Władimir Semirunnij: „Nie rozumiem sportowców, którzy walczą o srebro”

Autor: Rafał Kazimierczak
Artykuł opublikowany: 29 maja 2025

„Władek” – tak na niego mówią z sympatią w polskiej kadrze. Rosyjską napaść na Ukrainę potępiał od początku, dawne życie zostawił za sobą i z dalekiego Jekaterynburga przyjechał do Tomaszowa Mazowieckiego, by o medale imprez największych i najważniejszych walczyć w biało-czerwonych barwach. Kim jest łyżwiarz szybki Władimir Semirunnij? Jak trenował tam, jak nad formą pracuje u nas?

Władimir Semirunnij. Fot. Adam Nurkiewicz

24 lutego 2022, Rosja atakuje Ukrainę, eskaluje wojnę trwającą od roku 2014. Staje się to, w co kilkanaście godzin wcześniej wierzyć nie chciał nikt. Strach. Groza. Śmierć.

Władek lat miał wtedy 19. Mieszkał w Jekaterynburgu, mieście położonym w azjatyckiej części Rosji, po wschodniej stronie środkowego Uralu. Jako zawodnik kadry narodowej ciągle był w rozjazdach, nieustająca podróż, przeważnie trenował na obozach w Irkucku i Kołomnej, gdzie są kryte tory łyżwiarskie. Ma talent, to słyszał z każdej strony.

„Zero równowagi, zero balansu, nogi powykrzywiane. Tragedia”

Kiedy trenować zaczął? – Bardzo wcześnie, skończyłem osiem lat, tylko osiem – opowiada. – Pierwszym trenerem był Piotr Liwtajew, przyszedł do szkoły, tak po prostu, w Jekaterynburgu to popularny sposób zachęcania do sportu. Przyszedł i zapytał, kto chce spróbować łyżwiarstwa szybkiego. Ja codziennie dostawałem jakieś drobne, żeby w szkole kupić sobie coś do jedzenia, śniadanie i obiad były, ale drobne miałem na przykład na bułeczki, które bardzo lubiłem. Tak w ogóle to chodziłem wtedy na karate, ale chodzić nie chciałem. I mama powiedziała, że albo trenować będę coś innego, albo koniec z oglądaniem telewizji i pieniędzmi na bułeczki. Przyszedł trener od łyżwiarstwa, to zostałem łyżwiarzem. Bardzo fajne to było, naprawdę, dużo zabawy, taka nauka przez zabawę, od podstaw. Dużo hokeja, jakieś sztafety, piłka nożna i piłka ręczna, wszystko, żadnej nudy.

Hokej w Rosji to sport jeżeli nie narodowy, to bardzo, bardzo i jeszcze raz bardzo popularny. Dlaczego Władek nie został hokeistą? – Spodobało mi się to szybkie jeżdżenie na łyżwach, na początku hokejowych. A potem spróbowałem na panczenach, widziałeś panczeny, prawda, trochę jak żelazko. Stanąłem w nich na lodzie i tragedia, zero równowagi, zero balansu, nogi powykrzywiane, więc mówię trenerowi, że ja nie chcę, wolę hokejówki. Spróbowałem po raz drugi, dużo lepiej już było. A potem – poszło.

Przyszedł trener od łyżwiarstwa, to zostałem łyżwiarzem. Bardzo fajne to było, naprawdę, dużo zabawy, taka nauka przez zabawę, od podstaw. Dużo hokeja, jakieś sztafety, piłka nożna i piłka ręczna, wszystko, żadnej nudy.

Prędkość, to ona przyciąga, ona jest magnetyczna. – Tak, to prawda, ale ja lubię wszystkie sporty, w których dobrze wypadam, jak kolarstwo, bardzo dobrze kręcę, a kolarstwo to u nas na szczęście sport uzupełniający, dużo jest tej jazdy rowerem – wyjaśnia Władek.

