Sebastian Świderski: Naszym głównym celem są igrzyska olimpijskie

Autor: Jarosław Bińczyk
Artykuł opublikowany: 26 sierpnia 2022
Warszawa, siedziba PKOl, kwiecień 2022 r. Minister Sportu i Turystyki Kamil Bortniczuk, premier Mateusz Morawiecki i prezes PZPS Sebastian Świderski ogłaszają, że Polska podjęła się organizacji tegorocznych mistrzostw świata w siatkówce. Fot. MSiT

Pamiętam, że od 24 lutego byliśmy we Wrocławiu na turnieju finałowym o Puchar Polski. Już po południu dostałem telefon z Ministerstwa Sportu i Turystyki z pytaniem, co należy zrobić, by mistrzostwa świata siatkarzy były u nas. To był piątek, a w  sobotę dostałem zielone światło, że mamy działać w sprawie przejęcia imprezy – o przygotowaniach do mistrzostw świata w siatkówce kobiet i mężczyzn, roli prezesa PZPS, systemie szkolenia – mówi w rozmowie z Forum Trenera, Sebastian Świderski.

Forum Trenera: Gdy we wrześniu został pan wybrany na prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej, chyba nie przypuszczał pan, że ten pierwszy rok będzie aż tak intensywny?

Sebastian Świderski (prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej): Na pewno nie przypuszczałem, że pojawi się aż tak dużo ciężkich i trudnych spraw dotyczących siatkówki. Trzeba zaznaczyć, że to nie był nasz wybór, ale wybuch wojny w Ukrainie spowodował efekt domina. To co ustalaliśmy w grudniu, plany jakie opracowywaliśmy na cały rok, półtora miesiąca później się zmieniły się całkowicie. Mieliśmy przecież organizować tylko mistrzostwa świata siatkarek, a doszły mistrzostwa siatkarzy, kwalifikacje do mistrzostwa Europy siatkarek U21 w Zielonej Górze, siatkarzy U20 w Toruniu, mistrzostwa Europy U22 w Tarnowie, a także ostatni turniej Ligi Narodów w Gdańsku. Z federacji, która miała nie organizować praktycznie niczego, zostaliśmy taką, która organizuje praktycznie wszystko w Europie.

Kiedy zapadła decyzja, żeby starać się o przejęcie mistrzostw świata siatkarzy?

– Pamiętam, że od 24 lutego byliśmy we Wrocławiu na turnieju finałowym o Puchar Polski. Już po południu dostałem telefon z Ministerstwa Sportu i Turystyki z pytaniem, co należy zrobić, by mistrzostwa świata siatkarzy były u nas. To był piątek, a w    sobotę dostałem zielone światło, że mamy działać w sprawie przejęcia imprezy. A przecież upłynęło zaledwie kilka godzin od napaści Rosji na Ukrainę. W tym, że turniej zostanie rozegrany w naszym kraju, duże zasługi ma nasz rząd.

Kto był najpoważniejszym kontrkandydatem Polski i Słowenii?

– Nie było tajemnicą, że FIVB prowadziło rozmowy z Australią, Japonią, krajami arabskimi, Włochami i jednym z państw Ameryki Południowej. Chętnych było wielu, konkretnych propozycji mało. Tak jak wspominałem, z naszej strony było duże zaangażowanie rządu, a także Plusa, który jest głównym sponsorem PZPS i dzięki czemu mamy mistrzostwa świata.

Przygotowania do poprzednich mistrzostw świata siatkarzy w Polsce, w 2014 roku, trwały prawie cztery lata. Teraz turniej musieliśmy zorganizować w cztery miesiące. Co było najtrudniejsze przy organizacji?

– Najtrudniejsze było znalezienie miast-gospodarzy, z odpowiednimi halami. Dlatego mistrzostwa odbędą się u nas tylko w dwóch lokalizacjach: w Katowicach i w Gliwicach. Jesteśmy w okresie po-covidowym, kiedy przez dwa lata było odwołanych wiele koncertów czy imprez masowych. Wszyscy teraz chcą odrobić stracony czas, dlatego nie było łatwo znaleźć wolne terminy w halach. Zawsze w czasie rozmów coś się pojawiało, jakieś przeszkody. Na przykład Kraków, w którym w ostatnich latach zawsze były siatkarskie imprezy, tym razem przegrał z zaplanowanym dużo wcześniej koncertem Bocelliego i występami Cirque du Soleil. Z kolei we Wrocławiu w tym terminie są mistrzostwa świata w brydżu.

