Tomasz Iwański. Polski tenis potrzebuje więcej kompetentnych trenerów

Autor: Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski
Artykuł opublikowany: 27 listopada 2024

O roli trenera w rozwoju tenisisty od najmłodszych lat do zawodowstwa. Jak przeorganizować system, aby poprawić skuteczność szkolenia tenisistów w Polsce? O różnicy między coachem i trenerem w tenisie mówi Tomasz Iwański, były trener zawodniczek WTA, Kamila Majchrzaka, a w przeszłości dyrektor sportowy Polskiego Związku Tenisowego (PZT)).

Fot. Adam Nurkiewicz

Forum Trenera”: Iga Świątek zdobyła w Paryżu pierwszy w historii medal olimpijski w tenisie, rok zakończyła na drugim miejscu na świecie. W czołówce WTA są Magdalena Fręch i Magda Linette. Hubert Hurkacz był latem w pierwszej dziesiątce rankingu ATP. Jan Zieliński wygrał Australian Open i Wimbledon w mikście. Mamy złoty czas polskiego tenisa, ale czy te sukcesy nie zaciemniają obrazu tego sportu w Polsce? Mam na myśli szczególnie proces szkoleniowy…

Tomasz Iwański: Zdecydowanie dostajemy zniekształcony obraz. Te znakomite wyniki nie są wynikiem jednolitego modelu pracy, usystematyzowanej działalności trenerów, według jednej przyjętej odgórnie myśli szkoleniowej. Są rezultatem ogromnego talentu zawodniczek i zawodników, indywidualnego podejścia i zaangażowania rodziców, uzdolnionych trenerów, pojawiających się – najczęściej przypadkowo – sponsorów. Czyli mamy do czynienia ze sprzyjającym zbiegiem okoliczności, który nie ma nic wspólnego z tzw. systemem

Oczywiście można narzekać na PZT, na trudności finansowe, które niesie za sobą uprawianie tenisa na każdym poziomie, ale to byłoby zbyt łatwe tłumaczenie, bo związek w pewnych aspektach działa pozytywnie, problem polega na tym, aby to nie były pojedyncze akcenty, ale, abyśmy mieli całościowe, przewidywalne i długofalowe działanie. Tego, niestety, nie mamy i to mnie bardzo martwi. Chciałbym jednak podkreślić, że wcale nie dotyczy to tylko Polski.

Zacznijmy od początku. Do klubu przychodzi dziecko, które polubiło tenis, bo ogląda w telewizji zwycięstwa Igi Świątek albo Huberta Hurkacza. I co się dalej dzieje?

Kluby i działające przy nich szkółki tenisowe działają komercyjnie. Jeśli pojawia się uzdolniona dziewczynka albo chłopiec, wtedy należy zastanowić się, jak ich dalej poprowadzić. Rodzicom stawia się pytanie, czy są zainteresowani tenisowym rozwojem dziecka. Zakładamy, że stać ich na to. Po spełnieniu tego warunku, w klubach pojawia się pierwszy kłopot. Kluby, czy szkółki w całej Polsce nie są zainteresowane dziećmi, które wykazują się ponadprzeciętnymi umiejętnościami, nie mają dla nich przewidzianej indywidualnej ścieżki rozwoju. Dzieci wrzucane są do jednego kotła, a w nim mieszają ludzie, którzy najczęściej się do tego nie nadają, to nieprzygotowani do zawodu trenerzy. Przeważająca część trenerów pracujących z dziećmi stanowią nauczyciele WF, albo instruktorzy, którzy sami nie grali w tenisa. Metodyczna zasada pracy w tenisie polega zaś na tym, że z dziećmi powinny pracować osoby, które mają doświadczenie właśnie z pracy z dziećmi, potrafią pokazywać poszczególne uderzenia, właściwie dobrać uchwyt, posiadają pewną rutynę. Podkreślam, mówię tu o szkoleniu mającym nauczyć nawyków, umożliwiających po kilku latach prawidłowy trening wyczynowy.

Błędy w nauczaniu początkowym odkładają się w takich sposób, że tworzą nieprawidłowe nawyki, których wyczyszczenie później zajmuje dużo czasu lub jest prawie niemożliwe. Dlatego ważne, żeby dzieci uczyć prawidłowo techniki, bo najważniejszą rzeczą w procesie treningowym , jest efektywne wykorzystywanie każdej jego minuty.

W polskim sporcie toczy się debata o Zintegrowanym Systemie Kwalifikacji w Sporcie, programie, który ma ocenić jakość i kompetencje osób wykonujących zawód trenera bądź instruktora. Z pana wypowiedzi wynika, że polscy trenerzy nie posiadają tych kompetencji.

