Paryż 2024. Dla trenerów paralimpijskich to coś więcej niż praca
„Te igrzyska pokazały nowe oblicze”. Michał Pol podsumowuje dla „Forum Trenera” XVII Letnie Igrzyska Paralimpijskie Paryż 2024 z punktu widzenia dziennikarza i attache prasowego.
Forum Trenera: Z twoich relacji w mediach społecznościowych wynika, że igrzyska paralimpijskie w Paryżu były niezwykle atrakcyjne. Na czym polegał ich sukces?
Michał Pol, attache prasowy reprezentacji Polski na XVII Letnie Igrzyska Paralimpijskie Paryż 2024: Udowodniły po raz kolejny, że sport paralimpijski może wzbudzić niezwykle zainteresowanie. Pokazały nowe oblicze. Ceremonia otwarcia odbyła się na Polach Elizejskich, reprezentanci z całego świata przemaszerowali spod Łuku Triumfalnego do Place de la Concorde. Tej uroczystości przyglądało się 50 tysięcy mimo że tego dnia padał deszcz. Widzowie chcieli przyjść, zobaczyć paralimpijczyków.
Potem te same obiekty na których wcześniej rywalizowali sportowcy pełnosprawni, zapełniły się niemal w całości. Przy komplecie publiczności odbywały się zawody lekkoatletyczne na Stade de France. Trybuny pływalni w dzielnicy La Defence były zapełnione niemal do ostatniego miejsca. Sam byłem tym zaskoczony i robiłem filmiki, by pokazać skalę zjawiska.
Trzeba podkreślić, że kibicami nie były osoby zmuszane do oglądania zawodów paraolimpijskich, na przykład dzieci spędzane nagle ze szkół. Igrzyska śledzili kibice, którzy byli doskonale zorientowani – kto startuje, kto jest faworytem. Oni dobrze znali zawodników i to nie tylko francuskich, żywiołowo reagowali na to, co dzieje się na arenach sportowych, z wielkim entuzjazmem przyjmowali rekordy świata. Dla mnie to wielka odmiana w porównaniu z igrzyskami w Rio de Janeiro, bo w Tokio z racji Covidu nie było publiczności. Brazylijczycy kibicowali tylko swoim, Francuzi umieli okazać szacunek wszystkim mistrzom i medalistom.
Jak przyjęli to paralimpijczycy?
Zawodnicy byli zaszokowani taką reakcją. Zawodnicy w boccia, którzy na ogół startują w pustych salach, wręcz nie mogli się przyzwyczaić do żywiołowych reakcji po każdym rzucie. Na pływalniach paralimpijskich zazwyczaj panuje cisza. Nasz dwukrotny mistrz paralimpijski Kamil Otowski opowiadał mi potem, że wychodząc na zawody nie włączał playlisty, bo wolał słuchać reakcji kilkunastotysięcznej publiczności. Nigdy z czymś takim się nie spotkał. Niebywałe było to, co się wydarzyło na arenie Trocadero pod wieżą Eiffla, gdzie rozegrane zostały zawody w blind futbolu. Zawsze tam panują specyficzne warunki. Zawodnicy muszą słyszeć piłkę, nie wolno więc dopingować. Tymczasem kibice wywoływali hałas do pierwszego gwizdka, a potem robili niemą meksykańską falę.
Z czego wynikają tak duże zainteresowanie i takie reakcje?
Musimy wziąć pod uwagę, że sport paralimpijski bardzo się zmienił i sprofesjonalizował. Dziś gwarantuje najwyższy poziom, a wyniki w sportach wymiernych wcale nie odbiegają od tych, które osiągają zawodnicy na igrzyskach olimpijskich.
A jakie zainteresowanie igrzyska wywołały w Polsce?
Moją misją jako attache prasowego jest nagłaśnianie sukcesów naszych zawodników, przybliżać ich sylwetki. Każdy z naszych reprezentantów odnosi triumf nie tylko na bieżni, pływalni, w halach. Dla nich triumfem jest to jak poradzili sobie z własną niepełnosprawnością. Właściwie to trudno ich nazwać niepełnosprawnymi, patrząc na to co pokazują w zawodach sportowych. Często sami mówią, że niepełnosprawnymi stają się dopiero wtedy, jak ktoś im o tym przypomni.