Trenerem drugim, współpracującym z tym pierwszym, został Michaił Abrosikow, wciąż w Jekaterynburgu, już zdecydowanie bardziej profesjonalnie, zabawę odkładając na bok. Przyjaciele z tej dawnej grupy, większość z nich, sport rzucili w kąt, nie widzieli w nim przyszłości, bo wyników zadowalających nie osiągali. Władek przeciwnie – był lepszy i lepszy. I trafił do kadry narodowej.

Samolotem, autokarem i samochodem, do Tomaszowa Mazowieckiego

O opuszczeniu Rosji myśleć zaczął na początku 2022 roku. Nie podobała mu się organizacja zgrupowań i podejście kierownictwa Rosyjskiego Związku Łyżwiarskiego do zawodników. Głównym powodem podjęcia decyzji był jednak brak perspektyw w rosyjskim sporcie, a po napaści na Ukrainę brak dostępu do międzynarodowych imprez oraz niechęć kierownictwa do obrony interesów sportowców, jak wyjaśniał.

Do Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego przysłał list. – Napisał, że kocha ten sport, a ze względu na sytuację po wybuchu wojny szuka pomocy – mówi Konrad Niedźwiedzki, brązowy medalista olimpijski w drużynie z igrzysk w Soczi (2014), dzisiaj dyrektor sportowy PZŁS. Dlaczego Władek wybrał Polskę? – Jednym z powodów, być może tym najważniejszym, było to, że znają się z Pawłem Abratkiewiczem, który przez 12 lat był w Rosji trenerem. Po igrzyskach w Pekinie udało nam się z Pawłem porozumieć, namówić go, żeby pracował dla polskiego związku i polskich zawodników – wyjaśnia Niedźwiedzki.

Decyzja o wyjeździe, być może na zawsze, łatwa nie była. Przeważyła miłość do sportu. I ambicja. Warunkiem koniecznym, by sprawę startów Władka w biało-czerwonych barwach rozpocząć, było podpisanie przez niego dokumentu – dokumentu potępiającego rosyjską agresję na Ukrainę. Podpisał, oczywiście, że tak. – Rodzice muszą wyjaśniać każdemu dziecku, że agresja jest zła, w jakiejkolwiek formie. Mnie rodzice wyjaśnili to szybko. Oczywiście, że nie popieram tej wojny. Wojny, którą rozpoczęła Rosja – tłumaczy. Potrzebne były dokumenty – że zawodnik nie jest w trakcie służby wojskowej, że nie wspiera go żadna rosyjska firma. Były rozmowy z ministerstwem, od którego związek dostał zielone światło, by działać.

Jak sprawa obywatelstwa wygląda dziś? – Wciąż jest procedowana – mówi Niedźwiedzki. – Wolno, swoim rytmem, ale idziemy do przodu, do celu. Dokumenty mają trafić do ABW, a potem już do prezydenta. Jesteśmy spokojni, tu nie może być żadnej niemiłej niespodzianki.

Z Jekaterynburga samolotem doleciał do Królewca. Stamtąd dotarł autokarem do Warszawy, skąd przedstawiciele związku samochodem zawieźli go do Tomaszowa Mazowieckiego. Ze sobą miał góry bagażu, trzy torby, każda po 30 kg. Dostał jeszcze dwa, trzy dni, by sprawę na spokojnie przemyśleć, rozejrzeć się, być pewnym, że chce zostać. Przemyślał i powiedział, że zostaje, na sto procent zostaje. Napisał do klubu i organizacji, które go w Rosji wspierały, że kończy współpracę i wybiera Polskę. A Polski związek tego samego dnia wysłał pismo do rosyjskiego odpowiednika.

Sprawa obywatelstwa wciąż procedowana

W Tomaszowie, stolicy polskiego łyżwiarstwa szybkiego, kadrowicze mają do dyspozycji Arenę Lodową, a po sąsiedzku, w Spale, Ośrodek Przygotowań Olimpijskich. Bajka, tam Władek został. Efekty? Wyniki? Sukcesy?

