Zimowe igrzyska na zielono. Będzie tylko trudniej

Autor: Kamil Kolsut
Artykuł opublikowany: 12 grudnia 2025

Włosi obiecują zorganizować najbliższe igrzyska olimpijskie w trosce o środowisko i zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju. To wyzwanie, zwłaszcza zimą.

Ekologiczna wioska olimpijska w Cortinie d’Ampezzo. Fot. Misja Olimpijska

Gospodarzami przyszłorocznej imprezy pozostają Mediolan oraz Cortina d’Ampezzo, ale ponad połowa z czternastu olimpijskich aren stoi w innych miastach. Sportowcy wystąpią także m.in. w Bormio (narciarstwo alpejskie i wysokogórskie), Livigno (snowboard, narciarstwo dowolne) oraz Tesero (biegi, kombinacja norweska). Rywalizację skoczków narciarskich ugości dobrze znane fanom dyscypliny Predazzo, biatloniści – jak co roku przy okazji Pucharu Świata – odwiedzą Rasen-Antholz, gdzie mistrzem świata został Tomasz Sikora, a ceremonię zamknięcia zaplanowano na arenie 15-tysięcznego amfiteatru w centrum Werony.

Tak rozproszonych zimowych igrzysk jeszcze nie było. Kibice, którzy chcieliby zobaczyć i przeżyć więcej, muszą uzbroić się w cierpliwość oraz nastawić na podróże. Tylko wyprawa z Mediolanu do Rasen-Antholz, czyli z łyżwiarstwa szybkiego na biathlon, to perspektywa ponad 350 km i blisko pięciu godzin spędzonych w aucie, o ile na trasie dopisze pogoda. Wiadomo, że sami organizatorzy, fanom oraz dziennikarzom będą zalecali jeżdżącą w trakcie imprezy z większą częstotliwością kolej, która – zwłaszcza na wysokogórskich trasach – ma być sercem „efektywnego, zrównoważonego i dostępnego” systemu transportu.

Igrzyska będą specyficznym przeżyciem również dla samych sportowców. Trudno mówić o wyjątkowości olimpijskiego doświadczenia, kiedy impreza odbywa się w kilku oddalonych od siebie miastach. Uczestnicy w przypadku wielu konkurencji poczują się raczej jak podczas kolejnych zawodów Pucharu Świata. Możliwe, że niektórzy zamieszkają nawet w podobnych miejscach. Włosi zaplanowali bowiem aż sześć „wiosek olimpijskich”. Mowa nie tylko o nowym osiedlu w Mediolanie dla 1500 mieszkańców oraz tymczasowych domkach dla 1400 osób we Fianes, ale także po prostu o hotelach i pensjonatach w Livigno, Bormio, Anterselvie oraz Predazzo.

Odnowią amfiteatr starszy niż Koloseum

Włosi, przygotowując igrzyska, o tyle wpisali się w wymagania stawiane przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl), że najważniejszą zimową imprezą czterolecia zorganizują przede wszystkim na istniejących obiektach. Igrzyska – zgodnie z Agendą 2020+5 – nie mogą być środkiem do wznoszenia kolejnych „białych słoni”, a powstanie każdego nowego obiektu powinno uzasadnione jego późniejszą użytecznością. 16-tysięczna Milano Santagiulia Ice Hockey Arena, na której podczas imprezy zagrają o medale hokeiści oraz hokeistki, ma więc po zakończeniu imprezy stać się „wielofunkcyjnym centrum sportowym i kulturalnym”.

Obiekt powinien być perłą w koronie imprezy, ale na razie w Mediolanie trwa walka z czasem. Hala wciąż jest w budowie, a zawody testowe, które zazwyczaj odbywają się na olimpijskich obiektach nawet rok przed igrzyskami, przesunięto na początek stycznia, czyli miesiąc przed pierwszymi meczami turnieju kobiet. – Nie mamy planu B. Musimy być w stanie zorganizować zawody na Santagiulia w nienaganny sposób – podkreśla w rozmowie z Associated Press dyrektor ds. operacyjnych Andrea Francisi. – Firmy odpowiedzialne za budowę areny przyspieszyły prace. Monitorujemy ich przebieg i choć nie wiadomo jeszcze, kiedy dokładnie arena zostanie oddana, pozostajemy optymistami.

To jedyny olimpijski obiekt, który Włosi wznoszą od zera. Nie mniejszym wyzwaniem była jednak przebudowa toru Eugenio Montiego. Obiekt, który funkcjonował w latach 1923–2008 – i to na nim grany przez Rogera Moore’a James Bond uciekał na nartach w „Tylko dla twoich oczu” (1981) – ma wciąż taką samą długość oraz liczbę zakrętów, ale przeszedł pełną renowację, aby sprostać współczesnym wymogom, zwłaszcza dotyczącym bezpieczeństwa. Sens wycenianej na blisko 120 mln euro przebudowy kwestionował MKOl, a w pewnym momencie pojawiły się głosy, że rywalizacja odbędzie się w innym kraju. Włosi postawili jednak na swoim.

