Marcin Nowak: Rozpocząć w Polsce dumny marsz tej młodej imprezy kontynentalnej

Autor: Rozmawiał Artur Gac
Artykuł opublikowany: 19 czerwca 2023

Tego typu kontynentalne igrzyska są rozgrywane w obu Amerykach, w Afryce, a także w Azji, gdzie mają już swoją wieloletnią tradycję. Tam poziom sportowy jest szalenie wysoki, w związku z tym prestiż tego typu widowisk jest spory i my do tego dążymy. Jestem przekonany, że trzecią edycją nawiążemy do dobrej tradycji igrzysk kontynentalnych – mówi w przededniu rozpoczęcia trzeciej edycji Igrzysk Europejskich Kraków-Małopolska 2023 dr Marcin Nowak, stojący na czele celowej spółki szef komitetu organizacyjnego. Impreza potrwa w dniach od 21 czerwca do 2 lipca.

Marcin Nowak. Fot. Szymon Sikora/PKOl

Forum Trenera: Od początku mówił pan, że przed organizatorami igrzysk cała masa obowiązków i prawdziwa intensyfikacja działań, wszak wiadomo było już na starcie, że czasu pozostało naprawdę niewiele. Jaki jest bilans tej walki z czasem?

Marcin Nowak: Charakter i wola walki wyniesione ze sportu pozwalają nam, co powiem ze sporą satysfakcją, wygrywać ten nierówny pojedynek z czasem. Na obecną chwilę jesteśmy zgodni z harmonogramem i planem działań. Mogę z pełną odpowiedzialnością zadeklarować, że wszystkie obiekty trzecich igrzysk europejskich mamy gotowe.

Ile razy zderzył się pan ze stwierdzeniem, że po co Polsce dopiero co raczkująca impreza, która w dodatku nie cieszy się najlepszą renomą?

– Takie głosy słyszy się co jakiś czas, co też wynika z niezrozumienia całej sytuacji oraz tego, czym jest ta impreza.

I co pan wtedy odpowiada?

– Moim zdaniem każda impreza sportowa, która ma szansę być rozgrywana w Polsce, a będzie niosła z sobą rozwój danej dyscypliny sportu i przysłuży się społeczeństwu, jest warta tego, by w nią inwestować. Owszem, trzecie igrzyska europejskie faktycznie są nowym wydarzeniem, ale w skali świata nie mówimy o żadnej nowości. Tego typu kontynentalne igrzyska są rozgrywane w obu Amerykach, w Afryce, a także w Azji, gdzie mają już swoją wieloletnią tradycję. Tam poziom sportowy jest szalenie wysoki, w związku z tym prestiż tego typu widowisk jest spory i my do tego dążymy. Jestem przekonany, że trzecią edycją nawiążemy do dobrej tradycji igrzysk kontynentalnych. Poza tym każda impreza niesie ze sobą element spuścizny, który później pozostaje w danym regionie i tych miejscach, które są areną zawodów. Nie inaczej będzie tym razem.

Jaką konkretnie spuściznę ma pan na myśli?

– Od samego początku nie chcieliśmy budować obiektów, wielkich aren, które później stałyby puste, bo trudno byłoby je wykorzystać. Zatem wykorzystujemy infrastrukturę, która już istniała, a nowe inwestycje praktycznie nie powstają, za wyjątkiem obiektów tymczasowych. Przede wszystkim modernizujemy te, które już funkcjonowały i właśnie ta możliwość od samego początku była wielką szansą dla Małopolski, ale także dla Podkarpacia i Dolnego Śląska. Dzięki temu mamy obiekty na miarę XXI wieku, jak chociażby strzelnica sportowa we Wrocławiu, wspaniały obiekt do skoków do wody w Rzeszowie, a przede wszystkim obiekty w Krakowie i całym województwie, które dostają nowe życie. Stadion Wisły Kraków, tor kajakowy Kolna, areny lodowe w Nowym Targu i Krynicy-Zdrój. Wymienione obiekty bez igrzysk europejskich w najbliższych latach nie doczekałyby się takiej modernizacji z uwagi na duże potrzeby finansowe. A cierpiał na tym lokalny sport wyczynowy, który w tych miejscowościach ma na co dzień swoje rozgrywki.

