Stefano Lavarini: To jest historia, która cały czas się rozwija

Autor: Karolina Korbecka
Artykuł opublikowany: 11 sierpnia 2023

Spotkała się grupa ludzi, która dzieli ze sobą podobne emocje i podejście do pracy, jest zmotywowana i ma wspólny cel do zrealizowania. Z dziewczynami znaleźliśmy wspólną drogę, którą chcemy podążać, aby realizować nasze marzenia – mówi Stefano Lavarini, trener reprezentacji Polski w siatkówce kobiet.

Stefano Lavarini. Fot. Polski Związek Piłki Siatkowej

W połowie lipca polskie siatkarki zdobyły – po raz pierwszy w historii – brązowy medal Ligi Narodów (VNL). W fazie grupowej na 12 spotkań poniosły dwie porażki. W turnieju finałowym pokonały Niemki 3:1, przegrały z Chinkami 0:3 i w meczu o trzecie miejsce wygrały z USA 3:2. Za tym pierwszym od wielu lat sukcesem siatkarek stoi Stefano Lavarini, 44-letni włoski trener, który od 2022 roku prowadzi kobiecą reprezentację Polski w siatkówce.

Karolina Korbecka, „Forum Trenera”: Co takiego się wydarzyło, że tegoroczna Liga Narodów była tak udana w wykonaniu Polek. Co było kluczem do sukcesu?

– Od początku rywalizacji w tych rozgrywkach było widać, że zaczęliśmy z innego punktu niż na początku pierwszego roku wspólnej pracy. Byliśmy w stanie utrzymać w zespole ten dobry nastrój i zgranie, które było już widać w końcówce poprzedniego sezonu. Wokół naszej drużyny od razu panowała dobra atmosfera, między dziewczynami – także. Zrozumieliśmy i poczuliśmy, że dużo rzeczy udało nam się już wypracować w poprzednim roku, więc teraz zaczynaliśmy z innego pułapu i staraliśmy się kontynuować naszą pracę w takim kierunku, jaki obraliśmy wcześniej.

Moim zdaniem ta dobra współpraca, pozytywne nastroje i świetna atmosfera były niezwykle istotne. Oczywiście mieliśmy też swoje problemy kadrowe. Wypadło nam kilka zawodniczek, które gdyby były zdrowe, to pewnie byłyby w naszym zespole. Z drugiej strony, dzięki temu oczekiwania wobec nas, przynajmniej na początku, nie były wygórowane, bo ciężko było przewidzieć na co nas będzie stać w takim składzie.

Od samego początku mieliśmy jednak bardzo ważny cel do zrealizowania. Wiedzieliśmy, że potrzebujemy punktów do rankingu i musimy o nie mocno walczyć w każdym meczu Ligi Narodów. Bardzo nam zależało na udanym występie, ale wiadomo, że naszym najważniejszym celem na ten sezon jest wywalczenie kwalifikacji olimpijskiej i to nam przyświeca od początku zgrupowania. Z każdym wygranym meczem w drużynie rosły entuzjazm, satysfakcja i pewność siebie. To nam pomogło w regularności i bardzo dobrej postawie w fazie grupowej, tak aby zapewnić sobie udział w turnieju finałowym. W trakcie finałów, szczerze mówiąc, nie graliśmy już tak dobrej siatkówki jak wcześniej, ale w ostatecznym rozrachunku zagraliśmy na tyle dobrze, aby wygrać dwa mecze i być skutecznym w momentach, które robiły różnicę.

Z całą pewnością wynik jaki osiągnęliśmy, czyli brązowy medal VNL, jest bardzo dobry. Za każdym razem powtarzam jednak, że Liga Narodów jest tylko początkowym turniejem tego sezonu. Absolutnie mamy świadomość tego, że wciąż musimy dużo pracować żeby robić postępy i grać lepiej. Wiemy też, że to co przed nami jest znacznie ważniejsze niż to, co wydarzyło się do tej pory.

Dziewczyny są oczywiście podbudowane mentalnie po zwycięstwach i zdobyciu medalu. Dzięki temu czują, że są w stanie rywalizować z każdym zespołem, ale to jest wciąż tylko baza do dalszej pracy.

Z czego miał pan największą satysfakcję jako trener?

