucia, obawy: jednego dnia budzi się, żeby podbijać świat, innego nic mu nie pasuje. Wtedy trudno liczyć na udany start.

Konkurs rzutu młotem w Paryżu, gdzie wystartują Wojciech Nowicki i tak samo znakomity Paweł Fajdek to z punktu widzenia polskiego kibica najbardziej realna szansa na medal igrzysk w lekkoatletyce. Czy to nie nakłada na zawodników i ich trenerów dodatkowej presji?

Jadę do Paryża pomagać Wojtkowi Nowickiemu, wspierać go w każdym aspekcie. Najpierw, drugiego sierpnia mamy kwalifikacje, przez które trzeba przejść, a dopiero dwa dni później finały, które będą nowym rozdaniem kart. Powtórzę: jadę pomagać, a nie nakładać na Wojtka, czy na siebie, jakiejś dodatkowej presji. To są kolejne starty w sezonie, bardzo ważne, sama jako zawodniczka byłam na igrzyskach trzy razy i wiem, co to znaczy. Mam nadzieję, że wszystko w Paryżu przebiegnie według naszego planu, ale nie mogę dać żadnej gwarancji. Do stolicy Francji przybędzie 32 najlepszych na świecie zawodników i każdy z nich marzy o medalu. 29 wyjedzie z niczym.

Rzeczywiście duża część zawodników woli pracować z mężczyznami. Bo na przykład uważają, że potrzebują twardej ręki, jakby kobieta nie mogła jej mieć.

Jakaś presja na obydwu Polakach jednak jest. Wojciech Nowicki broni złota z Tokio, jest dwukrotnym wicemistrzem świata i trzykrotnym mistrzem Europy. Paweł Fajdek to z kolei pięciokrotny mistrz świata, z Tokio przywiózł brąz. Zawodnicy tej klasy nie jadą na igrzyska, żeby spełnić ideał uczestnictwa.

Jadą po medale. Ale, jak już mówiłam, w sporcie nie da się przewidzieć przebiegu zawodów. Ja mam Wojtkowi pomagać, łagodzić napięcia, a nie dokładać presji deklaracjami, które mogłaby mu tylko przeszkadzać.

Joanna Fiodorow po zdobycia brązowego medalu mistrzostw Europy w Berlinie (2018). Fot. Adam Nurkiewicz

Faworytem do złota w Paryżu jest 22-letni Kanadyjczyk Ethan Katzberg. Zwyciężył w konkursie rzutu młotem podczas niedawnego mitingu w węgierskim Székesfehérvár. Wojciech Nowicki był trzeci, Paweł Fajdek piąty.

Tak. Katzberg będzie mierzył w złoto na igrzyskach i ma na to duże szanse. Widziałam go w Székesfehérvár – był bardzo mocny: nie oglądał się na rywali, tylko z błyskiem w oku wchodził do koła i robił swoje. Widać, że formę ma, cieszą go starty. Prawdopodobnie odegra w Paryżu znaczącą rolę. Mówię prawdopodobnie, bo przecież znamy przypadki, że podczas igrzysk faworyci odpadali już w kwalifikacjach. Niczego więc nie można przewidzieć. Ale tak: młody Katzberg ma wszystko, by wracać ze stolicy Francji z medalem i to tym najcenniejszym.

Jako zawodniczka startowała pani w igrzyskach trzy razy. Jako trenerka jedzie pani na nie po raz pierwszy. Jaka jest różnica?

Jako sportsmenka doskonale wiedziałam, co się ze mną dzieje, w jakiej jestem formie, jak się czuję w dniu startu. Czy jestem w stanie walczyć z najlepszymi, czy nie. Miałam wpływ na to, co dzieje się w kole, podczas rzutu. Natomiast jako trenerka stoję z boku. I choć widzę, że zawodnik robi postępy na treningu rzutowym i siłowym, jego forma wygląda dobrze, to na starcie tak do końca nie będę wiedziała, co siedzi w jego głowie. Czy podejmie walkę na 100 procent, czy da radę? Podczas zawodów jestem tylko widzem, który trzyma kciuki za swojego zawodnika.