– Rozumiem, że część tych obiektów pamięta jeszcze okres PRL-u…

– Weźmy też inny, doskonały przykład, czyli Akademię Wychowania Fizycznego w Krakowie. To jeden z większych beneficjentów igrzysk, dziś z gruntownie wyremontowanym ponad 20-letnim stadionem lekkoatletycznym. W efekcie na powrót stał się jednym z piękniejszych i najnowocześniejszych obiektów w Polsce. Ale nie tylko on, gruntowną modernizację przeszła także Hala Gier Sportowych, obiekt z lat 80., który tak naprawdę już od kilkunastu lat wołał o remont. Specyfikacje i wymogi techniczne zaczęły zagrażać jej dalszemu istnieniu, a przecież to tam na co dzień kształcą się przyszli ludzie sportu, studenci AWF. Bez igrzysk, a tam będzie rozgrywana szermierka w ramach pięcioboju nowoczesnego, ta hala miałaby bardzo małą szansę na to, aby już teraz zmienić się nie do poznania. Reasumując, po igrzyskach zostanie wiele wypięknionych obiektów, które będą służyć polskiej młodzieży i naszemu sportowi przez wiele kolejnych lat.

Ostrożnie podchodziłbym natomiast do stadionu Wisły Kraków, chyba nie tylko przez największych malkontentów nazywanym „architektonicznym potworkiem”, który od lat przypomina studnię przed dna.

– Ale właśnie dzięki tym igrzyskom z tego potworka, jak pan to określił, stadion im. Henryka Reymana stał się naprawdę atrakcyjniejszą areną. Prace dotyczyły między innymi tego, aby poprawić całą spójność bryły stadionu. Mam okazję bywać tam często i jestem zdania, że w tej chwili z zewnątrz to wreszcie stadion na miarę oczekiwań.

Usystematyzujmy: ostatecznie w programie mamy 29 dyscyplin, w tym 26 sportów, jako że trzy będą rozgrywane podwójnie, czyli kajakarstwo (slalom i sprint), tzw. sporty wodne (pływanie artystyczne i skoki do wody) oraz kolarstwo (górskie i BMX freestyle)?

– Wszystko się zgadza. W tym wszystkim 21 dyscyplin olimpijskich, z czego aż 19 w randze kwalifikacji do igrzysk w Paryżu. Bezprecedensowa rzecz, takiej skali sportowej nie miały żadne z dwóch poprzednich edycji. Jestem przekonany, że oprócz igrzysk olimpijskich, które w Europie oczywiście już wielokrotnie się odbywały, my zaserwujemy imprezę największej rangi na kontynencie na przestrzeni ostatnich lat. Od samego początku naciskaliśmy właśnie na to, aby wyróżnić się poziomem sportowym.

I przy okazji odciąć od dwóch poprzednich edycji, w Azerbejdżanie i Białorusi?

– Odcinać się absolutnie nie chcemy, natomiast pragniemy wykonać wielki krok dla rozwoju igrzysk europejskich. Chcemy być zapamiętani z tego, że właśnie od Krakowa, od Małopolski oraz partnerskich miast i województw, rozpoczął się dumny marsz tej młodej imprezy kontynentalnej. Mam ogromną nadzieję, że marka IE na stałe wpisze się w historię światowego sportu.

Ostatecznie nie udało się utrzymać aż potrójnej rangi dla szermierki, która przez rosyjskie wpływy w międzynarodowej federacji straciła walor mistrzostw Europy oraz indywidualnej kwalifikacji do igrzysk w Paryżu.

– Muszę powiedzieć bardzo szczerze, że my wygraliśmy ten pojedynek. Od samego początku mówiliśmy wprost, że reprezentanci Federacji Rosyjskiej i Białorusi nie wystąpią na naszych igrzyskach. I tutaj nic się nie zmieniło. Oczywiście taka postawa z naszej strony wzbudziła duży sprzeciw na czele federacji światowej i europejskiej, natomiast nie cofnęliśmy się ani o krok. Utrzymanie kwalifikacji w drużynach jest bardzo cenne, bo każda osoba, która zna się na tym sporcie wie, że to przez starty drużynowe dostaje się na igrzyska. Dlatego mamy stuprocentowe przekonanie, że dzięki temu przyjadą do nas najlepsi szermierze z Europy, co już widzimy po nazwiskach zgłaszanych sportowców. Założony cel osiągnęliśmy, dlatego od początku nie było o co kruszyć kopii, ponieważ podstawowy warunek został utrzymany.