– Ja uwielbiam swoją pracę i bardzo lubię tego typu wyzwania jak dążenie do rozwoju zespołu. Cieszę się przede wszystkim z tego jak dziewczyny pracowały podczas pierwszego etapu sezonu. Byliśmy naprawdę skonsolidowani i skupieni na celu, który nam od początku przyświecał. Każda z dziewczyn szła w dobrym kierunku. Widać było w naszym zespole jedność. Dla mnie jako trenera to jest największa satysfakcja. Na końcu też oczywiście liczy się wynik i cieszy to, że zakończyliśmy VNL z medalem.

Czy po sukcesie w VNL widać większą pewność siebie u dziewczyn i przekonanie, że są już w stanie wygrywać mecze z czołówką światową?

– Być może tak rzeczywiście jest. Tu jednak cały czas jest potrzebna dalsza praca i rozwój. Nie można się zatrzymywać. Każda z dziewczyn ma możliwość, żeby jeszcze się rozwinąć. Wiadomo, że każdy chce jak najwięcej wygrać, dlatego pozytywne nastawienie oraz wiara w sukces też są ważne, ale taką regularność w grze i przekonanie o swojej sile buduje się poprzez konsekwentną i systematyczną pracę. Dziewczyny są oczywiście podbudowane mentalnie po zwycięstwach i zdobyciu medalu. Dzięki temu czują, że są w stanie rywalizować z każdym zespołem, ale to jest wciąż tylko baza do dalszej pracy.

Jak podejść do zbliżających się mistrzostw Europy skoro najważniejszą imprezą w tym sezonie będzie turniej kwalifikacyjny w Łodzi?

– Na pewno nie można twierdzić, że udział w mistrzostwach Europy to tylko etap przygotowań do turnieju kwalifikacyjnego. To są przecież mistrzostwa Starego Kontynentu, a więc ważny i prestiżowy turniej. Będziemy się starali osiągnąć jak najlepszy wynik. To jest też ważna impreza w kontekście tego, co czeka nas później w kwalifikacjach do igrzysk. Jak zawsze w tego typu turniejach, zdobywa się punkty rankingowe. Mistrzostwa Europy mają swoją rangę i nie podchodzimy do nich tylko jak do etapu przygotowań.

Już w fazie grupowej na Polskę czekają trudni rywale na czele z Serbią. Są też Belgijki z dużymi nadziejami jako gospodynie czy Ukrainki, które wygrały Złotą Ligę Europejską.

– Nie będzie łatwo i to od samego początku. W pierwszym meczu zmierzymy się ze Słowenią, której w żaden sposób nie możemy zlekceważyć. Patrząc wstecz, w każdym turnieju, w którym rywalizowaliśmy do tej pory, mieliśmy problemy w pierwszych meczach. Na szczęście potrafiliśmy przezwyciężyć własne trudności. Początki są ważne, bo pokazują od razu w jakim kierunku trzeba iść i dają dużo pewności siebie. W zeszłym roku na mistrzostwach świata mieliśmy ciężki początek z Chorwatkami, ale zwycięstwo dużo nam dało w kontekście dalszej rywalizacji. W każdym spotkaniu, które przyjdzie nam rozegrać w grupie A, będziemy się kolejno koncentrowali na danym rywalu nie wybiegając w przyszłość, bo najpierw trzeba będzie zrobić swoje w danym meczu. Na początku będziemy mocno skoncentrowani na meczu ze Słowenią.

We wrześniowym turnieju kwalifikacyjnym w Łodzi rywalki będą chyba jeszcze bardziej wymagające.

– Trafiliśmy na silnych rywali. Oczywiście od samego początku mieliśmy świadomość, że to będzie trudna grupa, ale patrząc na inne turnieje – nasz chyba jest najsilniej obsadzony. Patrzymy jednak na swoje możliwości i wiemy, że jako zespół też będziemy silnym rywalem dla innych. Zagramy przed własną publicznością i zrobimy wszystko, żeby osiągnąć nasz cel.

Przed mistrzostwami Europy Polska drużyna rozegrała trzy mecze towarzyskie z Turcją, zwycięzcą tegorocznej VNL. Dwa z nich wygrała. Jakie wnioski można wyciągnąć po tych sparingach?

– To były bardzo pożyteczne mecze, które pokazały, że wciąż musimy wiele poprawić. Najlepszym jednak sposobem żeby się poprawiać i zrobić postęp jest rywalizacja z drużyną, która prezentuje wysoki poziom, czyli takim jak Turcja. To było dobre przetarcie dla wszystkich i doświadczenie na przyszłość.

Miał pan okazję sprawdzić w tych meczach wiele zawodniczek, w tym na różnych pozycjach. Jak to wypadło?