Gospodarze uniknęli wstydu, bo przyszłoroczne igrzyska mogły stać się pierwszymi rozegranymi poza terytorium kraju-gospodarza z przyczyn innych niż siła wyższa. Wcześniej podobny problem mieli chociażby Australijczycy, ale jeździectwo w 1956 roku zostało przeniesione do Sztokholmu ze względu na surowe przepisy dotyczące kwarantanny. Nie brakowało głosów, że bobsleiści, saneczkarze i skeletoniści polecą do Szwajcarii bądź Austrii, aby zminimalizować finansowe oraz ekologiczne koszty, ale weto postawił rząd Giorgii Meloni. Spekulacje w tej sprawie ucinali minister infrastruktury i transportu – Matteo Salvini – oraz sportu – Andrea Abodi.

Pozostałe areny igrzysk, a więc San Siro (ceremonia otwarcia), Milano Ice Skating Arena (short track, łyżwiarstwo figurowe), Tofane Alpine Skiing Centre (narciarstwo alpejskie), Anterselva Biathlon Arena (biatlon), Cortina Curling Olympic Stadium (curling), Stelvio Ski Centre (narciarstwo alpejskie i wysokogórskie), Livigno Snow Park (snowboard), Livigno Aerials & Moguls Park (narciarstwo dowolne), Tesero Cross-Country Skiing Stadium (biegi narciarskie, kombinacja norweska) oraz skocznia w Predazzo (skoki narciarskie) istnieją od lat. Jedynie Milano Ice Park (łyżwiarstwo szybkie) wzbogacił się o nowe, tymczasowe trybuny.

Najdłużej spośród obiektów, które będą arenami igrzysk, istnieje amfiteatr w Weronie. Powstał blisko dwa tysiące lat temu i jest starszy niż Koloseum. Teraz, jako że stanie się miejscem ceremonii zamknięcia igrzysk olimpijskich oraz otwarcia igrzysk paralimpijskich, wzbogaci się m.in. o windy oraz toalety dostosowane do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. Koszt renowacji organizatorzy wyceniają na blisko 20 mln euro. – Wielu purystów z pewnością uzna to za bluźnierstwo, ale winda w rzymskim amfiteatrze będzie. Potrzebujemy takiej zmiany i wysyłamy mocny sygnał – zapewnia dyrektor wykonawczy komitetu organizacyjnego Andrea Varnier.

Legendarny stadion piłkarski San Siro, gdzie odbędzie się uroczystość otwarcia XXV Zimowych Igrzysk Olimpijskich Mediolan – Cortina d’Ampezzo 2026. Fot. Wikipedia

Meble przyjadą z Paryża

Igrzyska są dziś imprezą, która może dać impuls do zmiany, ale nie powinna generować nadmiernych kosztów, a jedną z naczelnych zasad przy ich organizacji jest postępowanie zgodnie z regułami zrównoważonego rozwoju. Wykorzystanie już istniejących obiektów to wycinek działań, które na tym polu obiecują Włosi. – Naszym zobowiązaniem jest ochrona oraz promocja naturalnego piękna miejsc, które ugoszczą igrzyska, składającego się z naszych krajobrazów, historii oraz miast. Chcemy również mieć wkład w transformację społeczną poprzez kulturę i nowe pokolenia – deklarują organizatorzy imprezy.

Wśród środków do osiągnięcia tego celu są m.in. wykorzystywanie wyłącznie certyfikowanych źródeł energii odnawialnej, redukcja emisji gazów cieplarnianych, drastyczne ograniczenie materiałów jednorazowego użytku, recycling, a także promocja praw człowieka, równości płci oraz inkluzywności, czy zachęcanie oraz inspirowanie, zwłaszcza młodzieży, do aktywności fizycznej. To pojemne hasła, których realizację Włosi prezentują w raportach. Najnowszy, z września tego roku, jest drugim i podsumuje działanie, które komitet organizacyjny podjął już na wstępnym etapie przygotowań do przeprowadzenia imprezy.

Gospodarze chwalą się flotą samochodową, w której co piąte auto ma wyłącznie napęd elektryczny. Igrzyska mają być także impulsem do modernizacji transportu miejskiego w Mediolanie. Włosi przy przygotowaniu obiektów oraz zakwaterowania wykorzystali ponadto blisko 20 tys. sztuk mebli, które dwa lata temu były na igrzyskach w Paryżu. Gospodarze łącznie kupili od Francuzów wyposażenie warte ponad 400 tys. euro, płacąc za nie, jak komunikował MKOl, tylko połowę rynkowej ceny. To sygnał, że zamknięty obieg materiałów może istnieć nawet w tak specyficznej przestrzeni, jak igrzyska. Wszystko po to, aby „robić więcej za mniej”.

