Paryż 2024. Rafał Polaczyk: Innowacyjność nam pomogła
W tym roku nie dość, że nie zostaliśmy z tyłu, to byliśmy jeszcze pionierami w kilku dziedzinach. Będziemy się starali nie schodzić z tej drogi, bo świat będzie gonił, a jest jeszcze kilka elementów, które można poprawiać – mówi „Forum Trenera” Rafał Polaczyk, szkoleniowiec Klaudii Zwolińskiej, srebrnej medalistki olimpijskiej w kajakarskim slalomie.
„Forum Trenera”: Kiedy został pan trenerem Klaudii Zwolińskiej, miał pan plan na to, aby powalczyć o medal igrzysk olimpijskich w Paryżu?
Rafał Polaczyk, trener Klaudii Zwolińskiej: Gdy dostałem propozycję prowadzenia Klaudii, pojawiała się dla mnie szansa na nowe doświadczenie, ale nie wiedziałem, czy chcę tej pracy. Odnajdywałem się jako zawodnik, ale ciężko mi było oszacować, jakie będą relacje, gdy stanę się trenerem. Tym bardziej, że jako młody trener pracuję na innych zasadach niż moi starsi koledzy po fachu. Dlatego była to cienka granica i niepewność.
Z każdym miesiącem dojrzewał pan i czuł ten zawód, tak twierdzi przynajmniej wiceprezes Polskiego Związku Kajakowego ds. slalomu kajakowego Bogusław Popiela.
Obyłem się w środowisku trenerów. Od początku wiedziałem, że czegoś szukam. Stopniowo określałem, czego nie wiem, czego mi brakuje. Chodziło mi szczególnie o określanie potrzeb zawodników. Każdy z nich przecież cechuje się innymi potrzebami. Klaudia, Grzegorz Hedwig, czy mój brat Mateusz Polaczyk – każdy z nich ma inne wymagania, deficyty, nad którymi muszą pracować, tym bardziej po analizie każdego kolejnego sezonu. W ten sposób stopniowo łapałem bakcyla trenerskiego i umiejętność oceny.
Sam coraz więcej odkrywałem, ale też dostawałem coraz więcej narzędzi z Polskiego Związku Kajakowego. Także przy pomocy własnych środków byłem w stanie rozszerzyć wachlarz czynników, którymi byłem w stanie pomóc zawodnikom.
Co pan ma na myśli, mówiąc o własnych środkach?
Jestem także producentem sprzętu. W tym i zeszłym roku nie podążaliśmy ślepo za światem, tylko staraliśmy się wytwarzać własne rozwiązania.
Jakie nowinki pan zastosował?
Zmieniliśmy sprzęt we wnętrzu kajaków. Klaudia korzysta z innowacyjnego rozwiązania, które wdrożyliśmy w tym roku. Można powiedzieć, że rzeczywiście specjalizuję się pod kątem tworzenia nowinek, którymi jesteśmy w stanie zaskoczyć świat. Pamiętajmy, że sprzęt odkrywa u nas sporą rolę. Każda innowacja wprowadzona przez konkurencję, która stawiałaby nas z tyłu za światem, jest na naszą niekorzyść.
Przekłada się na straty w sekundach na torze?
W tym roku nie dość, że nie zostaliśmy z tyłu, to byliśmy jeszcze pionierami w kilku dziedzinach. Będziemy się starali nie schodzić z tej drogi, bo świat będzie gonił, a jest jeszcze kilka elementów, które można poprawiać.
Czy jest pan w stanie uchylić rąbka tajemnicy odnośnie tych nowinek?
