Paryż 2024. Osiem medali tenisistów paralimpijskich. Kulisy sukcesu
Sport to synonim lepszego życia. Dla niepełnosprawnych, ale i pełnosprawnych. Dlatego każdego do niego gorąco namawiam – mówi Andrzej Ochal, trener kadry paralimpijskiej w tenisie stołowym. Z Paryża jego zawodnicy przywieźli aż osiem medali.
Dariusz Wołowski: Czy było coś takiego, co odróżniało igrzyska w stolicy Francji od poprzednich?
Andrzej Ochal: Kibice. Hale były wypełnione po brzegi. W dodatku ludzie na trybunach reagowali tak żywiołowo, jakby to nie był tenis stołowy, ale mecz piłkarski. Byłem na igrzyskach w Londynie, Rio de Janeiro i Tokio, oczywiście te ostatnie były smutne z powodu pandemii. Graliśmy w pustej hali. Ale nigdy wcześniej kibice nie zachowywali się tak jak w Paryżu. Zwykle, podczas wymiany jest cisza na trybunach. Tymczasem w stolicy Francji cały czas był entuzjazm i doping. To najbardziej odróżniało te igrzyska od innych.
Miał pan chwilę czasu, by odwiedzić inne olimpijskie areny?
Nie. To było dziesięć dni tenisowego szaleństwa. Mogliśmy odwiedzić po sąsiedzku halę do goalballa, ale nawet to nam się nie udało. Albo oglądałem mecze swoich zawodników, albo ich rywali. To wszystkie wspomnienia jakie przywiozłem z Paryża.
Z 23 medali polskich paralimpijczyków wywalczonych we Francji, aż osiem zdobyli pana zawodnicy.
To najlepszy wynik w historii startów naszych tenisistów stołowych w igrzyskach paralimpijskich. Klasyfikację generalną przegraliśmy tylko z Chińczykami. Z Rio de Janeiro też przywieźliśmy osiem medali, ale wtedy tylko dwa złote, tymczasem z Paryża aż cztery. Pierwszy medal polscy paratenisiści stołowi wywalczyli w Atlancie w 1996 roku.
Ping-pong – czy tego określenia wciąż można używać jako synonimu tenisa stołowego?
Raczej nie. Ping-pong to już teraz nowa konkurencja, w której gra się rakietkami z okładziną z papieru ściernego. Są oddzielne mistrzostwa świata w tej dyscyplinie, choć oczywiście słowo „pingpongiści” pojawia się i pojawiało w mowie potocznej w odniesieniu do naszych zawodników. Poprawnie to jednak „paratenisiści stołowi”.
Chiny są wciąż największą potęgą w tym sporcie, zarówno olimpijskim jak paralimpijskim. Czego można się od nich nauczyć?
Jeden z moich asystentów Xu Kai jest Chińczykiem. Kiedyś był w młodzieżowej kadrze tego kraju, a od 30 lat mieszka w Polsce. Jako zawodnik grał w naszej Superlidze. Jako trener pracował z polskimi juniorami, seniorami, ze mną współpracuje od sześciu lat. Zajmuje się zawodnikami z klas 9 i 10, czyli Natalią Partyka i Karoliną Pęk. Karolinę prowadzi na co dzień, Natalię podczas zawodów. Jest profesjonalistą, zna tajniki najlepszego treningu na świecie. Dużo się od niego nauczyłem, zarówno jeśli chodzi o metody treningowe, jak zachowanie trenera kadry. Kai jest bardzo wymagający: wymaga od zawodników, ale też wszystkich współpracowników. Jest teraz także drugim trenerem kadry kobiet pełnosprawnych w Czechach, ale obydwie federacje doszły do wniosku, że to nie przeszkadza, żeby wciąż i nam pomagał. Pełni bardzo ważną rolę przy organizacji zgrupowań naszej kadry w Azji. Na tym kontynencie gra się w tenisa stołowego najlepiej i my staramy się od nich uczyć. Przed paraigrzyskami w Paryżu Xu Kai zabrał Natalię Partykę i Karolinę Pęk do Singapuru, gdzie miały najlepszych z możliwych sparingpartnerów.