Pamiętam jednak, że od początku zerojedynkowo stawialiście sprawę, iż jakakolwiek ingerencja w rangę danej dyscypliny, spowodowana rosyjskimi wpływami, wywoła z waszej strony ostrą reakcję i spowoduje usunięcie danego sportu z programu igrzysk.

– Ma pan rację, ale powtórzę, że my nic tutaj nie straciliśmy, choć może na pierwszy rzut oka wygląda to inaczej. Od początku najbardziej zależało nam na kwalifikacjach drużynowych, ponieważ z naszego punktu widzenia to one są najistotniejsze. To był nasz warunek numer jeden, dopiero gdyby jego zabrakło, wykonalibyśmy zdecydowany ruch i szermierki nie byłoby w programie igrzysk. Na szczęście europejska federacja w tę kwestię nie zaingerowała.

Jesteśmy już po tzw. final entries. Ilu zatem sportowców finalnie weźmie udział w igrzyskach?

– Dokładnych danych nie mam przed sobą, ale podtrzymuję, że będziemy gościli około 7 tysięcy sportowców.

A jak liczna będzie reprezentacja Polski?

– Znamy już liczbę polskich sportowców, ale nazwiska dopiero przedstawimy opinii publicznej.

Z kalkulacji odpowiadającego za pion sportowy dyrektora Krzysztofa Augustyna wynika, że w szczytowym momencie w wiosce zawodniczej w miasteczku studenckim krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej będzie przebywało 3500 zawodników. Jesteście dobrze przygotowani, by w jednym czasie zadbać o taką armię sportowców?

– Wszystko mamy operacyjnie zaplanowane, każda czynność i ewentualność została przećwiczona. Sportowców faktycznie będzie dużo, ale zbudowaliśmy też bardzo dużą stołówkę, na której jednocześnie będzie mogło spożywać posiłki 2,5 tysiąca osób. Wszystkie procedury wioskowe, zresztą identyczne do tych na igrzyskach olimpijskich, także mamy opracowane, więc zakładam, że nasi goście od samego początku będą czuli się zaopiekowani i nie będą pozostawieni sami sobie. Od 18 czerwca, gdy zaczną przylatywać do nas reprezentacje, aż do 4 lipca, wszystkie działania po naszej stronie są starannie zaplanowane.

W programie igrzysk znalazło się sześć wydarzeń towarzyszących, czyli: sumo, biegi górskie, szachy, amp futbol, wyścigi samochodowe i bieg na orientację. Jaki główny cel przyświeca tym sportom w takiej formie?

– Przede wszystkim chcemy przyciągnąć jeszcze większą rzeszę kibiców, a większość z tych imprez odbędzie się poza miejscami rozgrywania igrzysk. Będzie to także żywa reklama igrzysk, coś w rodzaju mobilnej strefy kibica, gdzie będziemy zachęcali do tego, aby po tych rozgrywkach kibic przyjechał do aren i emocjonował się europejskim świętem sportu. Uważam, że taka forma promocji i aktywizacji społeczeństwa może się bardzo sprawdzić. Mam nadzieję, że cała Polska będzie obserwowała ten projekt i nim się emocjonowała.

Rozgrywki finałowe w koszykówce 3×3, w boksie i – co jest wielką niespodzianką – w pływaniu artystycznym sprzedają się tak, że pozostały ostatnie miejsca. A na niektóre finały już nie kupi się wejściówek, choć pracujemy nad tym, by kilka miejsc jeszcze udało się dołożyć.

Wyraźnie wzrosły wydatki na organizację igrzysk, znacząco zwiększone dotacją rządową z budżetu centralnego za sprawą poprawki w przyjętej przez Sejm ustawie. Te koszty, nad którymi pieczę sprawuje spółka celowa, obiektywnie musiały tak wzrosnąć?