– Mecze towarzyskie są właśnie po to, żeby próbować różnych rozwiązań w sytuacjach, które przypominają warunki meczowe. My cały czas szukamy najlepszego rozwiązania jeśli chodzi o skład, tak żeby był on jak najbardziej zbilansowany. W sparingach możemy sprawdzić to, co testowaliśmy wcześniej na treningach i co rozważamy do zastosowania w warunkach, które są jak najbardziej zbliżone do meczów o punkty.

Czy po sukcesie w Lidze Narodów paradoksalnie pojawił się problem jaką czternastkę wybrać na EuroVolley i kwalifikacje olimpijskie? Do kadry po wyleczeniu urazów wróciło kilka zawodniczek, w tym doświadczone Joanna Wołosz oraz Malwina Smarzek?

– Trochę tak. W kilku przypadkach nasze decyzje kadrowe zostały wymuszone pewnymi zdarzeniami, które miały miejsce w trakcie VNL. Na początku przygotowań do VNL mieliśmy więcej zawodniczek, które chcieliśmy wykorzystać w trakcie tych rozgrywek, ale to się okazało niemożliwe z uwagi na ich urazy. W tej sytuacji siłą rzeczy wybór składu był łatwiejszy o tyle, że było mniej opcji do wyboru. Teraz jest trochę trudniej, nie tylko ze względu na samą liczbę dostępnych zawodniczek, ale przede wszystkim z uwagi na krótki okres, który dzieli oba turnieje, czyli mistrzostwa Europy i turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich. Nie ma więc zbyt wiele czasu na testy i sprawdzanie różnych wariantów gry. Po finałach VNL mieliśmy kilka tygodni do Euro. To nie był zbyt długi okres, ale staraliśmy się go wykorzystać jak najlepiej, tak żeby dokonać też możliwie najlepszych wyborów personalnych.

Fot. Polski Związek Piłki Siatkowej

Jakie są pana kryteria wyboru zawodniczek do składu?

– Mamy pewien sposób gry, a zawodniczki, które najbardziej do niego pasują są tymi, które są nam najbardziej przydatne. Przede wszystkim chodzi o to, aby nasza drużyna była jak najbardziej konkurencyjna. Patrząc z boku może się wydawać, że dobór zawodniczek do drużyny narodowej polega na tym, że poszukujemy tych, które są numerem jeden, a potem numerem dwa na danej pozycji. Jednak nie do końca tak to wygląda. Liczy się to, żeby drużyna była kolektywem i żeby zachowała równowagę. Każdy musi dokładnie wiedzieć po co jest w tym zespole i jakie jest jego zadanie. Chodzi o to, żeby dawał drużynie to czego ona najbardziej potrzebuje i poświęcał się dla jej dobra.

Oczywiście, takie czynniki jak dyspozycja fizyczna i forma w danym momencie sezonu też mają swoje znaczenie, jak również na przykład to, jak dana zawodniczka spisywała się w trakcie sezonu ligowego i jaki jest jej potencjał. Gra i osiągnięcia w drużynie klubowej dają nam bowiem dodatkowe informacje na temat przydatności do zespołu narodowego. W ten sposób śledzimy rozwój zawodniczki. Na końcu jednak jako trener muszę znaleźć odpowiedni balans w drużynie.

Tu tak naprawdę chodzi o zbudowanie całkowicie nowego zespołu, innego niż zespół klubowy, który ma grać w określonym systemie i być odpowiednio zbilansowany. Dlatego nie ma prostego przełożenia między tym jak dana zawodniczka spisuje się w trakcie sezonu ligowego i jaką rolę odgrywa w drużynie klubowej do jej przydatności i roli w drużynie narodowej. Nam chodzi o zebranie grupy takich zawodniczek, które będą najbardziej przydatne do gry w reprezentacji. Z tego względu to jest duże wyzwanie i otwarta kwestia. Szkoda, że w tym momencie sezonu nie mamy zbyt wiele czasu na testy i sprawdziany, bo kalendarz gier na to nie pozwala. Wiemy jakie cele są przed nami i jak ważne mecze nas czekają, więc pod tym względem nie ma czasu na eksperymenty i pracę w szerszej grupie zawodniczek.