Natalia Partyka zdobyła 12 medali paralimpijskich z czego połowę złotych, a także startowała na czterech igrzyskach olimpijskich w Pekinie, Londynie, Rio i Tokio. To fenomen sportowy w skali światowej.
Jest najbardziej rozpoznawalną sportsmenką niepełnosprawną na świecie, liderką i twarzą naszej kadry, osobą, która przyciąga do nas nowych zawodników. Nie zmienia tego fakt, że po czterech złotych medalach w zawodach indywidualnych na paralimpiadach, w Tokio zdobyła brąz, a w Paryżu srebro. Wciąż ciągnie tę dyscyplinę do przodu. Natalia nie jest jednak jedyną naszą utytułowaną zawodniczką. Mamy Patryka Chojnowskiego, który w Paryżu zdobył dwa złote medale i ma ich już siedem, mamy Karolinę Pęk, która stawała na podium we wszystkich konkurencjach, w tym na najwyższym stopniu w singlu i ma już osiem medali paralimpijskich.
Największa polska niespodzianka igrzysk paralimpijskich w Paryżu to….
Dorota Bucław. Oczywiście szanujemy wszystkie medale i wyniki wszystkich zawodników, ale Dorota startowała na igrzyskach po raz czwarty i po raz pierwszy sięgnęła po medal. Ona startuje w klasie 1, a więc osób z największą niepełnosprawnością. Podczas igrzysk jej klasa łączona jest z klasą 2, a więc z zawodniczkami o wyższej sprawności. W Paryżu w walce o medal pokonała jedną z faworytek – Brazylijkę Oliveirę. To była duża niespodzianka. Dorota jest już mistrzynią Europy i świata w klasie 1, a teraz dołożyła medal paralimpijski w klasie 1–2. To wielkie osiągniecie.
Czy sport olimpijski i paralimpijski jeszcze czymkolwiek się różnią z punktu widzenia trenera?
I w jednym i w drugim mamy okresy przygotowawcze, startowe, przejściowe, sam trening wygląda podobnie. Jego intensywność też jest bardzo duża, natomiast w sporcie niepełnosprawnych mamy podział na grupy w zależności od niepełnosprawności. Klasy 1–5 są dla osób poruszających się na wózkach, 6–10 to klasy dla zawodników i zawodniczek stojących oraz klasa 11 dla ludzi z niepełnosprawnością intelektualną. Poziom sportowy w każdej klasie jest inny. Stąd, gdy zostałem trenerem kadry w 2018 roku, zdałem sobie sprawę, że aby osiągać sukcesy, musimy zainwestować w trenerów dla każdej z klas, czyli każdą grupę niepełnosprawności powinien prowadzić ktoś inny. Dziś mamy dwóch trenerów specjalizujących się w pracy z zawodnikami poruszającymi się na wózkach. Mamy takich, którzy pracują w klasach 6,7 i 8, czyli z zawodnikami stojącymi, ale mniej sprawnymi. Mamy trenerów od klas 9 i 10 czyli tych o najwyższym stopniu sprawności i trzech trenerów pracujących z zawodnikami z niepełnosprawnością intelektualną.
Tenis stołowy jest jeden, przepisy w zasadzie takie same, ale musimy dopasować zajęcia i specjalistów do możliwości funkcjonalnych zawodników. Obciążenia treningowe nie mogą być dla wszystkich takie same.
Są też pewne różnice taktyczne w grze każdej z klas. Tego w sporcie olimpijskim nie ma. Można powiedzieć, że im niepełnosprawność jest mniejsza, tym różnice między sportem paralimpijskim i olimpijskim mniejsze. Natalia Partyka była w kadrze olimpijskiej i paralimpijskiej, gra w lidze czeskiej, grała w Lidze Mistrzów, z kolei Patryk Chojnowski był mistrzem Polski pełnosprawnych, dwukrotnie był też wicemistrzem kraju, gra w Superlidze, więc ich poziom sportowy jest naprawdę bardzo wysoki. W klasie 10 turnieju paraolimpijskiego kobiet w Paryżu grały aż trzy zawodniczki, które rywalizowały wcześniej w igrzyskach olimpijskich: Natalia Partyka, Australijka Melissa Tapper i Brazylijka Bruna Aleksandra. Nawet zawodnicy z klasy 6, czy 7 mogliby punktować w polskiej II lidze – poziom gry niepełnosprawnych jest u nas coraz wyższy.