Czy ten wynik Wojciecha Nowickiego 79,36 m z Székesfehérvár panią ucieszył?

Bardzo. Mieliśmy trzy tygodnie bardzo ciężkiej pracy, przeplatanej startami. Na Węgrzech liczyłam na rzuty Wojtka w granicach 77, może nawet 78 metrów, a tymczasem było jeszcze lepiej. Jak na takiego weterana Wojtek potrafi jeszcze zaskakiwać siebie, a częściowo także i mnie. Wynik na mityngu na Węgrzech był lepszy od poprzednich, więc uznajemy, że przygotowania zaplanowaliśmy tak jak trzeba. Widzimy światełko w tunelu.

Wojtek czerpie motywację z faktu, że jeszcze wciąż może być lepszy. Od trzech lat poprawiamy jego technikę i bardzo go cieszy, kiedy widzi, że miał jeszcze margines na progres.

Ile trzeba będzie rzucić w Paryżu, żeby zdobyć medal?

Myślę, że wynik ponad 81 metrów da miejsce na podium.

Czyli Wojciechowi Nowickiemu jeszcze do tego trochę brakuje.

Ale mamy przed sobą kolejne trzy tygodnie przygotowań, więc jestem spokojna.

Dlaczego tak mało jest kobiet, które są trenerkami zawodników ze światowego topu? W Polsce i na świecie?

Rzeczywiście duża część zawodników woli pracować z mężczyznami. Bo na przykład uważają, że potrzebują twardej ręki, jakby kobieta nie mogła jej mieć. Uważają, że kiedy rzucą „ciężkim słowem”, to kobieta zaraz się rozklei i zacznie płakać. Poza tym co ona tam może wiedzieć, niech siedzi w domu i rodzi dzieci. To wszystko wciąż efekt archaicznego stereotypu, że kobieta ma się poświęcać rodzinie. To się oczywiście zmienia, kobiety robią kariery, ale na równouprawnienie w sporcie na najwyższym poziomie przyjdzie nam jeszcze poczekać.

Malwina Sobierajska poprowadziła Wojciecha Nowickiego do tytułu mistrza olimpijskiego w Tokio. Widać, że on nie stroni od trenerek.

Nie ukrywa, że dobrze pracuje mu się z kobietami. Więc po poprzedniej trenerce, wybrał kolejną. Dlaczego woli współpracować z kobietami? Może o to trzeba jego zapytać?

Pani również jako zawodniczka pracowała z Malwiną Sobierajską. Czy wtedy zdała sobie pani sprawę, że też chciałaby być trenerką?

Nie. Jeszcze przed wyjazdem do Tokio, gdy ogłosiłam, że jeśli nie zdobędę medalu, kończę karierę, chodził mi po głowie plan, że zostanę trenerką. Ale to były takie luźne myśli, nie do końca sprecyzowane. Ktoś z mojego otoczenia podpowiadał mi, że dałabym sobie radę w tym zawodzie, ale powinnam najpierw wyjechać za granicę, na staż, podpatrywać, jak tam pracują trenerzy. Może zostać asystentką? Zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać. Podczas studiów zrobiłam dyplom trenera lekkoatletyki II klasy, więc miałam uprawnienia. Lekkoatletyka to moja miłość i nie bardzo chciałam się z nią rozstawać. Dopiero propozycja Wojtka rozwiała wszelkie moje wątpliwości. On zobaczył we mnie potencjał, uznał, że mogę mu pomóc. Więc zostałam trenerką i to od razu zawodnika na najwyższym poziomie. Podejmowałam współpracę ze sportowcem ukształtowanym, ze światowego topu i miałam zrobić wszystko, żeby go nie zepsuć.

Wojciech Nowicki ma 35 lat, za sobą ogromne sukcesy. Jak podtrzymać entuzjazm do tak ciężkiej pracy u zawodnika, który osiągnął już wszystko?