Kilka lat temu uwolniony został zawód trenera (ustawa ministra Jarosław Gowina z 2013 roku – przyp. red.). Decyzja przyniosło wiele szkód. Czy można uwolnić zawód chirurga? Myślę, że nie i tak samo jest z naszym zawodem.

Dziś każdy może zostać instruktorem albo trenerem tenisa. To ciekawa ścieżka rozwoju, bo daje to okazję zarobić 80 albo 100 zł za godzinę za strącanie piłki z klientem lub rzucanie jej dzieciom. Nic się nie dzieje, jeśli trener czy instruktor z przypadku, w każdym razie osoba bez kompetencji, rzuca piłkę amatorom, ale nie powinien być dopuszczany do dzieci. W naszym zawodzie niezbędna jest selekcja, zwłaszcza dla osób pracujących z dziećmi. Mamy Narodowy Program Tenisa. Idea jest dobra, ale musimy w nim wprowadzić zasady dotyczące kwalifikacji trenerskich oraz ścieżkę pozwalającą zagospodarować najzdolniejszych w ich ewentualnym rozwoju zawodniczym.

Jakie szkody mogą wyrządzić niekompetentni trenerzy?

Tenis jest sportem technicznym. W rozwoju każdego człowieka są okresy sensytywne. Pewnych rzeczy dziecko uczy się naturalnie i szybko. To jest tak jak z nauką języka w wieku trzech i czterdziestu lat. Dziecko jest niezapisaną karta i uczy się błyskawicznie, ale musi uczyć się od mówiących poprawnie. Błędy w nauczaniu początkowym odkładają się w takich sposób, że tworzą nieprawidłowe nawyki, których wyczyszczenie później zajmuje dużo czasu lub jest prawie niemożliwe. Dlatego ważne, żeby dzieci uczyć prawidłowo techniki, bo najważniejszą rzeczą w procesie treningowym , jest efektywne wykorzystywanie każdej jego minuty. Zaznaczam, żeby ich uczyć, bo o treningach mówimy dopiero w okresie wzrostu hormonalnego. Do tego czasu – 12–13 lat u dziewczynek, 14–15 lat u chłopców – mówimy o nauce.

W młodym wieku nie powinno się też przedkładać wyniku ponad naukę umiejętności.

Kiedy byłem dyrektorem sportowym PZT chciałem przeprowadzić reformę tenisa dziecięcego i ograniczyć liczbę startów. Zawodnik i zawodniczka mieli brać udział w turniejach obligatoryjnych, ale nie grać kilkudziesięciu turniejów w wieku 12 lat, aby nabić punkty do rankingu. Nie jestem już dyrektorem sportowym, bo złożyłem rezygnację.

Jak powinno wyglądać dalej szkolenie zawodników nauczonych, miejmy nadzieję prawidłowo, gry w tenisa?

System powinien opierać się na treningach w czterech, pięciu wybranych klubach, gdzie pracują trenerzy z dużym doświadczeniem. Tam powinniśmy szkolić zawodników od 14 roku wzwyż, do zawodowstwa. Szkolenie powinno być finansowane przez związek, który powinien wygenerować pulę środków na rokujących nadzieję zawodników, w sposób bardzo odmienny od funkcjonującego obecnie.

Jaką?

Taką,  która obejmowałaby pełne szkolenie. Nie wszyscy rodzice mogą sobie pozwolić na sfinansowanie kariery swojego dziecka. I przez to tracimy wiele talentów. PZT może przekazać na przykład 100 tysięcy złotych rocznie. Ale patrząc realistycznie, dobry junior potrzebuje 300 tysięcy złotych na rok. Brakuje nam 200 tysięcy złotych, aby szkoleniowo zrobić to, co należy. Działamy połowicznie, bez szans na wykształcenie dobrego zawodnika.

A pomoc klubów?

Kluby też nie są w stanie zapewnić rozwoju, bo taki zawodnik potrzebuje i pieniędzy i kortów, które zimą w Polsce są obłożone i szczególnej uwagi trenerów, których kluby w większości nie posiadają.

Czyli z trenerami dla juniorów i zawodników wchodzących w zawodowstwo też mamy problem?

Z trenerami w starszych kategoriach wiekowych nie jest lepiej niż u dzieci. W wieku 15–16 lat przychodzi zawodnik i skarży się na to, że nie ma z kim trenować, nawet jak jego rodziców na to stać. Oczywiście tenis jest sportem specyficznym, trochę przypomina w tym aspekcie golf, formułę 1. Jeżeli zawodnik w miejscowości x nie ma trenera, który, by go prawidłowo wyszkolił i doprowadził do turniejów rangi ATP, to znaczy że musi się przemieścić i poszukać szkoleniowca w innej miejscowości. Niestety, mimo że mamy 1500 licencji trenerskich PZT, zawodnicy, rodzice zawodników w wieku juniora widzą, że brakuje nam szkoleniowców i często posyłają dzieci za granicę, czyli jak mają możliwości finansowe, to tenisiści wyjeżdżają, a jak nie emigrują, to „umierają sportowo” u siebie w domu.