W kanadyjce wprowadziliśmy na przykład regulowane klęczniki, jak i siedzenie, które pozwalają Klaudii nie tylko się przesuwać, ale też zmieniać pozycję w kajaku. Raz, że nie było takiego rozwiązania na rynku, czym Klaudia mogła też zaskoczyć rywalki, gdyż – jak się ktoś uważnie przyjrzy jej postawie w konkurencji C1 – to w tym roku zrobiła bardzo duży postęp w porównaniu do poprzednich lat. Oczywiście, w ubiegłym roku zdobyła medal mistrzostw Europy, ale ten rok zmienił naprawdę dużo.
Te nowinki mają takie samo duże znaczenie jak technika i motoryka?
Jeżeli jesteśmy w stanie znaleźć odpowiednią pozycję w kajaku, jesteśmy także stanie wpłynąć na ogrom rzeczy technicznych, które postępują po tych zmianach, przekuwając je na plus. To jest na pewno niebagatelna wartość dodana, ale żeby nie było zbyt kolorowo, takie kombinacje wymagają czasem rozsądku i czasem trzeba zrobić krok w tył, aby później wykonać trzy do przodu.
Czyli pan wymyśla te rozwiązania i później sam je produkuje?
Tak i nie. Z racji braku czasu, wieloma elementami dzielę się jedynie ze swoimi zawodnikami. Zajmuję się sporą ilością rzeczy, nazwijmy to, że jestem także serwisantem. Korytka do tej pory były robione z pianki, a wyprodukowanie ich z niej jest strasznie mozolną pracą, ja pianki nie lubię. Dlatego też wymyśliłem sobie patent, który pozwolił mi na sprawne wykonywanie swojej pracy. Te pomysły przełożyły się na powstanie kilku nowych rzeczy, dzięki czemu dostaliśmy nowy pakiet możliwości. Z pewnością innowacyjność odgrywała niemałą rolę w tegorocznych przygotowaniach.
Jakiej najcenniejszej cechy nauczył się pan od francuskiego fachowca Jeana-Yvesa Cheutina, który koordynował wasze działania?
Jeśli mam wymienić jedną rzecz, to postawię na organizację. W samym procesie treningu nie było dla nas niczego nowego. Myślałem, że przyjdę do sztabu i zobaczę jakieś show. Tymczasem te metody nie odbiegały od tego, z czym mieliśmy już styczność. Natomiast odbiegała nieco organizacja, w którą był włożony większy wkład. Oczywiście, nie udałoby się to, gdyby nasz sztab nie ingerował, aby wszystko to zagrało. Sam pomysł na to wszystko, żeby się częściej spotykać i częściej rozmawiać w celach organizacyjnych był takim przykładem. Spotykaliśmy się w gronie: Jean-Yves, ja i trener motoryczny Sławek Lewalski.
Jak wygląda wasz sztab szkoleniowy?
Cheutin pochodzi ze starszego pokolenia, w którym trener był od wszystkiego, bez specjalizacji. Ja akurat co do tego nie byłem i nie jestem zgodny. Wychodzę z założenia, że jak ktoś się zna na wszystkim, to na niczym dobrze. Dlatego też w tym roku pozwoliłem sobie na współpracę ze Sławkiem, jako specjalistą od przygotowania motorycznego. A teraz chcę rozwinąć sztab jeszcze o fizjologa, więc będziemy mieli w pełni profesjonalny zespół.
Dodatkowo wspierają nas psychologowie oraz biomechanik. Oczywiście, oni są sporadycznie, czasem pracują zdalnie. Z biomechanika korzystamy dwa razy w roku, z psychologiem do tej pory zawodnicy kontaktowali się zdalnie. Teraz będę chciał, aby psycholog pojawiał się osobiście na naszych obozach. W tym roku udało nam się zabrać na zgrupowanie Lewalskiego, bo nie wyobrażałem sobie, żeby trener przygotowania motorycznego nie był z nami. Musiał przecież poznać specyfikę naszego sportu. Pomimo że Sławek jest z kajakarstwa klasycznego, to i tak był w szoku, gdy przekonał się, ile rzeczy odbiega u nas od zwykłego kajakowania.