Byłem więc bardzo otwarty na współpracę z polskimi członkami sztabu trenerskiego. Wiem, że ta nić porozumienia między nami jest ważna i od początku miałem przekonanie, że w przypadku osób, z którymi przyszło mi pracować tak właśnie będzie. Uważam nawet, że posiadanie takich „miejscowych” osób w sztabie dla obcokrajowca to atut, bo oni doskonale znają kulturę kraju, w którym pracuję i mogą mi pomóc w lepszym zrozumieniu pewnych sytuacji.

Jak wyglądał proces budowy zespołu i zbudowania więzi z dziewczynami, które na każdym kroku podkreślają, że bardzo sobie cenią pracę z panem i czują, że pan w nie wierzy?

– Wiara i zaufanie to podstawy, więc faktycznie jest tak, że ja mocno wierzę w nasz zespół i pracę jaką wspólnie wykonujemy. To nie jest tak, że jakoś specjalnie rozmawialiśmy o tym z dziewczynami i że miały tu znaczenie jakieś przemowy motywacyjne. Po prosto zaczęliśmy pracować i od początku przekazywałem dziewczynom czego od nich oczekuję i jaki mam pomysł na ich wspólną grę. Wiedziałem, że one są w stanie zrobić duży postęp i cały czas się rozwijać. Miałem przekonanie o tym, że to jest drużyna, która może być waleczna i być w stanie skutecznie rywalizować ze wszystkimi zespołami. Myślę, że również ze strony dziewczyn otrzymałem jasny przekaz, że one chcą właśnie iść w tym kierunku i że mamy wspólny cel do zrealizowania. Towarzyszyły nam podobne uczucia i wspólny cel, do którego miała poprowadzić nasza zespołowa praca. Dziewczyny bardzo szybko dobrze się odnalazły w tej drużynie i wspólnie zbudowały fajną atmosferę.

Uważam, że cechuje je duże zaangażowanie. Widać dużą chęć do pracy i motywację. Dzięki temu ja również bardzo dobrze czuję się w zespole i jestem szczęśliwy, że mogę pracować z tą reprezentacją. Czasem tak jest, że nie ma jakiegoś specjalnego wytłumaczenia tego, że coś wspólnie udało się zbudować. Po prostu spotkała się grupa ludzi, która dzieli ze sobą podobne emocje i podejście do pracy, jest zmotywowana i ma wspólny cel do zrealizowania. Z dziewczynami znaleźliśmy wspólną drogę, którą chcemy podążać, aby realizować nasze marzenia.

W przeszłości wokół polskiej reprezentacji siatkarek panowała zła atmosfera. Mówiło się o podziałach wewnętrznych, niektórym zawodniczkom zarzucano unikanie gry w kadrze. Tymczasem pod pana batutą widać zjednoczoną drużynę.

– Mam to szczęście, że nie rozumiem polskiego, więc nie śledziłem ani nie śledzę żadnych plotek. Poza tym uważam, że to są rzeczy, które są całkowicie poza mną i pewnie nie byłbym nawet w stanie ich zrozumieć. To na czym ja się skupiam od czasu przejęcia tej drużyny, to typowo siatkarska praca. Chcę zrobić wszystko, żeby nasza drużyna była coraz silniejsza i grała możliwie jak najlepszą siatkówkę. To czego potrzebujemy, to zawodniczek, które lubią swoją pracę, są zaangażowane i które potrafią cieszyć się grą z koleżankami z drużyny, tak aby zespół podążał w jednym kierunku i osiągał możliwe najlepsze wyniki. Skupiam się więc tylko na tym.

Jaką rolę w tym zespole odgrywa sztab trenerski i jak się panu z nim współpracuje? Co ważne, zgodził się pan na pracę z polskimi trenerami, bo chociaż Nicola Vettori jest Włochem, to już od wielu lat pracuje w Polsce i posługuje się też językiem polskim.