Czy jeśli chodzi o psychikę i motywację praca z niepełnosprawnymi sportowcami różni się od pracy z pełnosprawnymi?
Niewiele. Może niepełnosprawni mają nieco wyższą motywację, bo z kolei ludzie pełnosprawni mają nieco więcej życiowych możliwości. Ale jedni i drudzy chcą wygrywać i być coraz lepsi.
O rehabilitacji w sporcie niepełnosprawnych mówi się coraz mniej?
Zależy na jakim poziomie. Sport niepełnosprawnych zaczyna się od rehabilitacji, tak jak sport pełnosprawnych zaczyna się od rekreacji. Dopiero potem w jednym i drugim przypadku zaczyna się wyczynowe uprawianie sportu. Trudno nazwać sportowców niepełnosprawnych profesjonalistami, bo nie podpisują kontraktów, ale poświęcają treningowi masę czasu i energii. Na poziomie reprezentacji Polski to wyczynowcy.
Pana zawodniczki i zawodnicy osiągnęli w Paryżu rekordowy wynik, co zrobić, żeby powtórzyć lub poprawić go w Los Angeles?
W naszej kadrze są 33 osoby. Z tego 11 wywalczyło kwalifikację olimpijską na Paryż, a więc koło 30 procent, a sześć osób sięgnęło po medale. Oni wszyscy będą walczyć o start za cztery lata w USA. Mamy też pięciu zawodników, którym do wyjazdu do Paryża zabrakło jednego lepszego meczu, a gdyby tę kwalifikację wywalczyli, też biliby się o miejsca na podium. Z nimi również wiążemy nadzieje na Los Angeles. Mamy grupę dziesięciu osób w wieku do 12. roku życia, którzy po 3–4 latach treningów osiągną bardzo wysoki poziom i wejdą do kadry. Karolina Pęk i Igor Misztal z którymi zaczęliśmy pracę w 2009 roku z taką samą grupą młodych zawodników, osiągają teraz fantastyczne wyniki.
Liczymy, że sukces w Paryżu przyciągnie do paratenisa stołowego więcej chętnych, a jeżeli nie, to wybiorą one dla siebie najbardziej odpowiednią dyscyplinę. Sport wyczynowy bierze się z masowości, Chińczycy są tak mocni, bo tam miliony ludzi grają w tenisa stołowego. Chcemy, żeby w Polsce grało ich coraz więcej, jeśli gdzieś pojawiają się młodzi ludzie niepełnosprawni, zainteresowani naszą dyscypliną, zapraszamy na zgrupowania, nawet z kadrą, żeby pokazać im jak to fajnie wygląda na najwyższym poziomie.
Jakieś 20 lat temu, gdy rozmawiałem ze sportowcami niepełnosprawnymi w Polsce mówili, że brakuje im wszystkiego. Ostatnio coraz częściej słyszę, że nie brakuje im już niczego. Tak jest w tenisie stołowym?
Jeśli chodzi o kadrę to nasze możliwości zapewnienia zawodnikom zgrupowań, wyjazdów na turnieje, opieki medycznej, terapeutycznej, trenerskiej są na najwyższym poziomie. W Polskim Związku Tenisa Stołowego mamy osobnego trenera kadry juniorów Marka Biernata, który ma wyszukiwać talenty. To jego główna funkcja. Pan Marek jest w sporcie paralimpijskim od ponad 40 lat, poza tym jest też sędzią, więc gdziekolwiek w Polsce zobaczy dziecko niepełnosprawne, które gra lub chce grać w tenisa stołowego, od razu zachęca do wstąpienia do klubu. My przy tym pomagamy, żeby dać młodemu człowiekowi szansę na zabawę, rywalizację, wyjazdy, poznawanie ludzi, czyli wszystko co może dać nam sport.
Jak pan trafił do sportu niepełnosprawnych?