– Na pewno nie mówiłbym tutaj, jak twierdzą niektórzy, o lawinowym wzroście, gdy mowa o 15–20 procentach. To nie mieści się w moich kategoriach wielokrotności. Budżet imprezy, określony w specustawie, wynosi 400 milionów złotych. Z tego połowa pochodzi ze skarbu państwa, a po sto milionów wnoszą miasto Kraków i województwo małopolskie. Natomiast budżet był planowany jeszcze w 2021 roku, w związku z czym nikt nie przewidywał inflacji, wojny, a w konsekwencji wzrostu cen, co najlepiej widzimy sami na co dzień, kupując choćby zwykłe produkty spożywcze. Więc nie mogło być tak, że akurat igrzysk wzrost cen nie dotknie. Łatwa matematyka, czyli obecna wysokość inflacji praktycznie jeden do jeden spowodowała wzrost względem zakładanego budżetu. W efekcie ze skarbu państwa otrzymaliśmy dodatkowe 66 milionów, czyli na dzień dzisiejszy budżet organizacyjny wynosi 466 milionów złotych. Oczywiście finalnie będzie on jeszcze nieco wyższy, gdyż pozyskujemy sponsorów i partnerów, dzięki czemu dochodzą dodatkowe środki.

Odsłońmy jeszcze trochę kuchni igrzysk, która z moich informacji była dość mocno dynamiczna. Nad którymi dyscyplinami, poza wspomnianą szermierką, najdłużej wisiał miecz Damoklesa i toczono najcięższe boje, by je utrzymać w programie?

– Szczerze mówiąc z szermierką wcale nie toczyliśmy wielkich bojów, nasze stanowisko wyraziliśmy w bardzo klarowny sposób. Pozostałe sporty i batalie, o których w przestrzeni medialnej dosyć dużo się mówiło, były w zasadzie pustymi doniesieniami, które absolutnie nie miały pokrycia w rzeczywistości.  Mówiło się choćby o boksie, co w żadnym razie nie było prawdą. Boks na igrzyskach jest organizowany pod egidą MKOl-u i tak samo jest w tym przypadku. Dzięki współpracy bezpośredniej z Międzynarodowym Komitetem Olimpijskim mamy tę gratkę, że w Nowym Targu odbędą się największe w historii kwalifikacje kontynentalne. To właśnie u nas będą do zdobycia 44 bezpośrednie przepustki do Paryża w trzynastu kategoriach wagowych kobiet i mężczyzn.

Zawody w skokach narciarskich rozegrane zostaną na Średniej i Wielkiej Krokwi. Fot. COS OPO Zakopane

Większość sportów z niniejszego wykazu dyscyplin (judo, łucznictwo, szermierka, pięciobój nowoczesny, tenis stołowy, taekwondo, triathlon, wioślarstwo, zapasy, jazda na deskorolce i podnoszenie ciężarów) znajduje się w programie igrzysk europejskich, a to właśnie w nich już zdecydowano o dopuszczeniu Rosjan i Białorusinów do rywalizacji, w tym do kwalifikacji olimpijskich. Do tego dochodzą zawirowania ze wspomnianym boksem, będącym za sprawą światowej federacji na całkiem kolizyjnym kursie z MKOl. Dlatego tak frapujące i ciekawe jest zagadnienie, jak trudno było dogadać się z międzynarodowymi federacjami i ich europejskimi odpowiednikami, by w efekcie w Polsce sportowcy z Ukrainy nie musieli podawać ręki przeciwnikom z obu krajów.

– Wszystko było uzależnione od struktury działania kontynentalnych federacji. Istnieją bowiem takie, które są w stu procentach zależne od ich światowych „matek”. I tak jest właśnie w przypadku szermierki oraz boksu. W obu przypadkach decyzje muszą być zawsze jednolite, zgodne z linią ich światowych szefów, stąd właśnie pewne problemy i wątpliwości. Natomiast my od samego początku bardzo jasno artykułowaliśmy nasze stanowisko i w rozmowach z europejskimi federacjami nawet dobrze to szło. Z satysfakcją patrzę na ich efekty, bo istotnie rozmowy niejednokrotnie były ciężkie, ale na samym końcu magia igrzysk europejskich, wprawdzie dopiero rozbłyskująca, zaczynała działać. Ta impreza ma wymiar szczególny w bieżącej sytuacji geopolitycznej, wszak znajdujemy się nieopodal frontu działań wojennych. Europa i cały świat patrzą na nas z dużym podziwem, na ogromne zaangażowanie w pomoc Ukrainie, a przekonuję się o tym na co dzień, spotykając się z poszczególnymi delegacjami. Niejednokrotnie byli zdumieni, że tych działań pomocowych nie widać na ulicach. Polska nadal jest piękna, przyjazna i otwarta na innych. Te wszystkie argumenty również sprawiały, że dużo korzystniej prowadziło nam się rozmowy, również te najtrudniejsze.