W marcu roku 2025 w Hamar na morderczym dystansie 10 000 m sięgnął po srebro mistrzostw świata, co więcej – rekord życiowy doprowadził do 12.49,93 min czyli wyniku znacznie lepszego od rekordu Polski, od roku 2005 – tak jest, od dwóch dekad – należącego do Pawła Zygmunta. A to już w Norwegii jego medal kolejny, trzy dni wcześniej sięgnął tam po brąz na dystansie 5000 m. Z polską licencją startować może we wszystkich zawodach międzynarodowych, z wyjątkiem igrzysk olimpijskich.

Rekord na 10 000 m uznany nie został. Dlaczego? Zawiłości wyjaśnia Niedźwiedzki: – Odpowiedź rosyjskiego związku nadeszła późno, kiedy poprosiliśmy już o interwencję Międzynarodową Unię Łyżwiarską. My przedstawiliśmy całą wymaganą dokumentację i wnioskowaliśmy o roczną karencję, tylko roczną, Rosjanie z kolei domagali się dwuletniej. Wyznaczono 14-miesięczną, która dobiegła końca w połowie grudnia. Przez ten czas Władek w ogóle nie mógł startować, nawet w naszych, krajowych zawodach. Teraz może reprezentować Polskę, startuje w barwach Polski, jest reprezentantem Polski, tylko nie liczą mu się rekordy kraju. To związkowe przepisy, według których rekordzista Polski powinien mieć polski paszport.

Jak sprawa obywatelstwa wygląda dziś? – Wciąż jest procedowana – mówi Niedźwiedzki. – Dostaliśmy prośbę o uzupełnienie notarialnie podpisanych dokumentów. Wolno, swoim rytmem, ale idziemy do przodu, do celu. Dokumenty mają trafić do ABW, a potem już do prezydenta. Jesteśmy spokojni, tu nie może być żadnej niemiłej niespodzianki.

Władimir Semirunnij. Fot. Adam Nurkiewicz

„Najważniejsza będzie dobra noga”

Po przyjeździe do Polski przez rok Władek trenował z Abratkiewiczem. Różnica w treningu między Rosją a Polską? – Tutaj jest zdecydowanie więcej zajęć indywidualnych, dopasowanych do zawodnika, co bardzo mi odpowiada. Podam przykład, treningowe wstawki przy tętnie powiedzmy, że u mnie 170, inny zawodnik robi przy 180. Dostosowane, indywidualne, tak, jak powinno być – wyjaśnia. 

Różnica w treningu między Rosją a Polską? – Tutaj jest zdecydowanie więcej zajęć indywidualnych, dopasowanych do zawodnika, co bardzo mi odpowiada.

Nad formą pracuje pod czujnym okiem Rolanda Cieślaka. – Najlepszy trener ze wszystkich, z którymi pracowałem – mówi od razu. – Zasuwam, bywa naprawdę ciężko, tak, jak lubię, ale podoba mi się to, że nie męczy się głowa. Nie jestem zmęczony tak, że mam dosyć. Trener szuka najlepszych rozwiązań, na przykład robimy długą jazdę czy rowerem, czy na łyżwach, a potem robimy dajmy na to sprinty. Podoba mi się także to, że teraz robimy objętość, a jak wejdziemy na lód, bardziej skupimy się na szybkości.

Czy już myśli o igrzyskach, które ruszą we Włoszech 6 lutego 2026 roku? – Ja od każdych zawodów oczekuję czegoś fajnego, powiem nawet, że za każdym razem, kiedy wyjeżdżam na lód, wyjeżdżam po to, by wygrać. Zawsze, w igrzyskach będzie tak samo. Nie rozumiem sportowców, którzy walczą o srebrny medal. Jesteś sportowcem, musisz walczyć o to, by być tym najlepszym. Toru w Mediolanie jeszcze nie ma, nie można go wypróbować, ale najważniejsza i tak będzie „dobra noga”. I z trenerem robimy wszystko, żeby była.