Coaching to coś bardziej ulotnego, oparty jest na wiedzy, psychologii, znajomości charakteru zawodnika, zrozumienia możliwości zawodnika pod kątem taktyczno-psychologicznym i odpowiedniego ukierunkowania takich możliwości. Trener odpowiada, to w dużym uproszczeniu, za wypracowanie nawyków.

Czy w Polsce brakuje dobrych trenerów tenisowych?

Jak w każdym sporcie, tak i w tenisie są trenerzy, którzy są specjalistami od pracy z dziećmi, z juniorami, zawodowcami, z kobietami bądź mężczyznami. Nie ma trenera, który jest idealny dla każdego i idealny na każdym poziomie. Trzeba mieć różne cechy charakteru i wiedzę o tym, co się robi w pracy z dziećmi 10-letnimi i w pracy z Igą Świątek. To są dwa inne światy. Inaczej się pracuje z 18-latkiem, inaczej z Kamilem Majchrzakiem czy Hubertem Hurkaczem. Niewątpliwie jest w Polsce sześciu, kilku trenerów dla dorosłych zawodników, którzy wiedzą, co robią. Oczywiście to praca z żywym organizmem i nie zawsze są wyniki. Na pewno jest dużo więcej trenerów dla dzieci, ale ta liczba niknie w skali potrzeb. I na pewno jest dużo więcej trenerów przygotowania fizycznego na wysokim poziomie niż trenerów tenisowych.

Iga Świątek. Fot. Adam Nurkiewicz

Ale mamy przecież szkoleniowców, którzy doprowadzili do wielkich wyników Igę Świątek – Piotra Sierzputowskiego, Tomasza Wiktorowskiego.

Kiedy miałem treningi przy stadionie ŁKS-u obok zajęcia prowadził Edward Hatała. Na jego trening przyszedł Artur Partyka, który od razu skoczył ponad dwa metry i to nożycami. Pracowali wiele lat i Artur skoczył 2,38 m, zdobył medal olimpijski, medale mistrzostw świata i Europy. Pan Edward był też trenerem kadry narodowej w skoku wzwyż, ale jego zawodnicy nie osiągali takich sukcesów, co więcej, mieli gorsze wyniki niż wtedy, zanim rozpoczęli z nim pracę. Pewnie działo się tak dlatego, że metody szkoleniowe były takie same jak z Arturem, ale zawodnicy inni.

W pracy ze sportowcem z ponadprzeciętnym talentem najważniejsze jest to, aby mu nie przeszkadzać, a z zawodnikami bez talentu, aby ich rozwijać odpowiednimi środkami treningowymi. Piotr jest młodym trenerem, mam ogromny szacunek za to, co zrobił, ale dajmy mu się jeszcze wykazać.

Natomiast Tomasz Wiktorowski, jest coachem, a nie trenerem, to znaczy – świetnym organizatorem, znakomitym dyplomatą, motywatorem, doskonałym coachem właśnie, ale nie jest warsztatowym trenerem techniki.

Na czym polega różnica między coachem a trenerem?

Coaching to coś bardziej ulotnego, oparty jest na wiedzy, psychologii, znajomości charakteru zawodnika, zrozumienia możliwości zawodnika pod kątem taktyczno-psychologicznym i odpowiedniego ukierunkowania takich możliwości. Trener odpowiada, to w dużym uproszczeniu, za wypracowanie nawyków. Te rzeczy się łączą, ale to nie jest ta sama specjalizacja. Bardzo dobrze, jeśli trener może być coachem, czyli rozumie obie formy działalności.

A kim jest nowy trener Igi Świątek, Belg Wim Fissette?

Nie wiem, jak trenuje zawodniczki, wiem jakie zawodniczki trenował. Nie mogę na tej podstawie wydać oceny. Sądzę jednak, że nie będzie pracował z Igą Świątek tak długo jak Tomasz Wiktorowski.

Tomasz Iwański, były zawodnik, reprezentant Polski w Pucharze Davisa. Jako trener doprowadził Nadię Pietrową do trzeciego miejsca na świecie, prowadził również tenisową reprezentację Kazachstanu. Były szkoleniowiec Kamila Majchrzaka i dyrektor sportowy w PZT. Obecnie wiceprezes AZS Łódź. Fot. AZS Łódź