Czym się różnić będą obowiązki trenera motorycznego i fizjologa?
Fizjolog będzie odpowiadał za opracowanie periodyzacji treningu oraz przeanalizowanie dotychczasowych programów przedstartowych, z których chciałbym wyciągnąć wnioski i je podkręcić w jeszcze lepszym kierunku. Ale także będzie odpowiedzialny za reorganizację suplementów oraz za ukierunkowanie regeneracji, która staje się coraz ważniejsza w profesjonalnym sporcie. Skatować się na treningu każdy potrafi, ale nie każdy wie, w jaki sposób i kiedy należy się zregenerować. Chcemy tę wiedzę zgłębić znacznie szerzej.
Fizjolog, w porozumieniu ze mną i ze Sławkiem, ma także pomagać przy układaniu planu treningowego. Ostatnio w sporej mierze bazowałem na wiedzy Sławka. W celach logistycznych i technicznych musiałem go na samym końcu modyfikować.
Dlaczego?
Suchy plan, spisany na kartce, nie spiąłby się w żaden sposób, chociażby z uwagi na logistykę. Sławek sam był w szoku, gdy przekonał się, że u nas zejście na wodę i pływanie ile chcemy, kiedy chcemy, nie jest takie proste. Rzeczywistość jest taka, że mamy wykupioną jedną godzinę z wieloma innymi osobami na torze. Choćby w tej logistyce musimy się zmieścić, a zmiennych czynników jest znacznie więcej.
Miejsc do trenowania w Polsce wam nie brakuje. Również dlatego, że w Krakowie, na Wiśle, jest tor kajakarstwa górskiego, ale po 21 latach wymaga remontu?
Obiekt wymaga retuszu i sporego zaangażowania finansowego. Powinno się go odświeżyć, ale też zwrócić oczy na coś nowego. Jeśli stary tor przekujemy na coś nowego, to stracimy to, co było „stare”, a u nas liczy się różnorodność. Musimy umieć sobie radzić w każdej specyfice torów. Nawet jeśli będziemy mieli pod domem najlepszy obiekt na świecie, to i tak będziemy skazani na podróże na inne tory, żeby przyzwyczajać się do nich. Trzeba spędzać czas na różnych torach, żeby „wyhodować” automat ruchu w każdych warunkach.
W tym roku sporo czasu spędziliśmy w Paryżu, bo nigdzie w Europie nie byliśmy w stanie zażyć takiej wody, żeby się zaznajomić z tą techniką i ją zapamiętać. Dlatego bardziej szedłbym w kierunku budowania kolejnych obiektów w naszym kraju. Ich powstanie pozwoli nam ograniczyć wyjazdy za granicę.
U nas trzeba się zaadaptować do toru, nie tylko do klimatu, jaki w danym miejscu panuje. Nawiązując do biegów lekkoatletycznych, inaczej się startuje w cieple, a inaczej w zimnie; inaczej w hali, a inaczej na otwartym stadionie. U nas z kolei każdy tor ma swoją specyfikę, a do pogody adaptujemy ubiór.
Czy w przygotowaniach myślicie już o kolejnych igrzyskach?
Na razie mamy plany krótkoterminowe. Póki co Klaudia nie jest w stanie skupić się nad dalszymi planami, gdyż medialnie jest dość mocno eksploatowana. Natomiast ja już snuję zarys planów przygotowań przyszłorocznych. Nie ukrywam, że na kolejne cztery lata nie jesteśmy w stanie jeszcze rozpisać wszystkiego dokładnie. Głównie dlatego, że nie znamy ani terminów kwalifikacji, ani samego programu igrzysk w Los Angeles. Stopniowo do tego dochodzimy.
