Andrzej Ochal z nagrodą Guttmanna dla trenera roku w sporcie paraolimpijskim

Autor: Rozmawiał Dariusz Wołowski
Artykuł opublikowany: 21 grudnia 2022

Mam takie marzenie, a nawet plany, żeby zbudować najsilniejszą na świecie drużynę w tenisie stołowym – mówi Andrzej Ochal, wyróżniony właśnie po raz trzeci nagrodą Ludwiga Guttmanna dla trenera roku w sporcie paraolimpijskim.

Ceremonia otwarcia Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio.

Dariusz Wołowski: Czy zdarzyło się panu kiedyś zmuszać zawodnika do pracy?

Andrzej Ochal (trener kadry tenisa stołowego osób niepełnosprawnych): Zmuszać? Nie. Motywować, tak. Uprawianie sportu bierze się z pasji, wewnętrznej potrzeby. Bywają oczywiście momenty, kiedy zawodnik przeżywa chwile zwątpienia, zniechęcenia. Trener jest od tego, żeby mu pomóc przezwyciężać takie momenty.

Jak trudny, jak obciążający może być trening w przypadku niepełnosprawnych?

– Kiedy pytają mnie, czym różni się praca ze sportowcami niepełnosprawnymi od pracy z pełnosprawnymi, najczęściej odpowiadam, że niczym. Są jednak oczywiście pewne różnice, wynikające z ograniczeń ruchowych zawodnika. W tenisie stołowym zawodnicy podzieleni są na 11 grup, aby rywalizowali ze sportowcami o zbliżonych możliwościach. Grupy od 1 do 5 to są zawodnicy poruszający się na wózkach. Tenisiści z grup 6–10 grają na stojąco. Wielu z nich łączy jednak pracę zawodową ze sportem. Grupy 9 i 10 to już profesjonaliści. Ich obciążenia treningowe i podejście do sportu niczym się nie różnią od wyczynowców pełnosprawnych. Jest też grupa, w której rywalizują zawodnicy z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim. Każda z tych grup wymaga innych obciążeń treningowych i innego czasu na regenerację. Są też małe różnice w przepisach.

Najbardziej znaną pana zawodniczką jest oczywiście Natalia Partyka, która łączy starty z niepełnosprawnymi i pełnosprawnymi. Zdobyła 10 medali igrzysk paraolimpijskich, w tym aż sześć złotych i cztery razy startowała w igrzyskach: w Pekinie, Londynie, Rio de Janeiro i Tokio.

– Tak. Natalia to nasz magnes. Myślę, że jej przykład przyciąga do sportu paraolimpijskiego bardzo wielu młodych ludzi. Szczególnie do tenisa stołowego. Oczywiście mamy dobrze działający system silnych klubów, szkolenie na wysokim poziomie, ale to co robi Natalia jest natchnieniem dla innych. Z pewnością nie da się tego przecenić.

Jak wygląda trening Natalii Partyki?

– Ćwiczy dwa razy dziennie po 2–3 godziny. Jak już mówiłem, jest sportsmenką w pełni profesjonalną. Trenuje w Czechach, w klubie SKST Hodonin. Kiedy wraca do rodzinnego Gdańska, często pracuje z trenerem Xu Kaiem. Ze mną spotyka się na zawodach, zgrupowaniach kadry. Staram się, żeby podczas zawodów międzynarodowych zawodnicy prowadzeni byli przez trenerów odpowiedzialnych za konkretną grupę, ale nie zawsze jest to możliwe. Wtedy ja im asystuję przy stole. Zwykle podczas turnieju rozgrywa się kilka meczów na raz. Poza tym układam plany treningowe dla kadry, planuję obciążenia, zgrupowania, wyjazdy na zawody.

Do Granady na ostatnie mistrzostwa świata zabrał pan 19 zawodników. To znaczy, że aż tylu udało się wywalczyć kwalifikację. 15 razy stawali na podium, co dało trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej. W tenisie stołowym niepełnosprawnych Polska jest potęgą.

– Kwalifikację do mistrzostw świata, lub na igrzyska paraolimpijskie zdobywa się na cztery sposoby. Przez zwycięstwo w mistrzostwach kontynentu, albo dzięki wysokiej pozycji w rankingu światowym. Reszta zawodników walczy w światowym turnieju kwalifikacyjnym. Można też otrzymać od ITTF PTT (Międzynarodowa Federacja Tenisa Stołowego Paraolimpijskiego – przyp. red.) dziką kartę. Na pewno więc eliminacje nie są formalnością.

Uprawianie sportu bierze się z pasji, wewnętrznej potrzeby. Bywają oczywiście momenty, kiedy zawodnik przeżywa chwile zwątpienia, zniechęcenia. Trener jest od tego, żeby mu pomóc przezwyciężać takie momenty.

Miał pan taki przypadek, że postawił na zawodnika, który nie spełniał wymogów?