Na studiach bardzo interesowała mnie metodyka wychowania fizycznego i sportu paralimpijskiego. Od 2003 roku jestem wykładowcą Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, gdzie między innymi prowadzę przedmiot „sport osób niepełnosprawnych”. Kiedy jeszcze pracowałem w szkole i prowadziłem klasę ze specjalnością tenisa stołowego, jedna z moich zawodniczek miała tatę Adama Żurawskiego, który był niepełnosprawny i grał w tenisa stołowego. Zaproponował, żebym został jego trenerem na zawodach międzynarodowych. Tam poznałem ówczesną trener kadry Polski, z którą zacząłem współpracować na początku jako sparingpartner. Potem kadrowicz Marcin Skrzynecki był moim zawodnikiem w klubie, rozpocząłem pracę w Integracyjnym Klubie Sportowym w Warszawie. W 2009 roku otrzymałem propozycję bycia drugim trenerem kadry, a od 2018 roku PZTS powierzył mi stanowisko pierwszego trenera reprezentacji paraolimpijskiej.
Kiedy 211 polskich olimpijczyków zdobyło w Paryżu zaledwie dziesięć medali, w tym tylko jeden złoty, kibice byli oburzeni. Sportowcy paralimpijscy nie startują pod taką presją.
Trzeba do sprawy podejść uczciwie i powiedzieć, że o medal paralimpijski jest łatwiej niż o olimpijski. Kiedy już sportowiec niepełnosprawny dostanie się na igrzyska, ma większe szanse stanąć na podium. To wynika ze statystyki. W turnieju olimpijskim w Paryżu startowało 76 tenisistów stołowych, a kompletów medali było tylko pięć. Tymczasem na paraolimpiadzie było 31 kompletów medali, a w każdej grupie biło się o nie od 10 do 20 zawodników. Można oczywiście porównywać miejsce w klasyfikacji medalowej: w przypadku sportowców pełnosprawnych była to 42. pozycja, w przypadku paraolimpijczyków 16. Ale ja nie widzę sensu w takich porównaniach. My wszyscy kibicujemy naszym sportowcom pełnosprawnym, często trenujemy z nimi, znamy się, a wielu z nich jest idolami, lub natchnieniem dla sportowców niepełnosprawnych. Pełnią bardzo ważne role, bez względu na to, czy akurat odnoszą sukcesy większe czy mniejsze.
Jest też odwrotnie, bo na przykład sławny trener piłkarski Juergen Klopp wybrał się na paralimpiadę do Paryża, żeby kibicować pochodzącemu z Polski niepełnosprawnemu Wojtkowi Czyżowi. Czyż jako reprezentant Nowej Zelandii debiutował na igrzyskach paralimpijskich w turnieju badmintona. Lata temu kiedy był jeszcze pełnosprawnym piłkarzem, miał podpisać kontraktu z Fortuną Koeln, ale doznał ciężkiej kontuzji kolana, po której amputowano mu dolną część lewej nogi. W Niemczech poznał Kloppa, który zna całą jego historię. Niemiec mówi, że Czyż i inni paralimpijczycy są dla niego wielką inspiracją.
Oczywiście. To działa w obie strony. Sportowcy pełnosprawni, patrząc na determinację niepełnosprawnych, mogą czerpać z niej siłę.
To nie jest pańska konkurencja, ale sprawa choroby nowotworowej szablisty Michała Dąbrowskiego poruszyła wielu ludzi w Polsce.
Widziałem go w wiosce olimpijskiej w Paryżu, ale o chorobie nie rozmawialiśmy. Z doniesień mediów wiem, że dwa tygodnie przed igrzyskami skończył kurację, a potem w stolicy Francji otarł się o złoto, zdobywając dwa medale: srebrny i brązowy. Niesamowita historia hartu ducha człowieka, któremu nawet walka o życie nie odebrała marzeń o sukcesie sportowym. Bardzo cieszymy się wszyscy, że zbiórka na jego kurację się udała i będzie mógł podjąć leczenie, które w Polsce nie jest refundowane.
Osiągnął pan z kadrą paralimpijską tenisistów stołowych historyczny sukces – czemu ma on służyć przede wszystkim?
Marzy mi się, żeby zachęcił do uprawiania tego pięknego sportu jak najwięcej młodych ludzi. Nie tylko niepełnosprawnych. Sport to synonim lepszego życia: okazja do poznawania świata i ludzi. Dla niepełnosprawnych, ale i pełnosprawnych. Dlatego każdego do niego gorąco namawiam.