W większości przypadków każda historia z naszej reprezentacji jest warta opisania i jest historią motywującą. W komentarzach pod moimi postami na profilach społecznościowych czytam zachwyty kibiców. Niektórzy nie mogą uwierzyć, jaką drogę przeszli paralimpijczycy, by stać się reprezentantem naszego kraju. Komentujący zaznaczają, że nie wypada w takim razie mówić, że „czegoś się nie chce”, że „rano nie mam siły wstać z łóżka”. Nasi paralimpijczycy nie zważają na codzienne problemy, mają znacznie poważniejsze, a mimo to przekroczyli pewną granicę i osiągają sukces w tak trudnej i wymagającej żelaznego zdrowia dziedzinie życia, jaką jest sport wyczynowy.
Dziwię się tylko, że tak mało dziennikarzy z Polski podąża tą samą drogą co ja. Sport paralimpijski dostarcza mnóstwo materiałów do wywiadów, reportaży, artykułów. A w Paryżu tylko czasami ktoś z Polski poprosił mnie o kontakt na Skype z jakimś medalistą. Na miejscu były tylko dwie osoby z branżowych mediów. Trochę mnie to smuci.
Z racji pełnienia funkcji attache przyglądałeś się sportowcom, a jak oceniasz pracę i rolę ich trenerów?
Zawodnicy nie mają rozbudowanych sztabów szkoleniowych, ale jestem pod wrażeniem trenerów, którzy pracują z tymi sportowcami. Medale są także ich zasługą. I nie chodzi mi tylko o szkoleniowców kadry, ale też trenerów klubowych, którzy często podczas zawodów zasiadali na trybunach.
To są pasjonaci, o których wiem, że podziwiają inne federacje i bardzo chcieliby mieć ich u siebie. Niezwykle ciekawe są relacje szkoleniowców pokazujące, jak wynajdywali i namawiali do sportu przyszłych paralimpijczyków. Bo trzeba wiedzieć, że najczęściej trenerzy wyszukują zawodnika, a potem towarzyszą mu przez całą karierę. Zaznaczmy, że nie jest łatwo znaleźć zawodnika z niepełnosprawnością i namówić go do treningów, prowadzić go od juniora aż do mistrza paralimpijskiego.
Zbigniew Lewkowicz jest koorydnatorem kadry paralimpijskiej w lekkiej atletyce. Pracuje jako nauczyciel wychowania fizycznego w Gorzowie Wielkopolskim. W swoim rodzinnym mieście i okolicy stworzył pewien system. Dyrektorzy szkół informują go, jeśli na zajęciach pojawi się dziecko niepełnosprawne. Odwiedza też osoby na szpitalnych oddziałach pourazowych. Z ogromnym wyczuciem przedstawia im wizję sportu paralimpijskiego – korzyści, jakie płyną z poświęcenia się treningom, które często są formą rehabilitacji.
To pan Zbigniew kiedyś wypatrzył zawodnika niskorosłego Bartka Tyszkowskiego i namówił go na start w konkurencjach rzutowych. Bartek jest medalistą paralimpijskim. Usłyszał o Renacie Śliwinskiej, która w dzieciństwie grała w piłkę nożną, była jednak osobą niskorosłą. Z racji niepełnosprawności zaszyła się w czterech ścianach, aż nagle przyszedł trener Lewkowicz i powiedział jej, że ją wyszkoli na prawdziwego sportowca. Skończyło się na medalach mistrzostw świata i paralimpijskich.
W pływaniu mamy Kamila Otowskiego. Rehabilitant zmusił go do tego, aby przynosił mu bilety na basen jako dowód pracy nad sobą, ale dał telefon do trenera Zbigniewa Sajkiewicza. A ten w ramach zajęć, które miały być początkowo tylko rehabilitacją osoby z porażeniem czterokończynowym, dostrzegł u Kamila potencjał sportowy i namówił go na długie treningi w basenie. Na swoich pierwszych igrzyskach był piąty, w Paryżu zdobył dwa złote medale.
Wiemy, że dla trenerów pieniądze w sporcie paralimpijskim są mniejsze niż w sporcie olimpijskim, ale oni pracują na najwyższym możliwym poziomie. Dla nich jest to coś więcej niż praca. To wielka pasja, wręcz misja.
Jednym z celów sportu osób z niepełnosprawnościami, co podkreśla prezes Polskiego Komitetu Paralimpijskiego Łukasz Szeliga jest doprowadzenie do sytuacji, w których zawodnicy – poprzez sport – usamodzielnią się. Widzisz, że tak się dzieje?
