Paryż 2024. Adam Korol: Cieszę się, ale mam powód do zmartwień

Autor: Olgierd Kwiatkowski
Artykuł opublikowany: 11 października 2024

Adam Korol, złoty medalista olimpijski w wioślarskiej czwórce podwójnej z 2004 roku, a obecnie prezes Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich (PZTW) opowiada „Forum Trenera” o sukcesach, problemach i perspektywach tego sportu w Polsce.

Brązowi medaliści igrzysk olimpijskich w Paryżu w czwórce podwójnej. Od lewej: Mateusz Biskup, Dominik Czaja, Mirosław Ziętarski, Fabian Barański. Fot. Julia Kowacic/Polski Związek Towarzystw Wioślarskich

Forum Trenera: Jedyny medal olimpijski dla Polski w wioślarstwie na igrzyskach w Paryżu zdobyła czwórka podwójna mężczyzn. To w tej konkurencji został pan mistrzem olimpijskim w 2008 roku w Pekinie. Potraktował pan ten sukces jako kontynuację?

Byłem zestresowany, a na końcu poczułem dumę z wyczynu chłopaków. Zrobili to w pięknym stylu, walczyli do końca, a w trakcie wyścigu osady zmieniały się pozycjami. Do srebra zabrakło niewiele, Włosi wyprzedzili naszą czwórkę minimalnie (o 0.19 s. – przyp. red.). Doceniam wieloletnią pracę Fabiana Barańskiego, Mateusza Biskupa, Mirosława Ziętarskiego, Dominika Czai, ale również trenera Aleksandra Wojciechowskiego,  lekarza kadry Marii Wolf, fizjoterapeuty Patryka Wojsa. To była nieliczna ekipa, ale zgrana, bardzo profesjonalna.

Jakby pan porównał drogę do medalu jaką przeszła wasza osada przed Pekinem i medaliści z Paryża?

Trudne porównanie. Ta czwórka w nieco zmienionym składzie była bliska medalu w Tokio, tak jak my w 2004 roku. Obie osady miały za sobą trudne doświadczenie porażki, by potem osiągnąć sukces. Myślę, że byliśmy na innym etapie karier sportowych. My w Pekinie byliśmy u schyłku karier sportowych, a ta czwórka są w rozkwicie, w środku kariery i to są już utytułowani zawodnicy, medaliści mistrzostw świata i Europy. To osada z potencjałem, bardzo zgrany i zżyty ze sobą zespół.

Trener Wojciechowski zawsze powtarzał, że dążymy do konkretnego celu. Tym celem nadrzędnym zawsze były igrzyska olimpijskie.

Wioślarstwo bardzo zmieniło się przez te kilkanaście lat?

Czasy uzyskiwane przez współczesne osady są nieznacznie lepsze. Wioślarze pływają niewiele szybciej. Te same kraje liczą się w rywalizacji.  

Ale niezmiennie trenerem medalowej osady w czwórce podwójnej jest Aleksander Wojciechowski.

To jest dla nas bardzo dobra wiadomość. Udało mi się nakłonić trenera Wojciechowskiego, żeby pozostał na stanowisku, choć mógłby pójść na emeryturę. Zmniejszamy mu zakres obowiązków, nie chcemy go tak bardzo mocno wykorzystywać, ale najważniejsze, że jest trenerem głównym kadry wioseł krótkich, w której mamy bardzo dobrych seniorów, ale i młodzieżowców i juniorów.

Pan Wojciechowski będzie z nami pan pewno pracował przez kolejny rok. Nie chce deklarować się, czy podejmie współpracę na dłuższy czas. Chcemy ten moment wykorzystać, aby nasi młodzi trenerzy podpatrywali mistrza i jego warsztat. Będą mieli unikalną okazję.

Pan ma spojrzenie na warsztat Aleksandra Wojciechowskiego z co najmniej dwóch perspektyw – zawodnika i prezesa. I jakby pan opisał pracę tak zasłużonego dla polskich wioseł trenera?

Od 1997 roku, przez całą swoją karierę seniorską, współpracowałem z trenerem Wojciechowskim. Wtedy objął funkcję szkoleniowca wioseł krótkich reprezentacji Polski. Na początku trochę się na nas uczył, zdobywał doświadczenie. Wcześniej pracował w klubie, posiadał ogromne zasoby wiedzy, ale to była jednak praktyka na innym poziomie. Doświadczenie i warsztat to jedno, ale trener Wojciechowski wprowadzał do szkolenia spokój i pewność tego co robi. Nie podejmował gwałtownych decyzji. Wszystko było przemyślane i dokładnie wcześniej przeanalizowane, poparte wyciąganiem wniosków ze zwycięskich i  przegranych regat.