– Maksym Chudzicki był na 20. pozycji w światowym rankingu. Miałem jednak przeczucie, że to miejsce poniżej jego możliwości. Zabrałem go na turniej światowy, który wygrał. A potem zdobył brązowy medal podczas igrzysk paraolimpijskich. Powtórzył to zresztą w mistrzostwach świata. Myślę, że wielu trenerów spotkało się z przypadkiem takiego zawodnika, który spisywał się tym lepiej, im wyższa była stawka.

Ile trzeba ćwiczyć, żeby osiągać sukcesy w tenisie stołowym niepełnosprawnych?

– Siedem, osiem lat. Jak zawsze w sporcie sukces jest kombinacją talentu i pracowitości. Jak już wspominałem, nie wszyscy są w stanie znieść obciążenia, takie jak Natalia Partyka. Kiedy organizuję obóz to wszyscy zawodnicy, dwa dni ćwiczą po dwa razy dziennie, a już trzeciego tylko raz. Popołudnie dostają wolne, żeby się zregenerować. Nie chodzi przecież o to, żeby ich zniechęcić do treningu. Przeciwnie.

Jak to się stało, że trafił pan do sportu niepełnosprawnych?

– Po studiach na AWFie dokształcałem się. Skończyłem dwuletnią szkołę technika masażysty oraz asystenta osób niepełnosprawnych. Od 2003 roku do dziś jestem wykładowcą Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, gdzie prowadzę zajęcia m.in. ze Sportu Osób Niepełnosprawnych. W latach 2008–2016 pracowałem z niepełnosprawnymi tenisistami stołowymi w Integracyjnym Klubie Sportowym przy AWF w Warszawie.

Rafał Czuper ze Startu Białystok podczas Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio. Fot. Adam Nurkiewicz

Sam trenował pan tenis stołowy?

– Tak, ale nie byłem wybitnym zawodnikiem. Skończyłem na rozgrywkach drugoligowych z małym epizodem w I lidze. W wieku 17 lat wystartowałem w drużynowych mistrzostwach Polski juniorów, rok później zdałem sobie jednak sprawę, że nic wielkiego jako zawodnik nie zwojuję. Zacząłem przygotowania do pracy trenera. W kadrze od 2009 roku byłem najpierw asystentem, a od 2018 roku jestem pierwszym trenerem.

José Mourinho nigdy nie był dobrym piłkarzem…

– Na szczęście przeciętny zawodnik może być znacznie lepszym trenerem. Nie tylko w piłce, także w tenisie stołowym.

Ludwig Guttmann był niemieckim lekarzem, który urodził się w polskim Toszku, a po emigracji do Wielkiej Brytanii tworzył sport niepełnosprawnych. Nagrodę jego imienia dostał pan już po raz trzeci. Jak ją pan traktuje?

– Jest dla mnie jak wisienka na torcie. Traktuję ją jako nagrodę za pracę zespołową. Także dla trenera naszych juniorów Marka Biernata, który szuka w Polsce młodych talentów. Wyniki naszej kadry to również efekt pracy moich asystentów. Ale przede wszystkim zawodników, bo nigdy byśmy niczego nie zdziałali bez poświęcenia Natalii Partyki, Patryka Chojnowskiego i wielu innych. Dla mnie największym wyróżnieniem są ich sukcesy.

Czyli, jeśli miałby pan do wyboru medal swojego zawodnika, lub nagrodę dla trenera roku, nie miałby pan wątpliwości?

– Żadnych. Medale zawodników stawiam ponad wszystko. Choć nagroda Guttmanna jest dla mnie bardzo ważna, bo jej otrzymanie oznacza, że moja praca w tenisie stołowym wykonywana jest dobrze. Każdy lubi być doceniany.

Jakie ma pan plany, marzenia?

– Chciałbym razem z innymi trenerami stworzyć najlepszą tenisową drużynę na świecie w sporcie niepełnosprawnych. Za jakieś 10 lat. To nie tyle marzenie, co plany na przyszłość. Zupełnie realne. W ostatnich dwóch edycjach mistrzostw świata byliśmy na trzeciej pozycji w klasyfikacji medalowej. Na igrzyskach paraolimpijskich w Tokio na czwartej. Jest z kim rywalizować: Chiny, Korea, Niemcy, Francja. Mamy wielu utalentowanych juniorów. Razem z trenerem Markiem Biernatem zabraliśmy na ostatnie Europejskie Igrzyska Młodzieży do Finlandii dziewięciu zawodników. Mam marzenie żeby jeden, dwu z nich zakwalifikowało się na paraolimpiadę do Paryża. Zaczynamy już także projekt przygotowań do igrzysk paraolimpijskich w Los Angeles w 2028 roku, a także do następnych w Brisbane w 2032.

Rozmawiał Dariusz Wołowski

Trener Andrzej Ochal podczas turnieju paraolimpijskiego w Tokio.