– Ci sportowcy mówią, że są spełnieni. Rozmawiałem z Wojtkiem Makowskim, jego w Paryżu akurat zabrakło, ale w Rio de Janeiro zdobył wicemistrzostwo paralimpijskie. Skończył studia, ożenił się, ma cudowną rodzinę, nagrywa płyty z muzyką rap, porusza się normalnie po mieście.
W Paryżu na igrzyskach debiutował nowy sport parataekwondo. Polskę reprezentowała Patrycja Zewar. Jej wielką idolką i inspiracją była Natalia Partyka, multimedalistka w paratenisie stołowym. Patrycja też chciała grać w tenisa stołowego i gdyby w jej miejscowości była sekcja w tym sporcie, z pewnością zapisałaby się na zajęcia. Ale w pobliżu była tylko grupa sportowa w taekwondo. Mając jedną rękę, poszła więc na treningi w tej dyscyplinie, trenując z pełnosprawnymi. Wcześniej wstydziła się, ukrywała rękę, nosiła specjalne bluzy. Dziś nie zważa na to. Sport otworzył ją na świat, nie ma żadnych problemów w kontaktach międzyludzkich.
Są przypadki osób na wózkach, które trafiły na wózki w wyniku wypadku albo choroby postępującej, Chodzili o kulach, aby w pewnym momencie przenieść się na wózek. Lucyna Kornobys opowiadała, że nie mogła poradzić sobie z organizacją własnego życia. Ciężką było jej pójść na zakupy do pobliskiego sklepu, do którego nie mogła wejść, bo brakowało podjazdu. Musiała stać pod sklepem, prosić ludzi o zakupy, dając pieniądze. A oni uciekali bo myśleli, że chce coś wyłudzić. Sport, bieżnia zapewniły jej samozaparcie. Niczego się już nie wstydzi. Przełamała bariery, tym bardziej, że odnosi sukcesy.
Ci ludzi są uodpornieni na życiowe utrudnienia i co jest bardzo ważne – oni mają misję, żeby sukcesy pokazywać niepełnosprawnym. Świecą przykładem jakby chcieli powiedzieć: „Zobaczcie, nie ma rzeczy niemożliwych”, „Ruszcie się z tych czterech ścian”. Nawet dla osób o największej niepełnosprawności – z porażeniem czterokończynowym, zanikiem mięśni – są dyscypliny, w których można zwyciężać, wtopić się w fantastyczne środowisko, poznać przyjaciół, jeździć po świecie.
Paralimpijczycy na każdym kroku udowadniają, że są pożyteczni. To także ważny sygnał dla pracodawców. Bo skoro jest się sportowcem z niepełnosprawnością, to i można pracować z niepełnosprawnością. Mamy w Polsce milion osób niepełnosprawnych, którzy nie pracują, a większość z nich chciałaby to robić, pokazać, że są produktywni.
Jednym słowem paralimpijczykom sport dodaje odwagi, pewności siebie.
Możesz zdradzić jakie statystyki mają twoje wpisy o sportowcach paralimpijskich?
Najbardziej spektakularne wpisy mają po pół miliona wyświetleń. Grafiki w Kanale Sportowym ze wszystkimi 23 medalistami wygenerowały 4,5 miliona wyświetleń. Ale choćby miałbym tylko dziesięciu odbiorców, to bym pisał i mówił o tych ludziach. Są tego warci. Chodzi o to, aby przy ich sukcesach był jak największy hałas. Mam wrażenie, że tak się dzieje.
Po igrzyskach nasi medaliści mieli spotkanie z Premierem Donaldem Tuskiem, z Ministrem Sportu i Turystyki Sławomirem Nitrasem. Doceniają ich sponsorzy. A pamiętam, że nie tak dawno na dresach naszych zawodników nie było logo sponsora, a stroje były takie, że niektóre z zawodniczek mówią mi dziś, że wykasowały zdjęcia z tamtych lat, bo tak brzydko się w nich prezentowały. To się zmieniło. Mam wrażenie, że sport paralimpijski jest coraz bardziej obecny w świadomości kibiców i sponsorów.
Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski
Michał Pol, dziennikarz sportowy, bloger i youtuber, od 2016 roku attache prasowy polskiej reprezentacji paralimpijskiej.