Trener zawsze powtarzał, że dążymy do konkretnego celu. Tym celem nadrzędnym zawsze były igrzyska olimpijskie. Ważnymi etapami są mistrzostwa świata, które w wioślarstwie odbywają się co rok oraz zawody Pucharu Świata. Trenując wierzyliśmy, a potem wiedzieliśmy, że forma przyjdzie najpierw na mistrzostwa, a potem na igrzyska. Przez lata ten schemat w naszym wypadku się sprawdzał. Myślę, że teraz trener działa podobnie.

Wtedy jak i teraz Aleksander Wojciechowski cały czas szuka, rozmawia, konsultuje, poszerza wiedzę. Miał swój kanon, ale coś do niego dokłada. Nie spoczywa na laurach. Wprowadza nowinki treningowe. Przed Paryżem i w Paryżu widziałem jak konsultuje się z lekarzem, fizjoterapeutą. Szukali rozwiązań do poszczególnych treningów. Poszukiwania – to cecha, która świadczy o klasie trenera.

Czy są trenerzy tej klasy co Aleksander Wojciechowski, jego następcy?

Liczymy, że w przyszłości będziemy takich mieli takich szkoleniowców. Mamy liczne grono młodych, którzy podpatrują trenera Wojciechowskiego, jego warsztat i będą wyciągali wnioski. Chciałbym, żeby oni „męczyli” go, wyciągali od niego jak najwięcej informacji. Oczywiście, pewnych rzeczy nie da się przekazać. Trzeba mieć wyczucie, odpowiednie cechy charakteru, czasami być dobrym ojcem, czasami kolegą, a innym razem tupnąć nogą i postawić na swoim. Bycie trenerem tyranem, który wie wszystko, nikogo nie słucha, nie jest drogą do sukcesu. Zawodników należy traktować po partnersku.

Wiele osad, które będą walczyć o kwalifikacje do igrzysk w Los Angeles będziemy budowali od początku, w oparciu o młodych zawodników. Nie mamy wyjścia.

Czy ten jedyny medal dla polskich wioseł traktuje pan jako sukces?

Cieszę się z tego sukcesu jako były reprezentant Polski w czwórce podwójnej, dziś bardziej jako prezes PZTW, a nie przedstawiciel tej konkurencji w przeszłości, ale jednocześnie martwię tym, że na igrzyska pojechały tylko dwie osady. To dla mnie powód do głębokiej refleksji dlaczego tak się stało. Zmusza to nas w związku do wyciągnięcia wniosków, bo medal jest, ale pozostaje niedosyt. Te wątpliwości zrodziły u nas już kwalifikacje. Były tylko dwie, jedna bezpośrednio z mistrzostw świata – w męskiej czwórce podwójnej, a potem z regat europejskich – w dwójce podwójnej wagi lekkiej kobiet. Cały czas mnie to martwi.

Aleksander Wojciechowski – wieloletni trener kadry narodowej mężczyzn w wioślarstwie. Fot. Julia Kowacic/Polski Związek Towarzystw Wioślarskich

Jakie widzi pan rozwiązania tego problemu?

Ogłosiliśmy konkurs na trenerów kadry kobiet i wioseł długich. Mamy bardzo dobrą młodzież, co potwierdzają wyniki osiągnięte podczas ostatnich mistrzostwa świata i młodzieżowych mistrzostw Europy. W sporcie trzeba być cierpliwym. Wiele osad, które będą walczyć o kwalifikacje do igrzysk w Los Angeles będziemy budowali od początku, w oparciu o młodych zawodników. Nie mamy wyjścia. Następuje zmiana warty. Już w trzyleciu przedolimpijskim po Tokio zrezygnowało wiele czołowych zawodniczek i zawodników.

Co się stało z czwórką podwójną kobiet, która zdobywała medale w Rio de Janeiro i Tokio?

To sytuacja życiowa. Ze startów zrezygnowały Maria Sajdak, Agnieszka Kobus-Zawojska. Stwierdziły, że nie chcą dłużej trenować. Powody były różne. To była ich autonomiczna decyzja. Zostały i Kasia Zilmann i Marta Wieliczko. W pierwszym roku po igrzyskach trener Jakub Urban próbował różnych rozwiązań. Skończyło się na 11 miejscu na mistrzostwach świata w nowym składzie. Ta nowa czwórka pływała poniżej oczekiwań samych zawodni czek, trenera, związku.