Dopiero po raz ósmy w historii mistrzostwa świata kobiet i mężczyzn zostaną rozegrane w jednym kraju. W XXI wieku to drugi taki przypadek, po Japonii w 2006 roku.

– W nowożytnych czasach takiego skupienia nie było, właśnie po Japonii. Trzeba się tylko z tego cieszyć, że Polska będzie gospodarzem dwóch najważniejszych imprez. Chciałbym jeszcze raz podkreślić, że bez ogromnego wsparcia Ministerstwa Sportu i Turystyki nawet nie przystąpilibyśmy do rozmów o męskim turnieju, bo to ogromne przedsięwzięcie.

Sebastian Świderski, prezes PZPS. Fot. Adam Nurkiewicz/Mediasport

Dlaczego?

– Premier i Ministerstwo Sportu i Turystyki zagwarantowali wpłacenie wpisowego, co nie jest małą sumą i samego związku nie byłoby na nią stać.

Reprezentacja Polski siatkarzy w dwóch ostatnich turniejach byłą najlepsza. Teraz będzie bronić złotego medalu przed własnymi, bardzo wymagającymi kibicami, co spowoduje, że będzie pod wielką presją. Nie obawia się pan, że może to negatywnie wpłynąć na zawodników?

– Jak ktoś mądrze powiedział: presja jest przywilejem naprawdę mocnych drużyn. Ona jest w naszej siatkówce od dawien dawna nie tylko teraz, gdy jesteśmy podwójnymi mistrzami świata. Gdy byliśmy wicemistrzami też była, bo nasi fani czekają na zwycięstwa. W Polsce ostatnio nawet brązowe medale są odbierane jako lekka porażka. To znak, że nasi kibice żądają zajmowania pierwszych miejsc. Nie zapominajmy jednak, że to jest sport i nikt nie ma patentów na wygrywanie.

Mówił pan, że brązowy medal jest czasami uznawany za porażkę. Tak chyba było w ostatniej Lidze Narodów, w której występ reprezentacji siatkarzy oceniany był przez wielu kibiców i fachowców przez pryzmat półfinałowej porażki ze Stanami Zjednoczonymi.

– Powtórzę, że nikt nie ma patentu na zwyciężanie. Stany Zjednoczone i Francja, które wyprzedziły nas w Lidze Narodów, to bardzo mocne drużyny, zaliczające się do TOP 5 na świecie. A w tej grupie każdy może wygrać z każdy. Nie patrzę jednak na to, czy to był dobry turniej przez pryzmat półfinału. Przypomnę jednak, że w tej edycji wygraliśmy z każdą drużyną, także z Francją i Stanami Zjednoczonymi. A że nie zwyciężyliśmy w całej Lidze Narodów, trudno. Nasza drużyna jest w trakcie zmian. Mamy nowego trenera, jesteśmy w trakcie wprowadzania do reprezentacji nowych zawodników, którzy muszą się zaadaptować. Naszym głównym celem są igrzyska olimpijskie w Paryżu i temu podporządkowane jest wszystko, co robimy. Oczywiście nie rezygnujemy z wygrywania imprez po drodze, lecz z małych niepowodzeń nie będziemy robić tragedii.

Jako jedyna drużyna z czołówki światowej, w której są jeszcze Stany Zjednoczone, Francja, Włochy i Brazylia, zmieniliśmy rozgrywającego. Może to mieć wpływ na wyniki.

– Rozgrywający w siatkówce to mózg drużyny. Marcin Janusz, na którego postawił Nikola Grbić, nie jest już młodym siatkarzem [ma 28 lat – przyp. red.], ma na koncie wygranie Ligi Mistrzów i ligowe doświadczenie, ale jak to mówią, koszulka reprezentacyjna ma swoją wagę. Wejście do kadry nie było dla niego łatwe. Ma szansę pokazać, że jest klasowym rozgrywającym i zaprezentować się tak, jak w ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle, w którą wygrał wszystko.