Wojtek czerpie motywację z faktu, że jeszcze wciąż może być lepszy. Od trzech lat poprawiamy jego technikę i bardzo go cieszy, kiedy widzi, że miał jeszcze margines na progres. Sportowo jest już może dziadkiem, ale wciąż tak dobrym, że może rywalizować z najlepszymi.

Kiedy i jak zapadła decyzja o współpracy?

Przed startem w Tokio Wojtek powiedział mi, że będzie potrzebował zmiany. Ale to był taki luźny pomysł. Nie był to odpowiedni czas na to, by się rozwodzić nad dalszą przyszłością. Jako zawodnicy oboje mieliśmy klapki na oczach i widzieliśmy przed sobą tylko jeden napis: Tokio 2020. Harowaliśmy ciężko, żeby niczego sobie potem nie wyrzucać, że może można było przygotować się lepiej. Liczył się tylko start na japońskich igrzyskach. A potem – ja nie zdobyłam medalu, więc ogłosiłam, że Memoriał Kamili Skolimowskiej to moje pożegnanie. Ostatni start w karierze. Podczas przygotowań do Memoriału Wojtek zadał mi pytanie, czy jestem gotowa na to, by zostać jego trenerką. Poprosiłam o chwilę do namysłu i zdecydowałam się.

Nie zdziwiło pani, że po takim sukcesie w Tokio chciał zmieniać trenerkę?

To wolałabym zostawić bez komentarza.

Jakie atuty mają kobiety w sporcie i w pracy trenerskiej?

Są bardziej wytrzymałe. I zawzięte. Jak sobie coś postanowią, to nie odpuszczą, zanim tego nie osiągną. Czasem idą nawet po trupach. Są konsekwentne, nie przeraża ich dążenie do celu krok po kroku, budowanie kariery, nie brakuje im cierpliwości. Emocjonalność kobiet sprawia, że są bardziej otwarte na świat.

Słyszała pani oczywiście o propozycji ministra sportu Sławomira Nitrasa, żeby w zarządach związków sportowych było co najmniej 30 procent kobiet. Uważa pani, że to realne?

To jest właściwy kierunek. Ale nie wiem, ile czasu to zajmie. Przez lata kobiety były raczej zniechęcane do ubiegania się o stanowiska w zarządach związków sportowych, bo według mężczyzn to jest ich domena. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby teraz kobiety pojawiły się w zarządach z łapanki. Takie zmiany to jest proces, wymaga nowego podejścia, innej mentalności mężczyzn, którzy zajmują najwyższe stanowiska w sporcie. Ale dobrze, że minister widzi potrzebę zmian.

Trening polegający na rzucaniu lżejszym i cięższym młotem – czemu to służy?

Zmiana ciężaru sprzętu jest wykorzystywana w treningu w większości dyscyplin. Uczy techniki, czucia ciała. Żeby rzucać dalej młotem w zawodach, zawodnik musi wykorzystywać pewne parametry wyćwiczone na sprzęcie lżejszym i cięższym. Lżejszy poprawia szybkość, pozwala zawodnikowi bardziej rozpędzić się w kole. Cięższym rzuca się po to, by zbudować siłę. Zawodnik trenuje rzuty młotem cięższym, a potem w zawodach ma uczucie, że młot jest lżejszy. W pracy z Wojtkiem korzystamy z tego oczywiście. Wszyscy inni też. Nie tylko w lekkoatletyce. Ludzie pływają z obciążeniem, żeby po zdjęciu go poczuć się w wodzie lekkimi.

Jak będzie wyglądał ostatni etap przygotowania do igrzysk Wojciecha Nowickiego?

Trenujemy tam do 27 lipca. Takie ostatnie szlify formy: dynamiczne, intensywne, ale krótkie treningi, żeby pobudzić organizm Wojtka do maksymalnego działania. I dużo wolnego czasu, by zawodnik ładował akumulatory, odzyskał świeżość po tygodniach budowania siły. Potem na trzy dni wracamy do domu i 30 lipca lecimy do Paryża. Po odebraniu akredytacji i zameldowaniu w wiosce olimpijskiej zostają nam dwa treningi przed kwalifikacjami drugiego sierpnia.