Wielką trudnością dla wioślarzy na igrzyskach w Los Angeles będzie specyfika toru olimpijskiego, który został skrócony z 2 tys. do 1,5 tys. metrów. Trenerów czeka niezwykle trudne zadanie szkoleniowe.

Na tę decyzję organizatorów nie mamy wpływu. Problem jest głębszy niż teraz się rysuje. Wszystkie regaty do momentu startu na igrzyskach będą się odbywały na torach o długości 2000 m. To jest kuriozalne. Jeszcze w roku igrzysk rozegrane zostaną mistrzostwa Europy, zawody Pucharu Świata, kwalifikacje olimpijskie na torze 2000 m. Każde 500 m to jest około półtorej minuty wysiłku. Zmieni to sposób przygotowań. Pozostawiam to mądrości trenerów. Sam jestem ciekaw, jak to będzie wyglądało, czy poszczególne kraje będą się ścigały na tradycyjnym torze, czy w momencie poprzedzającym igrzyska zmienią plan treningowy i przestawią się na wysiłek, który będzie bardziej intensywny i trwał krócej.

W programie igrzysk olimpijskich w Los Angeles znalazło się wioślarstwo morskie. Czy Polska jest przygotowana, na to, by rywalizować w tej konkurencji?

Budujemy naszą reprezentację, popularyzujemy ten sport wśród klubów. Zorganizowaliśmy mistrzostwa Europy w Gdańsku, nasi zawodnicy wystartowali w mistrzostwach świata w Genui. Mamy ograniczone możliwości. Na świecie kluby znajdują się w pobliżu akwenów morskich i oceanicznych, mają już pewne tradycje. My na razie nie mamy dedykowanych wioślarstwu morskiemu klubów. Stworzyliśmy na razie bazę w Gdańsku. Mamy tam odpowiednią infrastrukturę, sprzęt, udostępniamy klubom, mamy cykl regat. Gdzie indziej na polskim wybrzeżu nie ma odpowiednich warunków, a zawodnicy wolą przyjechać do Gdańska. Do tego sportu przechodzą wioślarze, którzy kończą karierę w klasycznej odmianie. Chcemy im pomóc.

Bardzo się różni wioślarstwo morskie od klasycznego?

Jako prezes powiem, że łódki są nawet nieznacznie tańsze. Sprzęt jest nawet bardziej wytrzymały. Jako były zawodnik widzę, że ruch wioślarski mamy ten sam, ale specyfika wysiłku i taktyka rozgrywania zawodów jest zupełnie inna. Dystans mamy krótszy, występuje element biegu po plaży, trzeba nawigować między bojami, liczy się umiejętność radzenia sobie z falą, radzenia sobie na otwartej przestrzeni. W wioślarstwie morskim zawodnik podbiega do łódki, płynie 250 m w głąb morza, co dzieje się nieraz przy dużej fali. Przy nawrocie mamy horyzont, niektórzy zawodnicy się gubią i płyną równolegle do boi. Tracą czas. To wtedy kluczowa staje się nawigacja. To zupełnie inna konkurencja.

Wioślarstwo uważane jest za bardzo trudny i wymagający fizycznie sport. Dostrzegalnym sukcesem pozostaje tylko start, a najczęściej medal olimpijski. Młodzież jeszcze garnie się do tego sportu?

Zmieniliśmy przepisy, aby umożliwić szerszy dostęp do naszego sportu. Do tej pory trening wioślarski dziecko rozpoczynało w wieku 13 lat, dziś w wieku 11 lat. Oczywiście, dystanse dla dzieci są krótkie. Zauważyliśmy, że mamy więcej chętnych. Dzięki wsparciu Ministerstwa Sportu i Turystyki działa program „Młode polskie wiosła”. Prowadzi go mój kolega ze złotej osady z Pekinu Michał Jeliński. Widzimy efekty projektu. Nastąpił wzrost liczby startujących we wczesnej fazie o 20-30 procent. To jest pocieszające. Plony będą bardziej obfite, jeżeli zaszczepimy wioślarstwo wśród większej ilości dzieci. Do tego dążymy.

Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski

Adam Korol, złoty medalista igrzysk olimpijskich w czwórce podwójnej z Pekinu (2008), obecnie prezes PZTW. Fot. Adam Nurkiewicz