Są sporty, na które sprzedaż biletów idzie nadspodziewanie dobrze. Czy są też takie, gdzie – względem prognoz – można być zaniepokojonym?

– Zaniepokojonym chyba nie, bo wszystkie dyscypliny systematycznie znajdują chętnych. I podejrzewam, że z każdym dniem bliżej godziny „zero”, sprzedaż będzie wzrastała. Natomiast jest kilka pozytywnych zaskoczeń. Rozgrywki finałowe w koszykówce 3×3, w boksie i – co jest wielką niespodzianką – w pływaniu artystycznym sprzedają się tak, że pozostały ostatnie miejsca. A na niektóre finały już nie kupi się wejściówek, choć pracujemy nad tym, by kilka miejsc jeszcze udało się dołożyć. Liczę na to, że wokół lekkoatletyki, skoków narciarskich oraz zawodów mtb i bmx sprzedaż nabierze przyspieszenia przed samymi wydarzeniami. A być może trzeba spodziewać się, że dopiero w danym dniu fani gromadnie ruszą na obiekty, dlatego nie mamy większych obaw. Z każdym dniem widać, że wszystko nabiera rozpędu. Przykładowo trochę obawialiśmy się frekwencji na szermierce, bo nie jest łatwo zapełnić Tauron Arenę, tymczasem sprzedaż idzie bardzo dobrze. Pozytywnie zaskakuje mnie także zainteresowanie badmintonem w Jaskółka Arena w Tarnowie. Liczymy również na wspinaczkę, która mocno jest wpisana w historię Tarnowa, a wiele obiecujemy sobie po sportach plażowych.

Wspomniał pan o skokach narciarskich i lekkoatletyce, czyli dwóch perłach w koronie programu igrzysk. Co do „królowej sportu”, słyszę że sprzedaż jest mocno niepokojąca. Oby nie powtórzyła się sytuacja z rozgrywanego ostatnio na Stadionie Śląskim memoriału Janusza Kusocińskiego, którą skomentowała nawet nasza gwiazda sprintu, Ewa Swoboda.

– I mam nadzieję, że słowa Ewy podziałają na polskiego kibica jak płachta na byka. A w efekcie drużynowe mistrzostwa Europy w ramach igrzysk będą miały bardzo liczną publikę, bo nadciąga niepowtarzalna okazja zobaczyć wszystkich najlepszych. We wszystkich konkurencjach lekkoatletycznych pojawi się ścisła europejska czołówka, a także światowy top, na czele z dwukrotnym mistrzem olimpijskim na 100 m Marcellem Jacobsem. I przede wszystkim cała plejada naszych gwiazd, również medalistów największych imprez globu.

Co może pan zdradzić na temat ceremonii otwarcia igrzysk na stadionie miejskim im. Henryka Reymana?

– Obie ceremonie, także ta zamknięcia, to będą wspaniałe widowiska. Zaserwujemy je w formie przyjemnego spędzenia nieco ponad dwóch godzin w przypadku ceremonii otwarcia, a niecałych dwóch godzin w przypadku zamknięcia. Będzie to wiązanka tego wszystkiego, co w Polsce mamy najlepszego, wystąpi także wiele gwiazd estrady w różnym wieku. Każdy widz, ten młodszy i trochę starszy, znajdzie coś dla siebie. I jestem przekonany, że nikt nie będzie się nudził, tylko da się porwać dobrej zabawie. Serdecznie zapraszam na obie ceremonie, które będą startowały o godz. 20.30. Rozpoczęcie 21 czerwca, a show na zakończenie 2 lipca.

Jeszcze jakiś czas temu sam Kraków bardzo ostrożnie szacował, ilu kibiców i gości typowo na okoliczność igrzysk dotrze pod Wawel. Dzisiaj są już dokładniejsze oczekiwania i prognozy?

– Na tę chwilę mamy sprzedanych około 30 tysięcy biletów na wszystkie zawody, co oczywiście nie mówi wszystkiego, bo jest gros sportów, na które wejściówki będą sprzedawały się tuż przed ich rozpoczęciem.

Rozmawiał Artur Gac

Medalistki olimpijskie – Karolina Naja, Anna Puławska, Justyna Iskrzycka, Helena Wiśniewska. Polskie kajakarki będą faworytkami wielu konkurencji IE, które odbędą się na Zalewie Kryspinów. Fot. Adam Nurkiewicz