– Miałem dużo szczęścia także pod tym względem. Nie pierwszy raz pracuję za granicą i nie pierwszy raz byłem w takiej sytuacji, że dobierając sobie sztab trenerski musiałem brać pod uwagę trenerów z danego kraju. Podobnie było jak pracowałem chociażby w klubie w Brazylii czy z reprezentacją Korei, gdzie tylko niektóre osoby ze sztabu mogły być spoza Korei. W każdym jednak przypadku potrafiliśmy wspólnie ze sztabem, z którym pracowałem, stworzyć wspaniały sposób na wspólną pracę. Myślę, że w Polsce to się udało zrobić dokładnie z tego samego powodu co w przypadku dziewczyn, czyli ze względu na to, że dzielimy się tymi samymi przemyśleniami, uczuciami i mamy wspólne cele oraz marzenia do zrealizowania. Byłem więc bardzo otwarty na współpracę z polskimi członkami sztabu trenerskiego. Wiem, że ta nić porozumienia między nami jest ważna i od początku miałem przekonanie, że w przypadku osób, z którymi przyszło mi pracować tak właśnie będzie. Uważam nawet, że posiadanie takich „miejscowych” osób w sztabie dla obcokrajowca to atut, bo oni doskonale znają kulturę kraju, w którym pracuję i mogą mi pomóc w lepszym zrozumieniu pewnych sytuacji. Oczywiście na początku potrzebowaliśmy czasu, żeby lepiej się poznać i zrozumieć. Na szczęście nie jest tak, że pochodzimy z krajów, które mają jakąś totalnie inną kulturę i podejście, zwłaszcza jeśli chodzi o pracę siatkarską. Mówimy więc mniej więcej tym samym językiem jeśli chodzi o aspekty dotyczące siatkówki. Dlatego było mi łatwo dogadać się z nimi, znaleźć wspólny ton i to jest jedna z rzeczy, która dodatkowo daje mi dużo satysfakcji z pracy z polską reprezentacją. Mamy ze sobą bardzo dobre relacje.

Na pewno jest w sztabie konkretny podział obowiązków, ale jest też miejsce na konsultacje i wspólne uzgodnienia pewnych spraw?

– Przede wszystkim bardzo sobie cenię wymianę opinii z członkami zespołu trenerskiego. Dużo ze sobą rozmawiamy i lubię też usłyszeć ich zdanie na poszczególne tematy czy sytuacje, z którymi musimy się zmierzyć albo wybory, których musimy dokonać. Oczywiście na końcu to ja podejmuję decyzję i dokonuję wyborów, ale jest dla mnie ważne, żeby ludzie, których mam dookoła siebie i z którymi współpracuję w sztabie, mieli swoje zdanie i mogli mi je przekazać. To mi również pomaga, żeby rozważyć różne opcje i pomysły, aby później dokonać odpowiednich wyborów. W naszej pracy każdy ma swoje zadania i priorytety do opracowania i wykonania. Dzięki temu, że dobrze się rozumiemy i odbieramy na tych samych falach jest też między nami zaufanie. Dzielimy się ze sobą wszystkimi sprawami i wierzę w to, że moi współpracownicy w zakresie swoich obowiązków spełniają swoją rolę jak najlepiej. Najważniejsze, że mamy wspólne cele i dzięki temu nasza współpraca wygląda bardzo dobrze.

Na ile praca z polską reprezentacją jest dla pana specyficzna i inna chociażby od tej, którą wykonywał pan z reprezentacją Korei?

– To zależy pod jakim względem. Akurat sztab trenerski, który miałem w Korei, to byli głównie moi ludzie, z którymi miałem już okazję wcześniej pracować. Natomiast były pewne różnice kulturowe, do których trzeba było się przystosować. Jednak pod względem profesjonalnego podejścia do pracy zarówno zawodniczek, czy dodatkowych osób w sztabie, którzy byli lokalni, nie mogę mieć żadnych zarzutów. Zresztą w pracy siatkarskiej, z jakąkolwiek drużyną przyszłoby pracować, nie ma jakiejś wielkiej filozofii. To nie jest tak, że odkryjemy Amerykę, wyślemy rakietę w kosmos, czy wytworzymy jakiś wynalazek. Tu nie ma zaawansowanej pracy naukowo-inżynieryjnej, tylko praca nad siatkówką. Nawet jeśli są między nami pewne różnice kulturowe, to na końcu język siatkarski jest taki sam, czy to w Korei, czy we Włoszech, czy w Polsce. Na pewno w Polsce czuję się bardzo swobodnie i komfortowo, pewnie bardziej niż w Korei, ale to zrozumiałe, bo przecież jesteśmy w Europie i jest między nami dużo podobieństw. Jestem szczęśliwy, że mogę pracować z tą grupą dziewczyn i tym sztabem trenerskim. Chodzi o to, żeby cały czas iść w tym kierunku, dobrze pracować i wspólnie się rozwijać.

Brązowe medalistki Ligi Narodów. Fot. PZPS

Pod względem presji oczekiwań – czy większe ciśnienie odczuwa pan jednak w Polsce, zwłaszcza po tak udanej Lidze Narodów uwieńczonej historycznym brązowym medalem?