Przez lata kobiety były raczej zniechęcane do ubiegania się o stanowiska w zarządach związków sportowych, bo według mężczyzn to jest ich domena. Takie zmiany to jest proces, wymaga nowego podejścia, innej mentalności mężczyzn, którzy zajmują najwyższe stanowiska w sporcie. Ale dobrze, że minister widzi potrzebę zmian.

W Tokio zmienialiście strefę czasową, w Paryżu tego nie będzie. Ulga?

Nie ma to dla mnie prawie żadnego znaczenia. Gdybyśmy startowali na drugiej półkuli, po prostu inaczej zaplanowalibyśmy przygotowania. Polecielibyśmy na miejsce wcześniej i tam się przystosowali do strefy czasowej i klimatycznej. Ale Paryż jest blisko – krótki lot nie wymaga wysiłku. Dwie godzinki w samolocie i jesteśmy u celu. To oczywiście dobrze dla wszystkich Europejczyków, ale w sporcie zawodowym nie można wybrzydzać, tylko rozwiązywać problemy i po prostu dostosować się.

Wojciech Nowicki, mistrz olimpijski z Tokio w rzucie młotem. Fot. Adam Nurkiewicz

Sama startowała pani na trzech igrzyskach. Czy wyjazd na czwarte budzi w pani jeszcze jakieś szczególne emocje?

W Paryżu będzie inaczej, bo pierwszy raz nie jadę na igrzyska w roli zawodniczki. Nie muszę się mierzyć z presją startu. Zawsze marzyłam o medalu igrzysk, ale się nie udało. Teraz mam wspierać zawodnika z szansami na medal, ale zdarzyć może się wszystko, do startu zostały trzy tygodnie. Możemy gdybać jak będzie, ale co nam to da? W Paryżu mam pomóc Wojtkowi, być przy nim, wspierać, ale to jednak co innego. Będę dla Nowickiego – fizycznie i psychicznie. Już nie dla siebie, jak było do tej pory.

Zapytam o paryskie szanse Anity Włodarczyk – trzykrotnej złotej medalistki igrzysk olimpijskich w rzucie młotem. To była pani koleżanka i rywalka z kadry.

No cóż, nie jestem trenerką Anity, więc niewiele wiem na temat jest aktualnej formy. Zapowiada jednak w Paryżu rzuty w granicach 75–76 metrów i, jeśli rzeczywiście jest w stanie tego dokonać na igrzyskach, ma realne szanse medalowe. Rywalki, które rzucały w tym sezonie dużo dalej, przepadły w eliminacjach krajowych, wiec kolejne podium Anity, tym razem w stolicy Francji wydaje się możliwe.

„Mam już dwa medale igrzysk, więc jeśli w Paryżu coś pójdzie nie tak, nie będzie to dla mnie koniec świata” – to słowa Wojciecha Nowickiego. Właściwe podejście do startu?

Jeśli Wojtek tak mówi, to znaczy, że tak to odbiera. Nie sądzę, żeby to była zasłona dymna dla unikania presji. On presji nie ma, on niczego nie musi. On tylko może. Dokładnie tak jak mówi: jeśli nie zdobędzie medalu na igrzyskach w Paryżu jego świat się nie zawali.

Rozmawiał Dariusz Wołowski

Joanna Fiodorow, była lekkoatletka uprawiająca rzut młotem. Trzykrotna olimpijska (Londyn 2012 – 7. miejsce, Rio de Janeiro 2016 – 9. miejsce, Tokio 2020 – 7. miejsce). Srebrna medalistka mistrzostw świata w Dausze (2019), dwukrotna brązowa medalistka mistrzostw Europy (Zurych 2014, Berlin 2018). Po zakończeniu kariery zawodniczej została trenerką Wojciecha Nowickiego, z którym zdobyła dwa srebrne medale mistrzostw świata (Eugene 2022, Budapeszt 2023) i dwa złote na mistrzostwach Europy (Monachium 2022, Rzym 2024).