W tym sezonie reprezentacja musi sobie radzić bez Wilfredo Leona, który miał być jednym z jej liderów. To duże osłabienie?

– Niestety, na kontuzje nie mamy wpływu i są one częścią zawodu, jakim jest gra w siatkówkę na najwyższym poziomie. Zmęczenie kiedyś wychodzi i pojawiają się urazy. Wilfredo Leon grał bardzo dużo, a że jest tylko człowiekiem, organizm w pewnym momencie powiedział stop. Już w sezonie klubowym widać było, że ból mu przeszkadzał, a grając na 60 czy 70 proc. nie był aż tak skuteczny.    On nie był przyzwyczajony do takich dużych obciążeń, ponieważ po rezygnacji z gry w reprezentacji Kuby przez kilka lat po sezonie klubowym miał kilka miesięcy przerwy. Dopiero od niedawna jest w cyklu całorocznym, czyli po zakończeniu gry w lidze trafiał do reprezentacji. Może to też miało wpływ na pojawienie się problemów ze zdrowiem.

Finał mistrzostw świata z 2018 roku. Od lewej: Michał Kubiak, Mateusz Bieniek, Fabian Drzyzga, Bartosz Kubiak, Artur Szalpuk, Paweł Zatorski. Fot. PZPS

Wilfredo Leon jest do zastąpienia w reprezentacji Polski?

– Nasza wielka siła polega na tym, że mamy w kraju tak dobre szkolenie, że co roku stać nas na wymianę jednego, dwóch zawodników w reprezentacji, bez obniżenia poziomu prezentowanego przez drużynę. To zasługa naszego systemu szkoleniowego, którego przez lata się dopracowaliśmy. Co sezon pojawiają się rozważania, czy powinien grać ten zawodnik, czy może inny. Uważam jednak, że lepiej mieć takie problemy z wyborem ludzi do reprezentacji, niż jak Brazylia, gdzie ciężko znaleźć młodych siatkarzy prezentujących reprezentacyjny poziom.

W tym roku komplet medali w zakończonych już mistrzostwach Europy zdobyły Włochy, a Polska ma na koncie tylko brąz zdobyty przed reprezentację U22 prowadzoną przez Daniela Plińskiego. Nie martwi pana, że coś w szkoleniu się zacięło?

– Każdy inaczej patrzy na sukces, bo dla jednych jest nim wprowadzenie zawodników do seniorskich reprezentacji, a inni chcą przede wszystkim wygrywać we wszystkich kategoriach. Wiadomo, że dla trenerów prowadzących młodzieżowe drużyny i ludzi zajmującą się młodzieżową siatkówką ważne są zwycięstwa, medale. Oczywiście, że chcielibyśmy jednego i drugiego, czyli medali i ciągłego napływu wartościowych zawodników i zawodniczek do seniorskich drużyn. Dla nas najważniejsze jest jednak dołączanie zawodników do pierwszych reprezentacji. Zdajemy sobie jednak sprawę, że bez sukcesów w siatkówce młodzieżowej będzie to trudne. Patrząc jednak na drużynę U22 prowadzoną przez Daniela Plińskiego, można się zastanawiać, czy trzecie miejsce w mistrzostwach Europy jest sukcesem czy porażką? Kilku zawodników z tego zespołu ma duży potencjał, doskonałe warunki fizyczne, więc można przyjąć, że reprezentacja Polski seniorów wkrótce będzie mieć z nich pożytek. A że nie zdobyli złota… Mieli pecha, bo przegrali pierwszy mecz z jednym z najsilniejszych przeciwników, co wpłynęło później na kolejne wyniki w mistrzostwach.

Właśnie, nie co roku trafiają się takie drużyny, jak choćby ta z rocznika 1997 i 1998, z której od razu po zdobyciu mistrzostwa świata U20 do reprezentacji trafili Jakub Kochanowski, Bartosz Kwolek, Tomasz Fornal i Norbert Huber i są w niej ważnymi postaciami. Wcześniej taki był rocznik 1983 z Mariuszem Wlazłym, Michałem Winiarskim, Marcinem Możdżonkiem i Pawłem Woickim, i 1977 z Pawłem Zagumnym, Pawłem Papke, Grzegorzem Szymańskim, Robertem Szczerbniukiem, Piotrem Gruszką, Dawidem Murkiem i Sebastianem Świderskim.