– Ludzie muszą zrozumieć, że rozwój i postęp drużyny, to proces. To jest długa droga, w której oczywiście pojawiają się dobre momenty, ale też czasem złe i trzeba być gotowym na oba warianty oraz mieć ich świadomość. Wszystko co się przytrafi w trakcie tej wspólnej pracy, trzeba umiejętnie wykorzystywać na przyszłość po to, żeby dalszy rozwój drużyny był możliwy. Prawdę mówiąc jako trener nie dbam za bardzo o oczekiwania ludzi z zewnątrz i nie przykładam do nich uwagi. Wiem jak to wszystko wygląda od kuchni i oczywiście mam świadomość, że każdy z nas ma swoje oczekiwania, zarówno dziewczyny, jak i sztab trenerski. My jednak jako trenerzy musimy być jak najbardziej obiektywni i pracować w jak najlepszy sposób. Nie mamy teraz jakichś szczególnych celów, żeby mówić o konkretnym wyniku i go obiecywać. Nie jesteśmy jeszcze na tyle stabilni w grze, żeby coś konkretnego deklarować. Tak naprawdę za nami jest dopiero kilka miesięcy wspólnej pracy. To nie był na tyle długi okres czasu, żeby mówić w kontekście naszej drużyny o jakichś wielkich oczekiwaniach. To czego ja oczekuję od dziewczyn, to dobrej pracy i dzielenia się wspólnie tymi pozytywnymi emocjami, które przeżywaliśmy chociażby w trakcie Ligi Narodów. Powinniśmy jak najwięcej cieszyć się tymi emocjami, ale też dzięki temu mieć jeszcze większą motywację do pracy, aby nasza gra wyglądała w dalszej perspektywie jeszcze lepiej. Jeśli chodzi o wyniki, to zawsze staramy się jak najwięcej wygrać i osiągnąć. We współczesnej siatkówce przewidywanie wyników jest moim zdaniem niemożliwe. Jest też zresztą niebezpieczne, bo to czego potrzebujemy, to skupienia na codziennej pracy, na tym co mamy do zrealizowania i może pewnego dnia jak zrobimy podsumowanie, to okaże się czy mamy większe, czy mniejsze powody do zadowolenia. Aktualnie naszym jedynym większym celem, który mamy cały czas z tyłu głowy, to wywalczenie kwalifikacji olimpijskiej.

Jakie było dla pana największe wyzwanie po objęciu pracy z polską drużyną?

– Od razu postawiłem jasny cel, jakim jest wywalczenie kwalifikacji olimpijskiej. Bardzo chciałbym pojechać z polskim zespołem na igrzyska i w nich rywalizować.

Czy to jest dodatkowy atut, że turniej kwalifikacyjny, mimo bardzo dobrej i wymagającej obsady, zagracie w Łodzi, przed polską publicznością?

– W Polsce atmosfera na trybunach jest wyjątkowa i nigdzie indziej na świecie takiej nie ma. Pod tym względem gra w domu może nam pomóc, to jest coś naprawdę niesamowitego i wyjątkowego grać przed tak wspaniałą publicznością; to też wywołuje wielkie emocje. Mam nadzieję, że coś takiego nam właśnie pomoże. Natomiast pod względem sportowym przyjdzie nam rywalizować w super ciężkiej grupie. To będzie bardzo trudny turniej, ale będziemy myśleć o tym po mistrzostwach Europy.

Jaki był dla pana najbardziej radosny moment pracy z reprezentacją Polski albo może najcenniejsze zwycięstwo, takie, które dało największą satysfakcję?

– Ciężko jest przywołać jakiś jeden szczególny moment. Natomiast to co mnie najbardziej do tej pory ucieszyło, to chyba chwila kiedy miałem takie poczucie na początku tego sezonu, że już nie zaczynamy od zera jeśli chodzi o nasze relacje, wzajemne zrozumienie, realizację wspólnych celów. Zaczęliśmy kontynuować to co zostało wypracowane w zeszłym sezonie. To jest historia, która cały czas się rozwija, a ja osobiście cieszę się z każdej chwili wspólnej pracy z tym zespołem, bo stworzyliśmy wspólnie świetną atmosferę. Myślę, że te najjaśniejsze momenty są wciąż przed nami, a póki co cieszy mnie, że nasza codzienna praca wygląda w ten sposób i jest kontynuacją tego co już udało się wypracować do tej pory. 

Rozmawiała Karolina Korbecka

Fot. PZPS