Na szczęście, z roku na rok przygotowania za bardzo od siebie nie odbiegają. Po sezonie będę się starał wprowadzić zawodników w moment roztrenowania. Później kreować będziemy fundamenty, czyli siłę i wytrzymałość. Następnie przebrniemy przez blok techniczny, a po nim przyjdzie pora na bezpośrednie przygotowanie startowe. Krążymy w kółko, ale idziemy fazą przygotowania falowego, więc są skoki zarówno w dół, jak i w górę.
Ogólnie jednak stopniowo pniemy się schodkami w górę. Fizjologicznie nie odbiega to od żadnych innych sportów. Jedynie aspekt techniczny wpływa dość mocno na to, jak muszą wyglądać nasze zgrupowania.
Kiedy nastąpi przerwa na odpoczynek?
Październik będzie miesiącem, w którym damy zawodnikom odsapnąć. Nie do końca od kajaków, bo na przykład Klaudia wybiera się do Chin na Super Cup organizowany przez Międzynarodową Federację Kajakową. Każdy będzie w dowolny sposób zagospodarowywał swój wolny czas. Oczywiście ma to być aktywny wypoczynek. Będzie to rozpisane w planach. Dopiero na przełomie listopada i grudnia spotkamy się na obozach wytrzymałościowych – w Zakopanem, chyba że uda się w tym roku pojechać do Włoch. Będzie to wstęp do bloku ciężkiej pracy, na którą udamy się w ciepłe kraje.
W jakim kierunku?
Jeśli nie całą grupą, to przynajmniej wąskim składem mam nadzieję, że uda się wyjechać do Australii, gdzie w październiku przyszłego roku czekają nas mistrzostwa świata.
Kto jest mentalnie w lepszej sytuacji – Klaudia, która wywalczyła pierwszy medal olimpijski po 24 latach, czy pozostali zawodnicy, którym nie udało się w Paryżu stanąć na podium, a mieli takie aspiracje? Czy u Klaudii musi pan podsycać apetyt na wygrywanie, a u innych tonować złość sportową?
Tak, u Klaudii trzeba trochę podsycać ów apetyt. Ale nawet sytuacja sama układa się korzystnie. Klaudia przegrała na C1 podczas niedawnych mistrzostw Polski, choć oczywiście, przed tymi zawodami nie było czasu na solidny trening. (mistrzostwo Polski zdobyła Aleksandra Stach – przyp. red.). Dzięki temu od razu pojawiła się złość sportowa, co się będzie przekuwało na same dobre wyniki.
W szerszym obrazie, oczywiście nie ma już presji ciążącej na zawodnikach. Klaudia zdobyła medal olimpijski i w tym roku nie musi już więcej od siebie wymagać. Dlatego wyjazd na Puchar Świata będzie dla niej pseudowakacjami. Wiadomo, że one będą aktywne, ponieważ bazujemy na świetnej formie olimpijskiej i celem krótkoterminowym jest medal z generalnej klasyfikacji Pucharu Świata, ale na pewno będzie to stanowiło też odskocznię od mediów. Będzie dla nich niedostępna, nie z własnej woli, a z mojej.
Pan ograniczy te kontakty, żeby się wyciszyła?
Chciałbym powiedzieć tak, ale staram się, aby one były rzadsze. Teraz jest o niej bardzo głośno, telefon dzwoni co chwilę, więc ciężko jest jej się skupić na treningu. Asertywność nie jest jej domeną. A aktualnie częściej bywa w Warszawie, niżeli w rodzinnych stronach.
Chodzi pewnie o licytację medalu, jaka miała miejsce ostatnio?
Możliwe, że tak. Oczywiście, te treningi w tym okresie nie mają na celu już czegokolwiek budować. Bardziej podtrzymują formę sportową, dlatego nie są wymagające. Ale zauważam, że ciężko tak rozchwytywaną przez media zawodniczkę doprowadzić do większego zaangażowania na treningu. Nie z jej winy, ale przez potrzebę nagłaśniania medialnego całej naszej dyscypliny, która tak bardzo korzysta z poświęcenia i talentu Klaudii.