– Takie uzdolnione roczniki zdarzają się raz na dziesięć lat, a nawet rzadziej. U nas jest z tym dobrze, o czym świadczą wyniki i konkurencja w reprezentacji. Nie jest to łatwe, co widać na przykładzie wspomnianej wcześniej Brazylii, która od 20 lat nie może znaleźć godnych zastępców swoich największych gwiazd. Włosi też długo mieli z tym problem, a zaczęło się to zmieniać, gdy zaczęło grać pokolenie synów byłych mistrzów. Po kilku słabszych latach Włochy z młodą drużyną zdobyły niespodziewanie mistrzostwo Europy w 2021 roku, ale zobaczymy, jak będą sobie radzić w kolejnych imprezach. Polska naprawdę jest w dobrej sytuacji, bo konkurencję w męskiej siatkówce mamy wielką, co jest zasługą naszego systemu szkolenia.

Jeden z dziennikarzy piszących o siatkówce ma teorię, że gdyby można było grać 30 na 30, Polska nie miałaby konkurencji, tak wielu mamy znakomitych zawodników. Ale przejdźmy do kobiecej reprezentacji, która jest w cieniu męskiej. Czego pan oczekuje od niej w mistrzostwach świata, których Polska jest współgospodarzem, razem z Holandią?

– U pań sytuacja jest inna, bo mamy całkiem nową reprezentację, począwszy od sztabu szkoleniowego, a skończywszy na drużynie. Co prawda wiele zawodniczek pozostało, jednak doszło wiele młodych, nowych. Trudno w ich przypadków mówić, że celem jest mistrzostwo świata. Chcemy jednak, by drużyna walczyła, pokazywała na boisku serce i przede wszystkim przekonała do siebie kibiców. Dziewczyny zdają sobie sprawę, że nikt nie stawia przed nimi najwyższych celów. Wierzymy, że jeśli znajdą się w fazie w Gliwicach, gdzie zostaną rozegrane ćwierćfinały, to będzie to sukces. Stać tę reprezentację na to, a jeśli znajdzie się w kolejnej rundzie, będzie super.

Przez sześć lat był pan prezesem ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, teraz stoi pan na czele PZPS-u.  Co jest trudniejsze?

– Oczywiście, że trudniej być prezesem związku. Porównując obrazowo: w klubie prezes zajmuje się piaskownicą, a w związku całą plażą. Zajmujemy się całym krajem, od rozgrywek juniorskich do seniorskich, plażówką. Siatkówka jest jedna i problemy są podobne wszędzie, tyle że teraz jest ich znacznie więcej. Jest jednak odpowiednia struktura, jak choćby Polska Liga Siatkówki, stworzono po to, by zajmowała się najważniejszymi rozgrywkami.

Siatkówka jest w Polsce bardzo popularna, bilety na mistrzostwach świata siatkarzy sprzedały się w niespełna dwie godziny. Czy wokół niej potrzebne są dodatkowe działania marketingowe?

– Oczywiście, marketing jest niezbędny. Gdyby go zabrakło, nie było całej otoczki i sukcesów, bilety na mistrzostwa świata nie sprzedałyby się w tak krótkim czasie. Ludzie są rządni sukcesów, także w sporcie. Zwłaszcza w tych czasach, gdy mamy COVID, wojnę. Trzeba im w tym pomóc.

Na koniec zapytam o wolny czas. Miał pan w tym roku wakacje?

– Tak, mam nieustające wakacje (śmiech). Właśnie zorientowałem się, że od kwietnia nie zrywałem kartek z kalendarza. Ostatnio byłem służbowo w Lozannie, wcześniej na finale Ligi Narodów w Bolonii, wcześniej na turnieju w Gdańsku. Marzę, że kiedy skończą się już wszystkie mistrzostwa, by 1 listopada spokojnie pójść na groby najbliższych.

Stefano Lavarini podczas zgrupowania kadry narodowej siatkarek w Szczyrku. Fot. OPO COS Szczyrk

Rozmawiał Jarosław Bińczyk