Gospodarze obiecują igrzyska jeszcze bardziej zielone niż te w Soczi (2014), Pjongczangu (2018) czy Pekinie (2022), ale organizacja tej imprezy w sposób neutralny klimatycznie pozostaje wyzwaniem.

– Wierzymy, że jedyną drogą do organizacji igrzysk pozostaje położenie nacisku na zrównoważony rozwój i ochronę środowiska. Jeśli gospodarz będzie zmuszony do wydania miliardów dolarów na zbudowanie infrastruktury wyłącznie na potrzeby igrzysk, to nie będziemy mieli zbyt wielu zainteresowanych ich organizacją – nie kryje Diana Biachendi z komitetu organizacyjnego. Nieprzypadkowo Włosi w dokumencie aplikacyjnym przez wszystkie przypadki odmieniali słowa: „elastyczność”, „odwracalność”, „efektywność” czy „ponowne wykorzystanie”. Ważna była także „lokalność”. Organizatorzy chwalą się bowiem, że 64 procent środków przeznaczonych na usługi trafiło do dostawców z regionów będących miejscami organizacji imprezy, a tylko 8 procent wytransferowano za granicę.

Włosi dbają także o równość. 46 procent z 241 członków komitetu organizacyjnego (stan na 31 grudnia 2023 roku) to kobiety. Udział pań wśród osób na stanowiskach kierowniczych sięga 42 procent. Równość płci na sztandary od dawna bierze zresztą sam MKOl. Najbliższe igrzyska – zgodnie z przekazem płynącym z Lozanny – mają być najbardziej zrównoważonymi zimowymi igrzyskami w historii, bo 47 procent spośród uczestników to kobiety (cztery lata temu – 44,7 proc.), które wezmą udział w 53,4 procent konkurencji (wcześniej: 53,2 proc.). Pełna równość płci będzie w 12 z 16 dyscyplin, podczas gdy w Pekinie mieliśmy z nią do czynienia w 10 z 15.

Igrzyska na sztucznym śniegu

Gospodarze obiecują igrzyska jeszcze bardziej zielone niż te w Soczi (2014), Pjongczangu (2018) czy Pekinie (2022), ale organizacja tej imprezy w sposób neutralny klimatycznie pozostaje wyzwaniem. Sen z powiek spędzają nie tylko koszty oraz transport pomiędzy rozproszonymi arenami, lecz także kwestia przygotowania obiektów. Powtórki sprzed czterech lat, gdy niemal cały śnieg był sztuczny, raczej nie będzie, choć sportom zimowym niełatwo ścigać się z kryzysem klimatycznym, a wiele ośrodków narciarskich prawdopodobnie ucieka przed nieuniknionym. Blisko 90 procent włoskich stoków bazuje na sztucznym śniegu, w porównaniu do 70 procent austriackich i 50 procent szwajcarskich.

Francuski oddział WWF (World Wide Fund for Nature) już w 2021 roku opublikował badania pokazujące, że wzrost średniej rocznej temperatury o jeden stopień to aż miesiąc śniegu mniej. Jeśli nie ograniczymy emisji dwutlenku węgla i innych działań szkodzących klimatowi, to – według badań przeprowadzonych przez zespół Daniela Scotta z Uniwersytetu Ontario – spośród 21 poprzednich gospodarzy zimowych igrzysk tylko francuskie Albertville będzie w stanie przeprowadzić takie zawody ponownie w 2080 roku. Inne badania, przytaczane przez organizację POW (Protect Our Winter), wskazują też na japońskie Sapporo.

Nie da się ukryć, że średnia temperatura podczas zimowych igrzysk rośnie. Jeszcze w latach 1920–1950 wyniosła 0,4 stopni Celsjusza, w 1960–1990 – 3,1, a w XXI wieku – 6,3. Cztery piąte śniegu podczas imprez w Soczi i Pjongczangu wyprodukował człowiek. Igrzyska w Pekinie, organizowane w kompleksie położonym niespełna 200 km od pustyni Gobi, nawet na tym tle były przypadkiem skrajnym. Chińczycy zastosowali na olimpijską skalę rozwiązanie, które tak naprawdę jest już standardem. Używanie sztucznego śniegu to bowiem żadna rewolucja. Jeszcze w 2009 roku co piąty stok we francuskich Alpach używał sztucznego śniegu. Dziś wykorzystuje go co drugi.

Niewykluczone, że kibice oraz organizatorzy muszą do niego przywyknąć, a może nawet przygotować się na rewolucję, skoro zimowe igrzyska azjatyckie w 2029 roku zorganizuje na terenie nieistniejącego jeszcze kurortu Arabia Saudyjska, dla której koszty globalnego ocieplenia nie mają większego znaczenia. Może przyszłość sportów zimowych właśnie leży nad Zatoką Perską, skoro nie można wykluczyć, że za kilkanaście lat na Zachodzie – w związku z rosnąca świadomością ekologiczną oraz niechęcią do ponoszenia dużych kosztów związanych z takimi imprezami – chętnych do organizacji zimowych igrzysk olimpijskich po prostu zabraknie.